[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Można by powiedzieć, wzorowy sportowiec.A miałam wrażenie, że kradzież była kosz­marnym ciosem dla pana firmy.Montegrifo przybrał cierpiętniczy wyraz twarzy.Wątpiąc obraża mnie pani - można było wyczytać w jego oczach.- Istotnie, ma pani rację - odparł patrząc na Julię, jakby oceniała go niesprawiedliwie.- Prawdę mówiąc, musiałem się gęsto tłumaczyć naszej londyńskiej centrali.Ale cóż poradzić, taki biznes.Nawiasem mówiąc, nie ma tego złego.Nasza filia w Nowym Jorku przy okazji odkryła innego van Huysa: Wekslarza z Leuven.- “Odkryła” to trochę za dużo powiedziane.To znany obraz, figuruje w katalogach.Należy do prywatnego kolekcjonera.- Jak widzę, jest pani świetnie poinformowana.Chodzi­ło mi o to, że jesteśmy w trakcie negocjacji z właścicielem.Chyba wyczuł, że może teraz na nim dobrze zarobić.Tym razem moi nowojorscy koledzy uprzedzili konkurencję.- Winszuję.- Pomyślałem, że moglibyśmy to uczcić.- Zerknął na swojego rolexa.- Dochodzi siódma, więc zapraszam panią na kolację.Musimy omówić nasze przyszłe wspólne przedsięwzięcia.Mam rzeźbę w drewnie, polichromowa­ną.Siedemnastowieczna szkoła z Indii Portugalskich.Chciałbym, żeby rzuciła pani na to okiem.- Bardzo panu dziękuję, ale nie jestem w nastroju.Śmierć przyjaciółki, ta cała afera z obrazem.Nie byłabym dziś wymarzoną towarzyszką.- Szkoda.- Montegrifo przyjął jej odmowę z galanterią, nie przestając się uśmiechać.- Jeżeli nie ma pani nic przeciwko temu, zadzwonię na początku przyszłego tygo­dnia.Może w poniedziałek?- Zgoda.- Julia wyciągnęła dłoń, którą dyrektor uścisnął delikatnie.- I dziękuję za odwiedziny.- Spotkanie z panią to zawsze wielka przyjemność, Julio.Jeśli będzie pani czegokolwiek potrzebować - spoj­rzał jej głęboko w oczy z intencją niełatwą do odczytania - podkreślam, czegokolwiek, wszystko jedno.Proszę się nie wahać, tylko dzwonić.Poszedł, posyłając jej od progu ostatni olśniewający uśmiech.Julia została sama.Jeszcze pól godziny po­pracowała nad Buoninsegną i też zaczęła się zbierać.Muńoz i Cesar przekonywali ją, żeby przez parę dni nie pokazywała się w domu, antykwariusz zaoferował jej gościnę.Julia jednakże twardo obstawała przy swoim, zmieniła tylko zamek w drzwiach.Uparta i niezłomna, jak z wyrzutem w głosie określił jej postawę Cesar, dzwoniąc raz po raz, żeby się dowiedzieć, czy wszystko w porządku.Co zaś się tyczyło Muńoza, Julia wiedziała (antykwariusz nie zdołał utrzymać tajemnicy), że noc po zamordowaniu Menchu obydwaj spędzili na straży w pobliżu jej domu, ogrzewając skostniałe ciała kawą z termosu i piersiówką koniaku, którą Cesar przewidująco zabrał ze sobą.Sterczeli tam ładnych parę godzin, otuleni w płaszcze i szaliki, i zacieśniali przedziwną przyjaźń, którą wskutek dramatycz­nego obrotu spraw te dwie jakże różne postacie zdołały przy Julii zawiązać.Dowiedziawszy się o wszystkim, Julia zabroniła im powtarzania podobnych wybryków.W zamian obiecała, że nikomu nie będzie otwierać i że będzie sypiać z derringerem pod poduszką.Spojrzała na pistolet, kiedy pakowała rzeczy do torebki, i musnęła czubkami palców chłodny metal lufy.Mijał czwarty dzień od śmierci Menchu.Nie pojawiły się nowe karteczki, nie było głuchych telefonów.Może - pomyślała bez przekonania - koszmar się skończył.Nakryła Buoninsegnę płótnem, powiesiła fartuch do szafy i narzuciła na siebie płaszcz.Tarcza zegarka, połyskująca po wewnętrznej stronie lewego przegubu, pokazywała za piętnaście ósmą.Właśnie miała zgasić światło, kiedy zadzwonił telefon.Odłożyła słuchawkę i znieruchomiała, wstrzymując oddech i hamując się przed gwałtowną ucieczką.Dreszcz przebiegł ją po plecach niczym lodowaty podmuch, tak nagły, że aż się cała zatrzęsła.Musiała się oprzeć o stół, żeby odzyskać jaki taki spokój.Nie była w stanie oderwać przerażonych oczu od aparatu.Głos, który usłyszała, był nie do rozpoznania, bezpłciowy, taki, jakiego brzuchomówcy użyczają swym niesamowitym lalkom.Skrzeczący głos, od którego przeszła ją gęsia skórka, a sercem zawładnął ślepy strach.“Sala dwunasta, Julio.” Cisza i stłumiony oddech: być może ten ktoś zasłonił mikrofon chustką.“.Sala dwu­nasta” - powtórzył.“Bruegel starszy” - dodał po chwili milczenia.Potem rozległ się krótki suchy, złowrogi śmiech i trzask odkładanej słuchawki.Usiłowała zebrać rozdygotane myśli i nie dać się opętać obezwładniającej panice.Podczas nagonki - powiedział jej kiedyś Cesar - pierwsze kaczki, które padają na widok strzelby myśliwego, to te przerażone.Cesar.Chwyciła telefon, żeby wykręcić numer antykwariatu, potem jego domu - na próżno.Muńoza też nie zastała.Przez jakiś czas, którego długość napawała ją niepokojem, będzie musiała dawać sobie radę sama.Wyjęła i odbezpieczyła derringera.Przynajmniej teraz jest w stanie być równie groźna, jak tamci.I znów przypomniała sobie słowa Cesara.Kiedy była mała, zwierzyła mu się ze swoich dziecinnych lęków, a on, udzielając jej kolejnej lekcji, powiedział: “W ciemności rzeczy nie zmieniają kształtu ani miejsca, po prostu tylko ich nie widzimy”.Wyszła na korytarz z pistoletem w dłoni.O tej porze w budynku byli tylko strażnicy.Robili właśnie obchód, ale trudno było się zorientować, gdzie akurat mogła na nich trafić.W końcu korytarza były schody, a tam, gdzie zakręcały pod kątem prostym, znajdowały się szerokie podesty.Światła alarmowe tworzyły wokół niebieski pół­mrok, w którym można było dostrzec zarysy ciemnych swą patyną obrazów, marmurową balustradę schodów i popiersia rzymskich patrycjuszy, pełniących wartę w swo­ich niszach.Zdjęła buty i wsadziła je do torebki.Chłód podłogi przeniknął ją poprzez pończochy.W najlepszym przypad­ku cała dzisiejsza przygoda skończy się gigantycznym przeziębieniem.Zeszła po schodach, przechylając się co i raz przez barierkę, ale niczego podejrzanego nie zauwa­żyła.Wreszcie dotarła na sam dół i tu musiała dokonać wyboru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl