[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— To nie najgorzej, pani — szepnęła u jej boku Wierzba.Srebrzysty Śnieg zesztywniała, słysząc jak jeden dworak półgłosem ordynarnie szepcze do drugiego, stojąc o dwa piętra pod jej punktem obserwacyjnym.— Może ta dziewczyna się powiesi.Ja bym to zrobił, gdybym był panną o takiej twarzy!Od tej uwagi pękło opanowanie, jakie Srebrzysty Śnieg narzucała sobie przez wszystkie tygodnie swojej podróży i wszystkie miesiące swojej niewoli, która teraz miała być samotna i trwać do końca życia.Wiedząc tylko, że musi uciec, że musi się ukryć, rzuciła się do przejścia i na korytarz, którego nigdy przedtem nie widziała.Koniec z maleńkimi skromnymi kroczkami, tak gorąco zalecanymi dla pięknych dam.Nie była żadną damą.Była dziewczyną tak srodze znieważoną, że nie dosłyszała ostrzegawczego syknięcia swojej służącej ani nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi.Przejście, którym biegła, oddzielała od Komnaty Świetności zaledwie cienka zasłona jedwabna; a ta znajdowała dokładnie na wprost Smoczego Tronu.Kiedy biegła, na jedwabiu zamigotał wdzięczny zarys jej postaci w powłóczystej szacie, tak że mógł go ujrzeć cały dwór — i sam Syn Niebios.— Stój! Co to ma znaczyć? — na wpół uniósł się z krzesła, przyciskając dłoń do serca.— To moja pani, której nawet najmędrsi spośród moich czarodziejów nie byli w stanie mi przywrócić.Jest czy nie?Staję i patrzę.Szmer, szelest jedwabnej spódnicy.Jakże szybko ucieka!Z twarzą zalaną łzami Srebrzysty Śnieg uciekła, zanim ucichło ostatnie echo pełnego bólu wiersza Cesarza.Rozdział ósmyPo drugiej stronie muru dźwięczały słodkie tony fletu i cytry, niemal tak słodkie i dużo mniej sztuczne niż śmiech i westchnienia dam, które snuły się po wygiętych w łuk mostkach lub z okrzykami pozornej trwogi zasiadały w misternie malowanych łódkach na jeziorze na środkowym dziedzińcu.Promienie słońca padały z ukosa na tamten dziedziniec, chociaż nigdy chyba nie oświetlały jej własnego, nędznego dziedzińczyka w Zimnym Pałacu — myślała Srebrzysty Śnieg patrząc na swoje dłonie.Dzisiaj dla odmiany nie siedziała na podwórcu, ale w zielono–białym, ośmiokątnym pawilonie, w którym wciąż jeszcze pokutował zimowy chłód.Nic dziwnego — pomyślała — że to miejsce nosi nazwę Zimnego Pałacu, ale odczuwała chłód nie tyle powietrza czy wody, ile ducha.Przymknęła oczy, nieskończenie znużona.Nawet ciemność czy obecność Wierzby, klęczącej tuż obok i nucącej jakąś piosenkę bez słów, nie przynosiły pociechy.Upokorzenia tamtego dnia pozostawiły w jej sercu i umyśle rany, które wciąż krwawiły.Oto nawet teraz zaczęła dyszeć, jak gdyby musiała biec łkając przez pałacowe korytarze, aż znajdzie się na swoim podwórcu i rzuci się na ziemię, a służące niemal bezzwłocznie przystąpią z zapałem do swej pracy.Wtargnęły do jej pokoju z uprzejmością, którą od zuchwalstwa odróżnić mógłby tylko ktoś, kto ciężko by nad takim rozróżnieniem pracował.Zdarły nawet zasłony z łóżka, pakując jej skąpy dobytek i pośpiesznie odstawiły do Zimowego Pałacu.Zawiódł ryzykowny pomysł, by zwrócić uwagę Syna Niebios na jej ojca.Teraz dożywotnie więzienie było karą za przegraną.Zimny Pałac, odosobniony i pechowy, był cichym, samotnym światem.Nikt jej nie odwiedzał poza tymi, którzy starali się zaoszczędzić na napiwkach dla służby, zlecając jej jakąś pracę: jedna czy dwie starsze konkubiny, za które ktoś, kto się nie poskarży, powinien wykonać taką czy inną nudną robotę, jakaś młoda kobieta, którą trwoga, lenistwo czy kaprys przyprowadziły do pani Srebrzysty Śnieg, by ta naprawiła jakiś błąd czy skróciła długie zdanie.Mając niewiele więcej do roboty, Srebrzysty Śnieg spełniała ich prośby.Gdyby odmówiła, straciłaby tę odrobinę życzliwości, jaką jeszcze dla niej miały.Lepiej żeby traktowały ją protekcjonalnie, niż żeby miały ją prześladować.Takie kobiety wchodziły dumnym krokiem, obdarzały ją robotą, jakby zaszczytem dla niej była sama ich obecność, i nalegały, by szybko robotę skończyła.Jednak kiedy ją wykonała, nie przychodziły nigdy więcej do Zimnego Pałacu.Lepiej, zdecydowała wtedy, by miały ją ignorować, niż traktować protekcjonalnie.Czasami do pani Srebrzysty Śnieg dobiegały spoza muru ich głosy.Nazywały ją Tą–na–którą–padł–cień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]