[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy Ewelina zobaczyła ją w długiej sukni i welonie, pomyślała, iż Marysia wygląda, jakby szła do pierwszej komunii.Prowadził ją do ołtarza niski pan o podkręconych wąsach, które nadawały jego twarzy pogodny wyraz.Ewelina przecisnęła się do przodu, bo chciała lepiej widzieć.Twarz pana młodego wydała jej się znajoma.No tak, nie ulegało wątpliwości, był nim ekspedient z perfumerii na Senatorskiej.Garnitur leżał na nim znacznie lepiej niż przyciasny kitel.Wydał się teraz Ewelinie bardzo przystojny; dziwiła się nawet trochę, że zainteresował się kimś tak mało atrakcyjnym jak jej koleżanka.Ale mężczyźni mieli dziwny gust.Właściwie niewiele o nich wiedziała.Był tylko Stanisław, no i może ten zielonooki, w sensie czysto platonicznym.To było uczucie bliskości, porozumienia, szczególnie kiedy został ranny.Ale wyzdrowiał i zniknął jej z oczu.Młoda para stanęła przed ołtarzem, powtarzając słowa przysięgi.- Ja Maria.biorę sobie ciebie za męża i przyrzekam ci miłość i wierność małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci.Ewelina przysięgała tak komu innemu, ale czuła się zwolniona z przysięgi.Pozazdrościła młodej parze, wyglądali na takich szczęśliwych.Ksiądz udzielił im sakramentu, po czym odszedł, a oni klęcząc modlili się przed ołtarzem.Ich głowy w jakiś naturalny sposób zwróciły się ku sobie.Ktoś ujął Ewelinę za rękę, drgnęła przestraszona.Lidka szepnęła jej do ucha, że zapomniała wziąć zapasowej błony do aparatu fotograficznego, i poprosiła, aby Ewelina wyskoczyła z nią do sklepu.Kiedy wracały z powrotem, spostrzegły, że Niemcy obstawiają kościół, a z boku podjeżdżają “budy”.Stały za kordonem widząc, jak gestapowcy wyprowadzają młodą parę, welon przekrzywił się Marysi na głowie.Kiedy wsiadała na ciężarówkę, przydepnęła go i biały tiul zsunął się na ziemię.Za nią wsiadał świeżo poślubiony mąż.Ewelina pomyślała z przerażeniem, że jeżeli ją poznał, mógłby pomyśleć, iż to ona po raz drugi nasyła na niego gestapo.Wszystkich, którzy byli w kościele, załadowano na ciężarówki.Odjeżdżały teraz jedna za drugą.- Dokąd ich wiozą? - spytała stojąca obok Eweliny kobieta.- To wygląda na wsypę - wyszeptał ktoś inny.Lidka pociągnęła Ewelinę za ramię.- Zmywamy się.Najlepiej osobno.Ewelina szła w stronę domu.Nagle wszystko stało się jej obojętne; gdyby usłyszała za plecami: “Halt!”, kto wie, czy nie przystanęłaby z uczuciem ulgi.Oto nastąpiłoby rozwiązanie wszystkich, zbyt trudnych dla niej spraw.A jednak, kiedy zauważyła spacerującego przed wejściem do jej kamienicy żandarma, natychmiast otrząsnęła się z tych myśli.Może to naprawdę była wsypa i w jej mieszkaniu jest już gestapo.Postanowiła nie ryzykować.Nie zdążyłaby dotrzeć do Lechic przed godziną policyjną, powinna więc zamelinować się gdzieś w Warszawie.Przypomniały jej się ostrzeżenia “Rayskiego”, żeby w razie wpadki nie wchodzić do konspiracyjnych lokali.Więc dokąd pójść? Na Podwale, do Jasia.O ile był w domu.Prosto z pogrzebu ojca wyjechał do Warszawy; Susanne zatrzymywała go na obiad, ale stwierdził, iż ma coś ważnego do załatwienia.Zapukała do drzwi, nikt nie odpowiedział.Ewelina odczekała chwilę, a potem zastukała jeszcze raz.