[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Światło, które wypływało zza otwierającej się Bramy, stawało się coraz jaśniejsze, nie tylko otaczając białą królową, ale i przepływając przez nią, aż Petronius pomyślał, że uda mu się zobaczyć jej duszę.Płomień błysnął ostatni raz, po czym zamienił się w łagodną poświatę.Gdy doktor przestał mrużyć oczy, zobaczył, że Mergyn — promieniowała już tylko jej twarz — kiwa do niego ręką, a drugą pokazuje na Bramę, jak ktoś, kto mówi: „Chodź, zobacz to".Nigdy przedtem nie był tak przestraszony, choć zarazem nigdy przedtem nie pragnął tak silnie.Podszedł.I nagle znalazł się w drzwiach komnaty znajdującej się w wieży jakiegoś zamku czy fortu — wywnioskował to z bardzo solidnych ścian.W pojedynczym ostrołukowym oknie znajdowała się krata.Ściany wykonane były z białego kamienia, tak czystego, że wydawały się przezroczyste, sprawiając — wraz z otwartym oknem i kwitnącą na biało rosnącą za nim jabłonią— że w komnacie było tak jasno, jak w południe.Na środku stał niski katafalk przykryty wspaniałym arrasem, na którym przedstawione zostały rycerskie czyny — żywo ubarwiona pajęczyna, co do której Petronius nie miał wątpliwości, że jest magiczna.Na marach spoczywał mężczyzna, sztywny jak rzeźba nagrobna, chociaż doktor, który stał tak blisko, że był w stanie policzyć perły na brzegach rękawów jego szaty, widział, jak jego pierś leciutko podnosi się i opada.Petronius z wrażenia o mało sam nie przestał oddychać.Głowa śpiącego króla spoczywała na łonie Wiary, podczas gdy po jego prawej stronie siedziała Miłość, grając na walijskiej harfie, a po lewej klęczała Nadzieja, polerując wspaniałą koronę.Wszyscy razem — trzy panny i ich monarcha — tworzyli obraz bardzo podobny do Ostatniego snu Artura w Avalonie Burne–Jonesa.A cóż to za dziecię? —zapytał następnie Petronius i sam sobie odpowiedział: To.to jest Chrystus król! Ta ostatnia wizja, tak bliska jego sercu, spowodowała, że upadł na kolana.Wtedy Mergyn ujęła go pod brodę, uniosła jego głowę i, nim doktor zdołał cokolwiek powiedzieć czy się ruszyć, złożyła na jego czole delikatny pocałunek.Potem cofnęła się o krok i w ostatnim błysku światła, który otoczył ją słupami ognia, weszła do Bramy, jak Excalibur do jeziora, a miecz zaświecił w blasku księżyca — i nagle w komnacie były cztery królowe.Na widok Mergyn panny zaintonowały coś, co musiało być pieśnią powitalną, chociaż Petronius nie słyszał żadnego dźwięku.Podczas gdy śpiewały, Biała Pani podeszła do mar swojego suzerena, uklękła i odpięła pas z bronią, po czym, pełna czci, położyła legendarny miecz przy boku Artura.Nim zdążyła odsunąć ręce, Artur zadrżał i otworzył oczy.Trzy królowe krzyknęły razem z radości (Petronius przyłączył się do nich), a potem podeszły do Mergyn i uklękły tworząc półksiężyc, by utulić swe przywrócone do życia słońce.Ale król, choć obdarzył niesłychanie łagodnym spojrzeniem Mergyn i panny, w następnej chwili popatrzył prosto na Petroniusa.Spojrzenia mężczyzn skrzyżowały się jak dwa miecze.Wzrok Artura przeniknął doktora aż do samego serca.Widzę, kim jesteś! Słowa te zabrzmiały w umyśle Petroniusa niczym oskarżenie; doktor zadrżał w poczuciu winy, ale w spojrzeniu Artura było jedynie współczucie, miłość i — dopiero co pasowany na rycerza mężczyzna zawahał się, nie wierząc własnym oczom — poważanie dla równego sobie.Powoli wielki władca podniósł rękę w błogosławieństwie; a Petronius, śmiało podchodząc do tronu, uniósł swoją w pozdrowieniu i krzyknął silnym, radosnym głosem: Ave, Arturus — Rex quondam, Rexque futurus!Czy niegdysiejszy i przyszły król słyszał jego słowa, czy tylko czytał z ruchu warg nie wiadomo; lecz zaaprobował jego przemowę wdzięcznym skinieniem głowy.Wtedy Mergyn i panny podniosły ręce i z wnętrza pięciu dłoni wystrzeliły snopy niebieskiego światła, które skupiły się w portalu, tworząc jarzący się pentagram.Ten znak wisiał przez chwilę w powietrzu; potem eksplodował bez żadnego dźwięku, co spowodowało, że doktor cofnął się i zasłonił oczy.Kiedy spojrzał ponownie, Brama została zamknięta — zwykły kamienny cokół: zimny, ciemny i cichy.Petronius bez zdziwienia przejechał palcami po wgłazie, wiedząc, jeszcze zanim to zrobił, że jego powierzchnia okaże się twarda.Płaskorzeźba przedstawiająca Avalon i Artura, jeszcze nie tak dawno doskonale widoczna, teraz tkwiła pod kamieniem w kształcie serca niczym wizerunek ukochanej osoby w medalionie — lub wspomnienia w ludzkim sercu.Petronius rzucił się na ziemię i załkał.Najwyraźniej stracił przytomność, czy też może zasnął.Odzyskał świadomość, kiedy światło spoczęło na jego powiekach, rozpraszając ciemność, która nie miała tym razem nic wspólnego z czarami.Otworzywszy oczy zobaczył, że pierwsze promienie światła, poprzedzające blade zimowe słońce, dotarły do skalnego wydrążenia, w którym znajdował się wglaz.Patrzył, jak promienie spoczęły na Bramie, rozpalając czerwone serce z onyksu i złote żyłki kwarcu korony.Gdy na horyzoncie pojawił się okrąg słońca, kontur kamienia rozmazał się i przesunął, a kolory serca i korony wymieszały się ze sobą, jak żużel i złoto w tyglu alchemika.Kiedy po chwili wgłaz znieruchomiał i ostygł, stał się niczym nie wyróżniającym się szarym kamieniem.Można go było rozpoznać wśród innych skał tylko ze względu na jego regularne kształty.Okno powoli staje się błyszczącym kwadratem, pomyślał Petronius i zaśmiał się beztrosko, pokrzepiony faktem, że potrafi jeszcze żartować, gdy prawdziwie boska rozpacz powodowała, że w jego oczach zbierały się „idylliczne" łzy.Schyliwszy się, bez lęku chwycił kamień, który ważył tak niewiele, że dał się bez trudu unieść, i umieścił go w zgięciu rąk.Ostrożnie wspiął się na skraj skalnej niecki; ostatnio wpadł tu nie Excalibur, a sam księżyc.Fale jeziora obmywały brzegi, o których nie śnili nawet bogowie — wszystko jedno: nowi czy starzy.Jak Bedivere, Petronius stanął, zwrócony twarzą na zachód, przywołując wiele wspomnień.W końcu, uspokojony, doktor podniósł rękę w ostatnim pozdrowieniu i bąknął: — Przybądź po raz drugi i trzeci, i przynieś sprawiedliwość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]