[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozamykałyśmy starannie wszystkie drzwi i okna i uznałyśmy, że powinno być bezpiecznie.Umyłam się, jak zwykle, ostatnia, pogasiłam światła i zamierzałam iść spać, ale po krótkim namyśle zdecydowałam się zrobić sobie jeszcze trochę herbaty.Od emocji zaschło mi w gardle.Zasunęłam zasłonę, żeby światłem nie obudzić Alicji, która już pochrapywała, i sięgnęłam ręką do kontaktu.Sięgnęłam od góry, macając po ścianie, i trafiłam prosto w przymocowany nad kuchnią słój z solą.Okropnie nie lubię wkładać ręki do soli, bo mi włazi za paznokcie, wzdrygnęłam się zatem i wyszarpnęłam ją nieco zbyt gwałtownie.Słój wyskoczył z podstawki i runął na kuchnię, a z niej na podłogę, zrzucając przy okazji patelnię.W pięć sekund później w kuchni byli wszyscy, z wyjątkiem Elżbiety.Zosia i Paweł wypadli z korytarzyka.Alicja zaplątała się w zasłonę.Nie mając już przeszkody w postaci soli, znalazłam kontakt i zapaliłam światło.- Boże, miej litość.! - jęknęła Zosia, chwytając się za głowę i gnąc się jak złamana lilia nad blatem kuchennym.- Co robisz.?!- Czy ty chcesz nas do reszty wykończyć? - spytała Alicja złowieszczo.- Co, do cholery, wyprawiasz?!- Nic, rany boskie, chciałam sobie wziąć herbaty - odparłam ze skruchą.- Idźcie do diabła, sama tu posprzątam.Kretyńskie miejsce na sól.Zmiotłam sól, posprzątałam, nalałam sobie herbaty i na palcach udałam się do atelier, sprawdzając po drodze, czy Alicja i Elżbieta oddychają.Oddychały, wszystko było w porządku.Miałam wrażenie, że ledwo zasnęłam, kiedy obudził mnie potworny hałas.Tłuczone szkło sypało się na jakieś blachy.Przeraźliwy brzęk, szczęk, jakby trzask wybijanej szyby, rozległy się gdzieś za moją głową, za ścianą, w pokoju Zosi.Zleciałam z katafalku, szarpnęłam drzwi, po drodze dostrzegłam, że Elżbieta siada na łóżku, w korytarzu zderzyłam się z Alicją i Pawłem i wszyscy troje runęliśmy na drzwi pokoju Zosi.Zosia, bliska płaczu z wściekłości, usiłowała się wyplątać z czegoś niewidocznego.Nocna lampka u sufitu słabo oświetlała jej wysiłki.- Żyjesz.! - jęknęłam z ulgą, łapiąc oddech.- Do cholery z tym bezpieczeństwem! - wrzasnęła Zosia z furią.Przepchnęłam się bliżej i ujrzałam na podłodze przed łóżkiem olbrzymią kupę potłuczonego szkła, po większej części z butelek, przykrywki od garnków i jakieś blachy.Zosia odplątywała sobie z nóg cienką nitkę.- Co, na miłosierdzie pańskie, zamierzałaś zrobić z tym wszystkim?! - spytałam, nieopisanie zdumiona, bo Zosia na ogół zachowywała się raczej normalnie.- Nic, do diabła! - warknęła.- Trzeba mnie było nie budzić tą solą! Robisz jakieś kretyńskie hałasy i potem jest taki skutek!- Potłukło się od hałasu? - zainteresował się Paweł.- Odczepcie się! Nie mogłam zasnąć, nie umiem spać przy zamkniętym oknie! Więc otworzyłam i zrobiłam urządzenie alarmowe! Żeby nikt nie wlazł! Zapomniałam o tym i sama w to wlazłam.- To znaczy co zrobiłaś? - spytała nadzwyczajnie zaciekawiona Alicja.- Usiłowałaś wejść przez okno?- Następny urlop spędzę zamknięta w piwnicy! - zagroziła półprzytomna Zosia.- Nie brałam nic czerwonego!.Ustawiłam tu butelki i otoczyłam dookoła nitką, i przywiązałam ją do okna, jakby kto chciał uchylić, to musiał je zepchnąć, a pod spodem położyłam to wszystko i zaplątałam się w tę nitkę! Do diabła! Idźcie stąd!!! - wrzasnęła nagle.- Idźcie spać i pilnujcie Elżbiety!!!Zostawiliśmy ją, nie chcąc się jej zbytnio narażać, i posłusznie poszliśmy spać, po drodze wyjaśniając Elżbiecie, co się stało.- Czy są jeszcze jakieś urządzenia alarmowe? - spytała Elżbieta, granitowo spokojna.- Mam na myśli to, czy są jakieś na drodze do łazienki.W razie gdybym chciała tam pójść.Czy rozlegnie się może dzwon albo syrena?- Nic się nie rozlegnie, na litość boską - odparta Alicja z rozpaczą.- Chyba że oni.Przyznajcie się, czyście może też coś zrobili?- Nic, jak Boga kocham! - przysiągł Paweł.- Odczep się - mruknęłam i wróciłam na katafalk.Z pewnością nie minęło więcej niż pięć minut, kiedy okropny, krótki krzyk poderwał mnie znów na równe nogi.Zdawało mi się, że to głos Alicji.Jeden krótki, straszny krzyk i potem cisza.!Omal nie wywichnęłam sobie ręki, naciskając kontakt ukryty pod ramą od obrazu.Kanapa była pusta, Alicji na niej nie było! W korytarzyku usłyszałam rumor i głosy Pawła i Zosi.Zabrakło mi oddechu, na szczęście zanim zdążyłam zacząć się dusić, dostrzegłam Alicję, żywą, w całości, poruszającą się w mroku przedpokoju.- Strasznie was przepraszam - powiedziała z bezgraniczną skruchą i zakłopotaniem.- Pomyliłam się.Zosia, chwiejąc się, bez słowa, pomacała ręką za sobą.Paweł złapał ją i troskliwie posadził na fotelu.Usiadłam na sąsiednim.- Znaczy, zamiast zamknąć oczy i spać, zaczęłaś drzeć gębę? - powiedziałam z rezygnacją.- Pomyliłaś czynności?- Niezupełnie.Zapomniałam, gdzie śpię.Rozmawiałam przez chwilę z Elżbietą, a propos, jak Elżbieta.?- Dziękuję, nieźle - odparła łagodnie Elżbieta od drzwi.- To chwała Bogu.Potem poszłam do łazienki, napiłam się wody, jeszcze czekałam, aż będzie leciała zimna, a potem odruchowo poszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku.I wyobraźcie sobie, usiadłam na kimś.!!!- Na kukle.- mruknęła Zosia z rozgoryczeniem.- No tak, ale ja zapomniałam, że tam śpi ta maszkara.Zrozumcie, jakie to wrażenie, jak człowiek siada na kimś we własnym łóżku! W ogóle idiotyczny pomysł z kukłami! Możliwe, że trochę krzyknęłam.- Trochę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]