[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak gdyby dawna ja patrzyła na nową mnie, podziwiając ogromną przemianę, jaką przeszłam.Nazajutrz rano Droga Ciocia nie pomogła mi zapako­wać tobołka z rzeczami.Nie przygotowała mi posiłku na drogę.Siedziała tylko na brzegu k'ang, nie chcąc na mnie podnieść oczu.Słońce jeszcze nie wzeszło, ale zauważy­łam, że ma czerwone i spuchnięte oczy.Serce we mnie za­drżało, ale nie zmieniłam postanowienia.Dwie godziny przed świtem przyjechał pan Wei wozem zaprzężonym w osiołka i załadowanym klatkami z wężami, które wiózł do aptek.Zawiązałam na twarzy szal, by ochro­nić się przed słońcem.Gdy siadałam na koźle obok pana Weia, przed bramą domu żegnali mnie wszyscy z wyjątkiem Drogiej Cioci.Była tam nawet GaoLing z nieumytą twarzą.- Przywieź mi lalkę! - zawołała.Mimo swoich trzyna­stu lat była jeszcze dzieckiem.Cały dzień upłynął na podróży w tumanie kurzu.Ile­kroć osioł stawał, żeby napić się wody, pan Wei zanurzał dużą szmatę w strumieniu i owijał sobie nią głowę, aby znaleźć trochę chłodu.Wkrótce zaczęłam to samo robić z moim szalem.W porze obiadu pan Wei wyciągnął blaszankę z pierożkami.Ja nie miałam nic.Nie chciałam pro­sić Starego Kucharza, żeby mi przygotował jedzenie na drogę ze strachu, by nie powiedział Matce, że to prawdzi­we utrapienie wysyłać mnie do Pekinu.Oczywiście, pan Wei zaproponował mi poczęstunek, a ja udawałam, że nie jestem głodna.Potem proponował mi jeszcze dwa razy; trzeci raz już mnie nie częstował.Resztę drogi przebyłam z pustym żołądkiem i ośmioma klatkami z paskudnymi wężami.Późnym popołudniem dojeżdżaliśmy do Pekinu.W jed­nej chwili ocknęłam się z apatii spowodowanej upałem i głodem.Gdy wjeżdżaliśmy na posterunek kontrolny, ba­łam się, że nas nie wpuszczą.Policjant w czapce przetrzą­snął mój tobołek i zajrzał do klatek.- Jaki jest powód waszego przyjazdu do Pekinu? - za­pytał.- Dostawa leków.- Pan Wei wskazał klatki z wężami.- Małżeństwo - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a policjant odwrócił się do drugiego, powtórzył głośno mo­ją odpowiedź i obaj wybuchnęli śmiechem.Potem nas pu­ścili.Wkrótce zobaczyłam w oddali wielki pomnik - łuk ze złotymi literami, błyszczącymi w słońcu.Minęliśmy go, wjeżdżając w ulicę szeroką jak najpotężniejsza z rzek.Przemykały obok nas riksze, których było więcej, niż kie­dykolwiek w życiu widziałam.Nagle ujrzałam automobil, taki sam jak tamten z papieru, który Matka spaliła w ofie­rze Prababci.Zaczęłam porównywać wszystko, co dookoła widziałam, ze swoim dotychczasowym życiem.Rynki były większe i bardziej hałaśliwe.Ulice bardziej zatłoczone.Widziałam mężczyzn w długich kaftanach z grubo tkanego materiału, ale i w zachodnich garniturach.Ci wydawali się bardziej niecierpliwi, ważniejsi.Wiele dziewcząt miało na sobie zwiewne sukienki i nosiło fryzury jak sławne aktor­ki, z grzywką karbowaną niby suszony makaron.Wydawa­ło mi się, że są ładniejsze od wszystkich dziewcząt z Nie­śmiertelnego Serca.Mijaliśmy chodniki, na których stali handlarze sprzedający wszelkie rodzaje ptactwa, owadów i jaszczurek na patyku, dziesięć razy drożej niż najlepsze przekąski w naszym miasteczku.Nieco dalej zobaczyłam śliwodaktyle bardziej złote niż u nas, grubsze fistaszki, kandyzowane owoce głogu, lśniące i czerwone.Usłyszałam głośny trzask i ujrzałam smakowite wnętrze świeżo rozłu­panego melona.Ci, którzy skusili się na plaster, wygląda­li na najbardziej zadowolonych z jedzenia melona ludzi, jakich w życiu widziałam.- Jeśli nie przestaniesz się gapić, głowa ci się urwie - rzekł pan Wei.Cały czas zapisywałam sobie wszystko w pamięci, żeby móc później opowiedzieć w domu, co widziałam.Wyobra­żałam sobie oczarowanie wszystkich, podziw Matki, za­zdrość GaoLing.W oczach Drogiej Cioci zobaczę pewnie rozczarowanie.Nie chciałaby, żeby podobało mi się w Pe­kinie.Przestałam więc o niej myśleć.Pan Wei zatrzymywał się kilka razy, pytając o drogę do jakiegoś sklepu niedaleko ulicy Targu Lampionów, potem szukaliśmy jakiejś alei i wreszcie zatrzymaliśmy się przed bramą wiodącą na ciasny dziedziniec domu Starej Wdowy Lau.Wybiegły do mnie dwa ujadające psy.- Aj! Czy to dziewczyna, czy posąg z żółtego błota? - powiedziała na powitanie Stara Wdowa Lau.Na szyi, rę­kach, wszędzie tam, gdzie ciało miało zgięcia i zmarszcze­nia, miałam ślady brudu.Stałam na otoczonym czterema ścianami podwórku, gdzie panował taki rwetes, że nikt nie zauważył mojego przyjazdu.Stara Wdowa Lau od razu mnie poinformowała, że kolacja jest prawie gotowa, więc powinnam się szybko umyć.Wręczyła mi poobijane wia­dro i pokazała, gdzie jest pompa.Napełniając wiadro, przypomniałam sobie, jak Matka mówiła kiedyś, że woda w Pekinie jest słodka.Spróbowałam, ale miała okropny, słonawy smak.Nic dziwnego, Droga Ciocia powiedziała mi kiedyś, że Pekin był dawniej pustynią po gorzkim morzu.W tej chwili uprzytomniłam sobie, że to pierwsza kąpiel, przy której nie będzie mi towarzyszyć Droga Ciocia.Gdzie jest wanna? Gdzie jest piec, na którym mogłabym zagrzać wodę? Za bardzo się bałam, żeby czegoś dotykać.Kucnę­łam za szopą z mat i polałam sobie szyję zimną wodą, zła na Drogą Ciocię, że zrobiła ze mnie taką głupią dziewczy­nę, która teraz boi się pokazać, jaka naprawdę jest głupia.Kiedy skończyłam, zdałam sobie sprawę, że nie pomy­ślałam o zabraniu grzebienia i drewnianych patyczków do czyszczenia paznokci.Zawsze pamiętała o tym Droga Cio­cia.To przez nią zapomniałam! Przynajmniej przywiozłam czystą koszulę i spodnie.Ale, oczywiście, gdy wyciągnę­łam rzeczy z tobołka, były pogniecione i zakurzone.Podczas wieczornego posiłku przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl.Pierwszy raz Droga Ciocia nie mówiła mi, co powinnam, a czego nie powinnam jeść.Cieszyłam się z tego.“Nie za dużo tłustych i ostrych rzeczy" - ostrze­gałaby mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl