[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczyna zatrzyma amulet, bo do niej należał przedtem.Jeszcze jedno słowo, magiku, a rozetnę cię na pół.I to powoli.Magik cofnął się, strojąc miny do Imrie.Pokazała mu język, więc Valon skarcił ją spojrzeniem, a potem odwrócił się do Ryle’a.— Wasza Wysokość zna drogę?— Tak.— Ryle podniósł pochodnię i ruszył w głąb tunelu.Valon podniósł rękę, magik i jego uczeń poszli za Ryle’em, Valon i Imrie ruszyli za nimi.Dziewczyna wsunęła amulet do kieszonki; dotykała go dłonią — to ją trochę pocieszyło.Pochodnia rzucała odblaski na ciemne kamienne ściany.IVRyle uniósł pochodnię wyżej.Przeszył go dreszcz.Skalny korytarz przed nim był równy i szeroki, łagodnie schodził w dół.Zupełnie zwyczajny, pomyślał, ale na karku czuł nieprzyjemne ciarki — nie wiedział, dlaczego.Z tyłu słyszał kroki pozostałych: nerwowe dreptanie magika, sapanie ucznia, solidne, uspokajające podzwanianie butów Valona.Kroki dziewczyny były tak ciche, że nie odróżniał ich w hałasie.Zaczął o niej myśleć, starał się zapomnieć o niemiłym uczuciu.Nie pamiętał, żeby przedtem ją widział, chociaż musiał, bo pochodziła z Colmery; w Dolinie Harkens nie było innej wioski.Powiedziała, że magik jest oszustem, utrzymywała, że nic nie widziała podczas jego pokazu — co było przecież nonsensem, uznał Ryle.On widział potwory z dymu, jego ojciec też.Szybko odsunął tę myśl, w obawie, że się rozpłacze.Płacz, stwierdził rozsądnie, nie przystoi młodemu mężczyźnie, który mierzy się z wrogami i niebezpieczeństwami świata.Tunel lekko się zwężał i skręcał w lewo.Ryle obejrzał go dokładnie, próbując przypomnieć sobie mapę, którą kiedyś pokazał mu ojciec; potem wzruszył ramionami i poszedł dalej.Dopóki tunel nie ma rozgałęzień, trzeba iść przed siebie.Dziewczyna — Imrie, tak jej na imię.Ładne oczy jak na chłopkę.Młody mężczyzna musi mieć kogoś, kogo będzie ratował.We wszystkich najpiękniejszych pieśniach występowały bezbronne niewiasty, znajdujące się w ogromnym niebezpieczeństwie, ona też będzie musiała spełnić tę rolę, przynajmniej na razie.Oczywiście, nie jest całkowicie bezbronna —jej podróż do Zamku Harkenów świadczy o pewnej odwadze, ale chłopi są beznadziejnie gruboskórni w porównaniu z wyrafinowanym rycerstwem.Zresztą, tak czy inaczej będzie ją ratował.— Ryle, stój — szepnął Valon.Ryle podskoczył, dobył miecza i obrócił się wkoło.— Co się stało? Wrogowie? — zapytał.Magik i jego uczeń przykleili się do ścian tunelu; Valon potrząsnął głową, a stojąca za nim dziewczyna spojrzała na Ryle’a z zaciekawieniem.Jej sukienka była poplamiona błotem.— Nie.Przegapiłeś tunel — powiedział kapitan, wskazując na ścianę.Drugi korytarz odchodził od pierwszego pod kątem prostym.— Och — bąknął zakłopotany Ryle.— Zauważyłem go, ale.Cóż.Pobiegł do bocznego tunelu, wyciągnął rękę z pochodnią, żeby rozświetlić nową ciemność.Wilgotne ściany zalśniły w odpowiedzi.— Na co czekamy? — zapytał ostrożnie magik.— Chodźmy.— Cierpliwości, szarlatanie — mruknęła Imrie.— Jak myślisz, prowadzi w stronę lądu czy morza?Ryle zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć mapę.Valon ukląkł i końcem palca rysował linie na ziemi.— Wejście było od wschodu — powiedział.— Pierwszy tunel prowadził na wschód i na północ, w kierunku Zamku Harkenów.Wróciliśmy nim, więc ten nowy musi prowadzić, na zachód i lekko na północ, jak sądzę.W głąb lądu, w kierunku Doliny Norris.Jego słowa chyba rozjaśniły myśli Ryle’a, bo nagle zobaczył przed oczami mapę ojca, tak wyraźnie, jakby przed nim leżała.— Tak — oznajmił podekscytowany.— A od niego odchodzi inny tunel, w kierunku morza — gdzieś tu.— Ukucnął i przesunął palcem po szkicu Valona.Dorysował inne linie, szybko i pewnie, potem się odchylił.— Oto mapa.Już wiem.Valon spojrzał na niego i kiwnął głową.— Magiku, czy masz papier?Magik rozłożył ręce, potem spojrzał na Valona i na Ryle’a, z pewnością zastanawiając się nad możliwością zaprotestowania, wreszcie poszukał w swym obszernym ubraniu i wyjął rzeźbioną Księgę Dni wuja Betry i rysik Ryle’a.Uczeń znów się zaśmiał.— Mam już dość tego hałasu, chłopcze — zauważył Valon.— Zrób tak jeszcze raz, a obetnę ci nos.Dziewczyno, masz wolne ręce.Umiesz rysować?— Umiem także czytać — odpowiedziała Imrie urażona i wzięła od magika księgę i rysik.Uklękła, szybko przerysowała mapę do księgi i podała ją Ryle’owi.Pachniała wiosną, wilgotną ziemią i kwiatami.— Pamiętam to — stwierdził, wstając i odsuwając się od niej na krok.Odwróciła się do kapitana, w wyciągniętych rękach wciąż trzymała księgę.— Nie, dziewczyno, ty ją poniesiesz.My mamy już dużo rzeczy powiedział kapitan.Dziewczyna wetknęła księgę i rysik do torby, Ryle ruszył do nowego tunelu.Nie minęło wiele czasu, jak korytarz zaczął skręcać, podłoga zrobiła się nierówna, na ścianach widać było ślady kilofów.Mrowienie w karku Ryle’a nasiliło się, nie pomogło nawet myślenie o bohaterskich czynach.Zwolnił, potem się zatrzymał.Serce waliło mu mocno.— Ty też to czujesz, chłopcze? — zapytał magik.— Jest tu Zło, bardzo stare i bardzo podłe.— Wykonał szybki gest.— Nie nazywaj mnie chłopcem — powiedział gniewnie Ryle.W migocącym świetle pochodni zdawało się, że magik łypnął na niego zadziornie.— Dla ciebie jestem panem Ryle.Wszyscy to zapamiętajcie.— Oczywiście, Wasza Wysokość — odrzekł magik i skłonił się.Ryle spojrzał na niego, podejrzewając sarkazm.— Chciałem tylko powiedzieć, Wasza Wysokość, że czuję tu obecność starego Zła, nie zbadanego przez ludzi — niebezpiecznego, mój panie, bardzo niebezpiecznego.I złaknionego.Ryle wzruszył ramionami.Valon nerwowo się rozejrzał.— Bzdura — oświadczyła wyraźnie Imrie.— Wierutna bzdura, złodzieju.Kapitanie, czy czujesz coś takiego?Valon zmarszczył brwi.— Czuję coś, dziewczyno, coś niemiłego, jak w noc przed bitwą z przeważającymi siłami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]