- To ja, Ewelina - rzekła półgłosem.Nikt nie podszedł do drzwi.Postanowiła zaczekać na niego na schodach.Zjawił się tuż przed godziną policyjną; klatka schodowa była źle oświetlona, więc Eweliny nie poznał i wyminął ją obojętnie.- Czekam na ciebie - powiedziała speszona.Jasio przystanął.- Stało się coś?- Nie mogę wrócić do domu, czy.pozwolisz mi przenocować?- Oczywiście - odparł, puszczając ją przodem.W przedpokoju pomógł jej zdjąć płaszcz.Oboje czuli się skrępowani swoją obecnością, nie bardzo wiedzieli, jak ze sobą rozmawiać.- Może jesteś głodna? - spytał brat.- Nie, chciałabym się położyć - odrzekła, nie patrząc na niego.- Długo na mnie czekałaś?- Nie wiem.chyba długo - bąknęła.Jasio odstąpił jej swoje łóżko, a sam posłał sobie w drugim pokoju na kanapie.Ewelina zmęczona wszystkimi przeżyciami od razu zasnęła; obudziła się w środku nocy i spostrzegła, że w drugim pokoju pali się lampa.Narzuciła szlafrok Jasia; był na nią za drugi, przewiązała go więc w pasie i zapukała do drzwi.- Proszę - usłyszała.Na jej widok brat zerwał się z kanapy, miał na sobie jedwabną piżamę w wiśniowym kolorze i wydał się Ewelinie jakiś bardzo męski.Nigdy nie myślała o Jasiu jako o mężczyźnie, a prawdę powiedziawszy rzadko o nim myślała.Miał rysy twarzy matki, ale sylwetkę ojca: rozrośnięte ramiona, wąskie biodra i długie nogi.Kiedy podszedł do krzesła po szlafrok, zauważyła, że lekko utyka.- Boli cię noga? - spytała.- Nie.to stara sprawa - odrzekł zmieszany.- A co się stało?Brat spojrzał na nią z wahaniem.- Miałem wypadek we Francji.- Nic nam nie pisałeś.- Nie chciałem martwić Susanne, wiesz, jak się ona wszystkim przejmuje.- Wiem - uśmiechnęła się Ewelina.- Sama jej wielu rzeczy nie mówię.Zapadła cisza.- Może napijemy się herbaty? - spytał.- Chętnie, jakbyś miał coś mocniejszego, też bym się napiła.Miałam ciężki dzień.Poszli do kuchni, Jaś wyjął z kredensu butelkę wódki.Wypili po kieliszku.Ewelina poczuła nagły głód, brat zrobił jej więc kanapkę.- Nie mogłam nic przełknąć na stypie - powiedziała z pełnymi ustami.- A ty sobie poszedłeś jak ktoś obcy.- Bo to barbarzyński zwyczaj.- Zwyczaj.Wspomina się osobę zmarłą.- Ja ojca pamiętam zupełnie inaczej.Po prostu uważam, że miałem wspaniałych rodziców.- Ja też - odrzekła cicho.Jaś napełnił jej kieliszek, który znowu wychyliła do dna.- Fachowo pijesz - uśmiechnął się.- Chciałeś powiedzieć: jak furman!- No, ty zawsze byłaś blisko koni.A teraz?- Teraz.teraz trwa wojna.Właśnie aresztowano wielu moich przyjaciół.Nagle odczuła potrzebę opowiedzenia Jasiowi o wszystkim.Wiedziała, że może mu zaufać, był przecież jej bratem.On też jej opowiadał o sobie, o tym bezsensownym wypadku na szosie pod Paryżem, o przeprawie do Polski.W pewnej chwili spytał:- Ewelina, czy mogłabyś mi ułatwić kontakt z kimś z AK? Patrzył na nią w napięciu.Ewelina spuściła głowę.Jak mu powiedzieć, że przysięgła Susanne, iż nigdy nie dopuści, by brat wstąpił do organizacji.- Nie po to z takim trudem przedzierałem się do Polski, żeby teraz wysłuchiwać dyskusji starców.Ja się wśród nich nie umiem znaleźć, ja się duszę.Proszę cię, zrób to dla mnie.- Postaram się - odrzekła cicho.Brat nieoczekiwanie pocałował ją w rękę.Zawstydzona cofnęła dłoń.Wypiła następny kieliszek i poczuła, jak opuszcza ją napięcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]