[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale gorący głos Lano nakłaniał ją, aby doceniła swe dokonania:- Ciesz się zwycięstwem, póki możesz, Mara-anni.Ciesz się, póki możesz.Chociaż wiedziała, że jej sytuacja w dalszym ciągu jest niemal beznadziejna, zamierzała pójśćza radą Lano.%7łycie trzeba smakować, dopóki trwa.Zachód słońca przechodził w zmierzch, gdy zasnęła, a karawana, niepodobna do niczego wdziejach Imperium, posuwała się ku posiadłości Acomów.* * *Pochodnie oświetlały pogrążony w zamęcie dziedziniec.Gdy najpierw nadeszli bezpańscyrobotnicy i chłopi, wydzielanie im posiłków, kwater i wyznaczanie obowiązków zaprzątnęło Jicana ijego pomocników bez reszty.Kiedy wraz z zapadnięciem zmroku wróciła karawana Mary zobszarpanymi, niedożywionymi wojownikami Lujana, hadonra zaczął błagać bogów o kres tego dniapracy ponad siły.Głodny i pogodzony już z nieuniknioną burą od żony za spóznienie się na czaskładzenia dzieci do snu, Jican polecił pospiesznie kucharzom, aby przygotowali jeszcze jeden kociołthyzy i pokrajali zimne mięso i owoce.Niższy niż większość podopiecznych i zmuszony nadrobić tęróżnicę niezmordowaną energią, hadonra począł zbierać nazwiska i notować, komu potrzeba ubrania,a komu sandałów.Podczas gdy Keyoke jął dzielić przybyszów na kompanie, Jican i jego pomocnicyzebrali niewolników, by wymietli puste koszary i przynieśli koce i maty do spania.Bez niczyjegooficjalnego rozkazu Lujan przyjął rolę oficera, uspokajając lub zastraszając swoich ludzi wzależności od potrzeby, aby dopomóc w urządzeniu towarzyszy.W ten galimatias zabieganych ludzi, bydła i wozów wkroczyła Nacoya, ze szpilkami dowłosów przekrzywiającymi się z każdym ruchem.Obdarzyła obszarpaną kompanię Lujana groznymspojrzeniem i od razu skierowała się do lektyki Mary.Torując sobie drogę przez ciżbę, nadeszłaakurat w chwili, gdy Papewaio pomagał jej wstać z poduszek.Zesztywniała od długiego siedzenia ioślepiona światłem pochodni Mara poczuła, że wojownik przekazuje ją pod opiekę Nacoi.Niewidzialna linia pomiędzy domeną strażnika i niańki przebiegała z grubsza tam, gdzie kamiennaaleja prowadząca od głównej bramy stykała się z traktem.Nacoya towarzyszyła swojej pani w drodze na pokoje, o krok z tyłu, jak wymagała etykieta.Kiedy minęły drzwi, odprawiła służebne gestem ręki, po czym z wyrazem twarzy trudnym doodczytania w chwiejnych cieniach rzucanych przez oliwne lampki zasunęła dokładnie przegrodę.Gdy Mara przystanęła, aby zdjąć biżuterię, dającą jej wygląd płochej dziewczyny w czasiezastawiania pułapki, niańka zwróciła się do niej lodowato:- Co oznacza ten nagły powrót? I kim są ci obszarpańcy?Mara z trzaskiem cisnęła broszę i nefrytowy naszyjnik do szkatułki.Kiedy minęło napięcie,niebezpieczeństwo i upajająca euforia wygranej, rozkazujący ton pytania wyprowadza ją zrównowagi.Trzymając się mocno w ryzach, jeden po drugim zsunęła z palców pierścionki iopowiedziała szczegółowo plan, który przeprowadziła, aby uzupełnić garnizon Acomów.Gdy ostatnia ozdoba upadła z brzękiem na stos, Nacoya eksplodowała:- Ośmieliłaś się postawić na szali przyszłość rodu Acoma dla tak niepewnego planu?Dziewczyno, czy ty wiesz, co czynisz? - Mara spojrzała z zaskoczeniem na poczerwieniałą twarz izaciśnięte pięści Nacoi.- Gdyby ruszył choć jeden z tych bandytów, twoi ludzie zginęliby, broniącciebie! I po co? Wtedy ledwie tuzin wojowników pozostałby dla obrony pustej skorupy rodu, kiedynadejdzie Minwanabi.Kto stanąłby w obronie natami? Nie Keyoke czy Papewayo, bo już bylibymartwi.Mogłaś zostać zgwałcona! Mogłaś zginąć!Głos Nacoi uniósł się o ton wyżej, jakby nie była zdolna utrzymać na wodzy swego gniewu.- Zamiast tej.nieobliczalnej awantury.powinnaś.powinnaś raczej myśleć o odpowiednimmałżeństwie - chwyciła Marę za ramiona i potrząsnęła, jakby wciąż jeszcze miała przed sobądziecko.- Jeśli dalej będziesz tak głupio postępować, to zostanie ci jedynie syn jakiegoś bogategohandlarza nawozami, chętnego kupić imię dla swej rodziny, podczas gdy różne rzezimieszki izłodzieje nidr strzec będą twoich posiadłości!- Dosyć! - Mara warknęła zaskoczona własną surowością.Tyrada Nacoi ucichła jak nożemuciął.Staruszka zagryzła wargi, dusząc w sobie sprzeciw.Gdy wydawało się, że jest bliska tego, abypodjąć swój wywód, Mara odezwała się cicho i tonem nie znoszącym sprzeciwu:- Dosyć, Nacoya.- W jej głosie brzmiał z trudem hamowany gniew.Stanęła twarzą w twarz z niańką.Zbliżyła się, aż dzieliły je zaledwie cale i rzekła:- Ja jestem panią Acoma.- W oświadczeniu tym był ledwie ślad gniewu, ale i tak wywołałozamierzony skutek, toteż dodała ciszej: - Matko mego serca, ze wszystkich, którzy mi służą, ciebiekocham najmocniej.Ale NIGDY ani na chwilę nie zapominaj, kim jestem.Dotknij mnie albo zwróćsię do mnie tak jeszcze raz, Nacoya, kiedykolwiek, a każę cię obić jak kuchennego niewolnika.Zrozumiałaś?Nacoya zawahała się przez chwilę, po czym z wolna pochyliła sędziwą głowę.Kosmykirozpuszczonych włosów drżały nerwowo na jej karku, kiedy sztywno uklękła przed Marą, a jej starekolana spoczęły na podłodze.- Błagam moją panią o wybaczenie.Po krótkiej chwili Mara pochyliła się do przodu i objęła Nacoyę za ramiona.- Najstarsza i najdroższa towarzyszko, los zmienił nasze role.Jeszcze kilka dni temu ja byłamnowicjuszką, a ty moją nauczycielką i matką.Teraz muszę tobą rządzić, tak jak czynił to mój ojciec.Służysz mi najlepiej, dzieląc się swoją mądrością.Ale koniec końców sama muszę wybrać ścieżkę,którą podążę.A gdybyś nie była o tym przekonana, pamiętaj, że nie zostałam pojmana przezbandytów.Papewaio i Keyoke nie zginęli.Dobrze wybrałam.Moje plany powiodły się i terazodzyskamy część strat.- Miałaś słuszność - po chwili milczenia wyszeptała Nacoya.Wypuściła staruszkę z objęć i dwukrotnie klasnęła w dłonie.Służebne pospieszyły, aby zająćsię swą panią, podczas gdy stara niańka wstała z podłogi i spytała:- Pani, czy pozwolisz, że odejdę?Mara zadarła podbródek, ponieważ służąca zaczęła rozsznurowywać krezę sukni.- Możesz odejść, moja droga, ale dotrzymaj mi towarzystwa po kąpieli.Mamy wiele doomówienia.Dużo myślałam o tym, co mi radziłaś.Nadszedł czas, aby poczynić przygotowania domałżeństwa.Oczy Nacoi rozwarły się szeroko.Po ostatnich awanturach (zwanych dyskusjami) było tokompletne zaskoczenie.- Jak sobie życzysz, pani.- Skłoniła się i wyszła.W półmroku korytarza staruszka z ulgą się wyprostowała.Mara nareszcie dorosła, abyprzyjąć rolę głowy rodu.I choć gwałtowność nagany piekła dotkliwie, wynagradzało jej toprzeniesienie brzemienia odpowiedzialności na barki dziecka, które udzwignąć teraz musiało honorswoich przodków.Sędziwa niańka pokiwała głową sama do siebie.Jeżeli ostrożność nie należała dozalet Mary, dziewczyna odziedziczyła zdumiewającą śmiałość i odwagę ojca.* * *Godzinę pózniej pani Acoma uniosła się z balii.Służące owinęły ją w ręczniki i rozsunęłyparawany oddzielające łazienkę od reszty sypialnych komnat.Tak jak we wszystkich domach wTsurani, liczba i rozmiar pokojów zależały od tego, gdzie i jak ustawiono papierowe przegrody.Przesuwając inne, dojść można było do sypialni prosto z gabinetu, bez opuszczania głównychapartamentów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]