[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadciągnęło drogą z ogromną prędkością, tak że nie obejrzałam tego dokładnie.Na pewno nie zobaczyłam zwierzęcia.Odniosłam wrażenie, że był to cylinder, prawdopodobnie metalowy.Nawet nie dotykał powierzchni, po której się ślizgał, ale unosił nad nią na wysokość równą długości ramienia.Pędził bardzo szybko, wywołując prąd powietrza, który pokrył nas kurzem, zanim pojazd zniknął w oddali.Zastanawiałam się, czy nas zauważono.Jeżeli tak, to istoty kontrolujące tajemniczy cylinder nie raczyły się zatrzymać.A może nie mogły tego zrobić, gdyż ogromna Prędkość nie pozwalała na nagły postój.Ale czym była rzecz, która mknęła tak szybko, nie dotykając gruntu, a jednak wędrując drogą? Za Kolderczyków pracowały maszyny.Czy znalazłyśmy się w kolderskim świecie, tak jak niegdyś moi rodzice? Jeśli tak, to groziło nam wielkie niebezpieczeństwo, ponieważ Kolderczycy zamieniali swoich jeńców w żywe trupy.Nikt nie mógłby sobie nawet wyobrazić czegoś podobnego nie ryzykując obłędu.Miałam w sakwie bardzo mało żywności i ani kropli wody.Zamierzałam przecież wędrować po Escore, gdzie bez trudu mogłam ugasić pragnienie śniegiem lub wodą z rzeki.Tutaj zaś przesycone gryzącym dymem powietrze i suchy wiatr do cna wysuszyły mi gardło.Czułam się tak, jakbym próbowała połykać garściami podobny do popiołu piasek.Musimy mieć wodę i żywność, żeby przeżyć.Wygląd tej krainy wskazywał, że na nic takiego nie możemy liczyć — a więc musimy zaryzykować i wędrować wzdłuż czarnej drogi, może nawet w tym samym kierunku, co metalowy cylinder…Wyciągnęłam rękę do Ayllii, ale ona już zwróciła się w stronę dziwnej drogi, patrząc wciąż nie widzącym spojrzeniem przed siebie.Zaczęła iść jednak skrajem drogi, a ja, w braku lepszego przewodnika, ruszyłam za nią.To zobaczyłyśmy z daleka.Widziałam wieże Es i cytadelę na przylądku nad wschodnim morzem; stworzyły je ludzkie ręce.Lecz to wyglądało tak dziwnie, iż nie mogłam uwierzyć, że zbudowali je ludzie.Wieże strzelały w niebo i zdawały się szarpać chmury.U ich podstawy znajdowały się niewielkie budynki.Łączyła je koronka mostów—dróg, jakby zawieszonych wysoko w niebie.Można by je uznać za fantastyczne rośliny wyhodowane na popiele.A jednak wszystkie miały taką samą ciemnobrązową barwę i metaliczny połysk.Niesamowita droga prowadziła prosto do podstawy najbliższej wieży.Teraz zobaczyłyśmy takie same drogi rozchodzące się z miasta, wybiegające z innych wież.Przyglądałam się kiedyś uważnie sieciom pająków ziztów z ich gęsto tkanymi środkami i licznymi rozchodzącymi się promieniście niciami—kotwiami.Przyszło mi na myśl, że gdybym uniosła się wysoko i spojrzała w dół na to skupisko wież wydałoby mi się podobne do sieci ziztów — a to nie wróżyło nic dobrego, gdyż pająki te są znakomitymi myśliwymi i lepiej ich unikać.Przesunęłam językiem po spękanych, spieczonych wargach i spojrzawszy na Ayllię stwierdziłam, że była w nie lepszym stanie.Zaczęła znów jęczeć cicho tak jak wtedy, kiedy przybyłyśmy do tego świata.Gdzieś tutaj była woda i wyglądało na to, że będziemy musiały wejść do tej metalowej sieci, żeby ją znaleźć.Usłyszałam przeciągły ostrzegawczy gwizd i jeszcze raz pociągnęłam moją towarzyszkę na ziemię.Minął nas jakiś pojazd jadący inną, biegnącą w pobliżu drogą.Kiedy się podniosłam, zobaczyłam na niebie ciemną kropkę, która powiększała się z każdym uderzeniem mojego serca.To nie mógł być ptak.Przypomniały mi się opowieści mojego ojca.W jego świecie, tak jak w Kolderze, ludzie zbudowali maszyny i latali w nich po niebie, rozkazując wiatrom.Czy… Czy to mógł być świat mojego ojca? Lecz on… on przecież nigdy nie wspominał o takim mieście ani o ziemi zdegradowanej do popiołu i piasku.To coś w górze rosło w oczach.Później zawisło między dwiema wieżami.Była tam platforma, znacznie stabilniejsza niż koronkowe drogi łączące wieże.Powietrzny statek ostrożnie osiadł na tej platformie.Był zbyt ode mnie oddalony, żebym mogła zobaczyć, czy wysiedli z niego ludzie i czy weszli do którejś z czterech wieź w rogach lądowiska.Ale wszystko to wydawało mi się tak niesamowite, że aż się trochę przestraszyłam.Kolderska nauka, kolderskie maszyny i zamienieni w maszyny ludzie, którzy im służyli, od tak dawna stały się w Estcarpie uosobieniem zła, że wszyscy ich nienawidziliśmy.I dlatego to miejsce miało dla mnie posmak kolderskiej ohydy, całkowicie odmiennej od zła spotykanego w Escore.Tamto potrafiłam zrozumieć, ponieważ wywodziło się z niewłaściwego użycia dobrze mi znanych zdolności — ale to?! To był potwornie zniekształcony sposób życia, w niczym nie przypominający tego wszystkiego, o co walczyłam.A przecież musimy zdobyć pożywienie i wodę, bo inaczej zginiemy.I jeszcze jedno: nikt nie chce umierać, kiedy ma nawet nikłą szansę ratunku.Dlatego stałyśmy i patrzyłyśmy na to dziwaczne miasto, a raczej to ja patrzyłam, gdyż Ayllia tylko wpatrywała się bezmyślnie w przestrzeń.Tu, na ziemi, jedynymi wejściami do najbliższych wież zdawały się tunele, z których wybiegały czarne drogi.Od frontu nie zauważyłam w ścianach żadnych szczelin aż do poziomu pierwszych napowietrznych ścieżek, znajdujących się wyżej niż najwyższe wieże Es.Te budowle pozbawione były okien.Wobec tego musimy wejść do środka jedną z czarnych dróg… Wzdragałam się przed postawieniem nogi na takiej śliskiej powierzchni.Ale jak długo wytrzymamy bez jedzenia i picia? Dalsza zwłoka tylko jeszcze bardziej nas osłabi.Robiło się coraz ciemniej i pomyślałam, że to nie zbliżająca się burza, lecz noc niosła ze sobą zmierzch.Może mrok stanie się naszym przyjacielem.W górze nie widziałam żadnych świateł.Wtedy na moich oczach w nagłym rozbłysku zarysowały się kontury wszystkich ścieżek zawieszonych między wieżami, połyskując jak krople rosy na pajęczynie.Bardziej matowy blask otaczał wejścia do tuneli.Tam światło mogło okazać się naszym wrogiem, a nie pomocnikiem.Pomyślałam jednak, że nie mamy wyboru, że z każdą chwilą maleją szansę powodzenia naszej wyprawy.Dlatego wzięłam Ayllię za ramię.Już nie prowadziła, ale ani nie ociągała się, ani też nie sprzeciwiała, kiedy ruszyłam do przodu wzdłuż czarnej drogi, kierując się w stronę oświetlonego wejścia do tunelu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]