[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A czymże to miasto różni się od innych? Strzegą go szczególnie silne relikwie? A możegorąca wiara mieszkańców? Pozwoliłem sobie na ironię. Mamy relikwie powiedział urażonym tonem Springer. Kolec z Korony Cierniowejnaszego Pana oraz złomek Złamanego Krzyża. Gdyby zebrać wszystkie części Krzyża, które znajdują się w miastach jako relikwie, tookazałoby się, że naszego Pana ukrzyżowano na jakimś drewnianym gigancie.A Krzyż byłniski, panie Springer.Pismo wyraznie mówi, że Jezus, by pokarać grzeszników zstąpił zKrzyża.Nie zeskoczył, ale zstąpił.Zresztą. Machnąłem dłonią. Nieważne.Nawetgdybyście świętymi relikwiami wybrukowali wszystkie ulice, niewiele by wam to pomogło. Dziwne słowa jak na mistrza Inkwizytorium zauważył doradca burgrabiego. Trzezwe, chłodne i rozsądne odparłem. Bo ufam, że wolicie znać prawdę, a niechcecie być mamieni pięknymi bajeczkami?Chrząknął coś niezrozumiale, a potem przetarł czoło dłonią. Wybaczcie, mistrzu powiedział. Sam już nie wiem, co robić.Wysłałem posłańców zlistem do pana prewota, informując go o nieszczęśliwym wypadku, a na razie ja zgodnie zprawem pełnię tu. urwał nagle. Chyba, że wy byście chcieli. O, nie! Uniosłem dłoń. Nie zaangażuję powagi Inkwizytorium, panie Springer, bopo pierwsze, musiałbym tłumaczyć się pózniej przed biskupem, a po drugie, nie mam na toochoty.Mogę wam jednak obiecać jedno: złapiemy czarownika lub czarownicę, kimkolwiekby nie byli.I zrobimy to na tyle dyskretnie, by rzecz nie wyszła na światło dzienne.Przynajmniej do czasu, aż nie odniesiemy sukcesu.Czarownica po pierwszym zabójstwie potrzebuje co najmniej trzech dni odpoczynku.Dlatego mogłem powiadomić Ritę, że zakładając, iż następny będzie kat, ma przed sobą sześćdni życia.Springer pokiwał głową. Ach tak! Klepnął się w czoło. Mam szczerą nadzieję, że uda wam się powstrzymaćzło, mistrzu. Muszę jednak wiedzieć, kim był skazany? Kim są jego przyjaciele? Rodzina? Znajomi?Springer był przygotowany do rozmowy, gdyż miał ze sobą kilka kartek protokołów zprzesłuchania gwałciciela oraz zabójcy. Ugold Pleśniak.Tak go nazywali. Podniósł na mnie wzrok, ruszając lekko ramionami,jakby sam dziwił się temu przydomkowi. Robotnik sezonowy.Najmował się do prac wpolu, kuzni, magazynach.Gdzie tylko się dało. Wagabunda. Ale pracowity.Kupiec, u którego ostatnio pracował, nie mógł się go nachwalić. Któż to taki? Ernest Schulmeister. Springer musiał zerknąć w dokumenty, by sobie przypomnieć.Ma tartaki i składy z drewnem, tu w Biarritz oraz w okolicach.Bogaty cmoknął. No cóż, będę go musiał odwiedzić. Jak myślicie? Springer tym razem uciekł spojrzeniem gdzieś na bok. Popełniliśmybłąd? Ten Pleśniak był niewinny? Cóż mnie to może obchodzić? Wzruszyłem ramionami. Popełniono gwałt orazmorderstwo, podejrzanego pochwycono, skazano i stracono.Prawu stało się zadość.Jestemtu, by odnalezć czarownika, panie Springer, a nie zastanawiać się, czy sąd miejski z panemburgrabią na czele popełnili błąd, gdyż chcieli, po pierwsze, jak najszybciej pochwalić sięzłapaniem budzącego strach mordercy, a po drugie, zobaczyć w działaniu osławionego kata zAltenburga. To nie tak przerwał mi cicho Springer. Ludzie widzieli go nocą. Czego nie zrozumieliście w słowach: cóż mnie to może obchodzić? spytałemzjadliwie. Burgrabia tłumaczy się już przed naszym Niebieskim Panem, a wy tłumaczcie sięwe własnym sumieniu.Jednak mnie do tego nie mieszajcie.Powiedzcie lepiej, gdzie mieszkaSchulmeister.* * *Dom kupca Schulmeistera był to dwupiętrowy, murowany budynek, położony naobrzeżach Biarritz, niedaleko miejskich murów.Otoczony był sporej wielkości ogrodem orazsolidnym płotem najeżonym żelaznymi szpikulcami.Za płotem szalało kilka psów i ichwściekłe naszczekiwania witały mnie, kiedy tylko podszedłem do bramy.Słońce zachodziłoza moimi plecami, więc strażnik, czy raczej służący uzbrojony w okutą żelazem pałę, musiałprzystawić dłoń do czoła, by mi się przyjrzeć. Czego chcecie? zapytał niezbyt przychylnym tonem. Panie dodał po chwili, bowidać otaksował wzrokiem mój ubiór.Oczywiście nadal nie założyłem stroju służbowego, ale Springer pożyczył mi płaszcz, niedość, że wygodny, to przy tym wyglądający na całkiem kosztowny. Chcę się widzieć z panem Schulmeisterem powiedziałem. Na polecenie panaSpringera. Pan Schulmeister nie przyjmuje warknął służący. Przyjdzcie innym razem albozostawcie wiadomość w kantorze. Kiedy to wiadomość niezwykle poufna oraz wielkiej wagi powiedziałem, ściszającgłos i nadając mu przymilne brzmienie. Rzecz jasna, jeśli jesteście zaufanym przyjacielempana Schulmeistera, mogę wam ją powtórzyć, a wy sami zadecydujecie, co czynić.Sługa poczuł się mile połechtany podejrzeniem, że może się przyjaznić ze swympryncypałem, a poza tym jak każdy służący ciekaw był tajemnic dotyczących patrona.Wzwiązku z tym ufnie zbliżył się do krat, co świadczyło o tym, że jego prostoduszność biła nagłowę intelekt.Chwyciłem go za kołnierz tak, że strzelił twarzą w kratę.Palce lewej dłoni wbiłem mu woczy.Zawył, ale nie mógł się ruszyć.Psy szalały za ogrodzeniem, drapały się na płot, ale zanic nie mogły mnie dosięgnąć. Posłuchaj, bydlaku powiedziałem. Albo otworzysz natychmiast bramę, albowrócimy do rozmowy, kiedy będziesz miał już tylko jedno oko.Wybieraj. Ppppuść wystękał.Nie wiem, czy sądził, że żartuję, ale najzupełniej mylnie uznał moje słowa jedynie zaprzenośnię.Nacisnąłem mocniej i zawył, niemal zagłuszając własne psy. Otworzę! zaszlochał.Zwolniłem nieco uścisk i odjąłem mu palce od gałek ocznych.Przez chwilę mrugał, aspod powiek lały mu się łzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]