[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zgrzybiali arcyksiążęta czy młodzi dowódcy o nowoczesnych, śmiałych koncepcjach.- Tacy jak pan?- Czemu nie, panie kapitanie.- Zapewne każe pan z miejsca nas, niepoprawnych pacyfistów, rozstrzelać.- Oczywiście - rzekł Dorfrichter z uśmiechem.- Na szczęście, pokój jeszcze trwa, a pan nie jest u władzy - odrzekł mu na to Kunze.Ledwie pano­wał nad sobą, tak się zirytował.Ogarnęła go bezsilna złość.Czuł nienawiść do tego człowieka, a jeszcze wię­kszą do siebie.- Wróćmy do Hodossy’ego.Mówił pan, że byliście w przyjaźni.Z jego ojcem też?- Z tym nadętym starym durniem?- Jednak korzystał pan z jego gościnności.- Bardzo krótko.Przysłowie mówi: „Na bezrybiu i rak ryba”.Co ma robić człowiek, skoro musi stacjo­nować w takiej dziurze jak Kecskemét.Wprost nie sposób nawiązać jakichś bliższych stosunków z którym­kolwiek z mieszkańców.Pełni są gulaszu, cygańskiej muzyki i szowinizmu.Co wieczór zbierają się w ho­telu Beretäs, gdzie każą Cyganom przygrywać nad uchem, jak gdyby byli głusi, i ronią łzy do wina.A kiedy ich spytać, co ich w tej pieśni tak wzrusza, to powiedzą, że słowa: „A csizmámban nincsen kireg mert megette a patkány - féreg!”- Przepraszam, nie zrozumiałem.- Dosłownie to brzmi: „Wyściółki też w butach nie mam, bo ją zżarł zawszony szczur!” - Parsknął śmie­chem.- Najważniejszym wydarzeniem roku jest no­wa kasjerka w kawiarni.Uwieść ją pierwszemu - to dopiero powód do dumy.To jakby otrzymać order za wybitne zasługi.Potem dziewczyna przechodzi już z łóżka do łóżka! Pewna blondynka nazwiskiem Piroska pobiła nawet rekord.Zaraziła tryprem aż jede­nastu mężczyzn.Nie ma nic w tym przeklętym mieś­cie lepszego do roboty, niż pić i łajdaczyć się.- Mają tam jakiś teatr? - spytał Kunze.- Jest jakaś buda w rodzaju teatru.Ale te przed­stawienia! Ci sami aktorzy i dekoracje, bez wzglądu na to, czy wystawiają „Wesołą wdówkę”, czy „Króla Li­ra”.- Poznał pan tam może aktorkę nazwiskiem Klara Brassay?Dorfrichter skinął potakująco głową.Najwyraźniej spodziewał się takiego pytania.- Jakie łączyły ją z panem stosunki?- Dokładnie takie, o jakich powiedział panu Hodossy.Miałem z nią romans.- O ile mi wiadomo, pojechała za panem do Wied­nia? Czy nadal pan się z nią tam widywał?- Tak - odrzekł Dorfrichter po krótkim wahaniu.- Chociaż był już pan zaręczony? O ile mnie pa­mięć nie myli, wziął pan ślub wkrótce po przybyciu do Wiednia Klary Brassay?- Tak jest.- Widywał się pan z Klarą po ślubie?- Nie.- Dlaczego?- Bo już nie żyła - odrzekł krótko, tracąc nieco równowagę.W miarę jako rosło zdenerwowanie Dorfrichtera, Kunze odzyskiwał spokój, jak gdyby sie­dzieli po obu końcach huśtawki.- Kiedy zmarła i z jakiej przyczyny?- Koło pierwszego października, 1907 roku, na atak serca.- Skąd pan to wie?- Tak podano w świadectwie zgonu.- Namówił pan dziewczynę na przyjazd do Wied­nia, chociaż szykował się pan do ślubu z Marianną Gruber.Klara Brassay zmarła w dwa tygodnie po przyjeździe, a pogrzeb jej odbył się na trzy dni przed pana ślubem.Bardzo pomyślny w czasie układ wyda­rzeń.Powiedziałbym, że.- Przede wszystkim nie prosiłem, by za mną je­chała.Wyjeżdżając z Kecskemét powiedziałem jej, że między nami wszystko skończone.Wyglądało na to, że się z tym pogodziła, aż tu nagle zjawiła się w Wied­niu i zaczęła urządzać mi sceny.- Jak mniemam, była protegowaną starego Hodossy i.- Protegowaną? - wtrącił gwałtownie Dorfrichter.- Była jego dziwką!- Otóż to: była jego dziwką! A jednak nawiązał pan z nią romans i doprowadził do tego, że porzuciła starca.Nie czuł się pan za to odpowiedzialny?- Nie.Była dorosła, wiedziała, co robi.Szczerze mó­wiąc nie pojmuję, dlaczego pan mnie gani.Gdyby po­dobne rzeczy miały wzbudzać wyrzuty sumienia, cały oficerski korpus powinien dawno już przywdziać zgrze­bne szaty i posypać głowy popiołem.- Mam tu zeznanie osoby, która rozmawiała z pan­ną Brassay, krótko przez jej śmiercią.Klara powie­działa, że jej przyjaciel, to znaczy pan, zaopatrzył ją w proszki nasenne.Czy tak było?- Nie.- Właścicielka pensjonatu oświadczyła, że pan się zajął pogrzebem - dodał Kunze.- Dlaczego właśnie pan?- Ponieważ byłem jedyną znaną jej osobą w Wied­niu.- Miała rodzinę.Żyli jej rodzice.Próbował pan skontaktować się z nimi?- Nie.- Dlaczego?- Nie uważałem tego za swój obowiązek.- Wydaje mi się, że było panu bardzo spieszno ją pochować.Czy wydano nakaz przeprowadzenia sekcji zwłok?- Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl