[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stal i broń go nie uratują.- Wiem, na moją korzyść przemawia fakt, że dotąd żaden ze złapanych nie miał bliskiego pokrewieństwa z osobą taką jak ja.Miałam zbyt mało czasu, aby to w pełni wykorzystać.Jeśli się nie pospieszę, Elyna nie da się uratować.- Czy jest stąd prywatne wyjście? - spytałam.- Tak.Pójdziesz tam natychmiast?- Nie mam wyboru!Ze swych zapasów dała mi dwa amulety i zbiór ziół.Przeprowadził mnie umieszczonym między murami korytarzem - drogą ucieczki w razie niebezpieczeństwa.Jej służąca przywiodła mojego konia.Uzbrojona - wyruszyłam.Nie wiedziałam, jak daleko będę jechać, toteż poganiałam wierzchowca, gdyż teraz głównym wrogiem był czas.Przemknęłam między patrolami używając często Sztuki, aby zejść im z oczu.Znalazłam się w dzikim i groźnym kraju, gdzie wielokroć trzeba było szukać drogi, bądź wyrąbywać ją sobie przez chaszcze.Zorientowałam się, że jestem śledzona.Mogli to być ludzie z Warowni, zaniepokojeni ponownym zniknięciem swego pana.Jednak każda ingerencja mogła skończyć się fatalnie dla Elyna.Poszukałam osłony wśród krzaków i z mieczem w dłoni czekałam, co nastąpi.Ktokolwiek to był, był mistrzem w podchodzeniu.Tak musieli jeździć ci, którymi dowodził mój brat.Zbliżył się tak cicho, że gdyby nie przypadkowe spłoszenie ptaka, nie zauważyłabym go.Ale nie był to nikt z ludzi brata, lecz Jervon, o którym po opuszczeniu zamku na śmierć zapomniałam.Tylko czego on tu szukał? Dlaczego nie próbował znaleźć swego pana?- Czego szukasz na tej drodze, rycerzu? - z tymi słowami wyszłam z ukrycia.- To ma być droga? - zdumiał się unosząc brwi, robił tak zawsze, gdy był zaskoczony.- Nie nazwałbym tak tych wertepów, ale nie będę się sprzeczał.A co tu robię? Czyż nie mówiłem wcześniej, że nie należy się zapuszczać gdzieś samotnie, jeśli można w kompanii?- Nie możesz iść ze mną! - sprzeciwiłam się gwałtownie.To, co mnie czekało u celu, było bitwą o jakiej on nie miał pojęcia, a w finale mógł być bardziej wrogiem niż sprzymierzeńcem.- Cóż, więc jedź sama, pani… - ustąpił tak łatwo, że aż mnie to zdenerwowało.- A ty będziesz deptał mi po piętach? Jervon, to nie jest miejsce dla ciebie, to jest robota dla czarownicy.Muszę sprzeciwić się klątwie Najstarszych i to na tyle mocnej, że działającej do dziś.- A czy ja nie wiem o tym od samego początku? - spytał nie zmieniając wyrazu twarzy.- Idź i walcz czarami.Wiedz jednak, że jest to teren, gdzie można łatwo spotkać ludzkie wilki.Co się stanie, jeśli ugodzi cię strzała lub ostrze, zanim osiągniesz cel, lub wtedy, gdy będziesz zajęta magią?- Nie przysięgałeś mi, a poza tym masz swego Lorda, którego odszukanie jest twym obowiązkiem.- Nie przysięgałem ci, Lady Elys, ale obiecałem sobie, że będę przy tobie i nie próbuj czarami odwieść mnie od tego.Dama z Warowni dała mi to - sięgnął pod pancerz, skąd dobył rzemyk z zakręconym krzyżem, wykonanym z księżycowego srebra.Zaczęło mnie zastanawiać, po co Dama posłała za mną kogoś zupełnie nie obeznanego ze Sztuką.- Nich będzie - skapitulowałam.- Ale jedno kładę ci na sercu: jeśli poczujesz do mnie choćby najlżejszą niechęć, mów mi o tym od razu.Są czary zmieniające przyjaciół we wrogów i przynoszące straszliwe przykrości.- Zgadzam się - odparł Jervon.Tak oto resztę dnia jechałam już w towarzystwie.O zmroku zatrzymaliśmy się na wzniesieniu, gdzie stały dwa wielkie bloki skalne.Tu zsiedliśmy z koni.- Wiesz dokąd iść? - spytał po raz pierwszy tego dnia.Przez całą drogę zachowywał się tak cicho, że gdyby nie dochodzące od czasu do czasu odgłosy stąpań jego konia, nie wiedziałabym, że mam towarzysza.- Jestem przyciągana - stwierdziłam, nie wdając się w szczegóły.Czułam to coś przed nami, niecierpliwiące się.jakby było teraz rozbudzone.Zdawałam sobie sprawę z tego, że obojętnie jak dobrze przyuczona, nie jestem równorzędnym przeciwnikiem dla Najstarszych.- Jesteśmy blisko? - spytał.Blisko, a to oznacza, że musisz tu zostać.- Pamiętaj, co ci powiedziałem.Pójdę tam, dokąd poprowadzisz.- Ależ tutaj nie muszę się obawiać żadnych ludzi… - zaczęłam, ale po wyrazie jego oczu odgadłam, że żadne słowa go nie przekonają.Nie chcąc go atakować, nie miałam innej możliwości, jak ustąpić, rozważając, co też mogło go pchnąć do robienia takich głupstw.- Stoisz w obliczu zagrożenia, którego nie rozumiesz! Nie mamy do czynienia z tymi, którzy walczą ostrzem i siłą ramienia; ale za pomocą takich broni, o których ci się nie śniło…- Pani, odkąd zobaczyłem, co broń Psów zrobiła z Dorm, mam umysł otwarty na wszelkie jej rodzaje.Ponadto od tego dnia jestem martwy, gdyż według wszelkich reguł powinienem zginąć wraz z tymi, których kochałem.Nie cenię więc zbytnio swego życia, a mam wielką ochotę zobaczyć twą walkę z tymi wielkiej mocy i nieznanego oręża, o których tyle wiesz.Skoro jesteśmy blisko, przygotujmy się do bitwy! Mówił zdecydowanie.Nie warto było się z nim sprzeczać.* * *Spoglądając w dół w poszukiwaniu drogi, widzieliśmy okolicę pogrążoną w nienaturalnym mroku, choć blask księżyca był intensywny.W interesującym nas kierunku biegła jedna ze Starych Dróg, którą podążyliśmy.Była wąska i kręta, wiła się między potężnymi drzewami, rosnącymi tu od stuleci.Nader cichy był to las.Ciszę przerywał jedynie odgłos spadających gałęzi, żadnego odgłosu ptaka czy zwierzęcia.No i to uczucie czegoś powoli budzącego się…- Jesteśmy oczekiwani… - głos Jervona był cichy, ale brzmiał jak krzyk.- Jesteśmy obserwowani…A więc okazał się na tyle wrażliwy, aby to odczuć, choć jeszcze nic nam nie groziło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]