[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Goście, którychmijała, starali się poświęcać jej jak najmniej uwagi.Tylko kapitan i jego przydupas zerwalisię na równe nogi.Zbledli, ale żaden z nich się nie odezwał ani nie próbował podejść doswojej pani.Był to dosyć wyrazny znak, że w tym stanie dziewczyna jest niebezpieczna.Myślałem, że będzie chciała wyjść na zewnątrz, tymczasem wślizgnęła się za kontuar.Nieprzestałem wycierać kufla, udając, że nie ja jestem celem tej nocnej wędrówki.Stało się tojednak niemożliwe, gdy poczułem na przedramieniu ciepło jej ciała, przebijające przez cienkimateriał koszuli.Panna zamknęła niewidzące oczy.Cóż mogłem zrobić? Pozwoliłem siępocałować.Na wszelki wypadek objąłem ją jedną ręką, by nie poczuła się odtrącona.Wdrugiej wciąż trzymałem ścierkę.Czego spodziewałem się po lunatykującej szlachciance w moich ramionach? Chyba wybuchu namiętności.Tymczasem jej pocałunek był delikatny, powiedziałbym nawet, że czuły.Tosłowo powinno mnie było naprowadzić na rozwiązanie zagadki.Koronkowy dekolt ipółprzezroczysta tkanina jej koszuli nie pozwalały mi się jednak skoncentrować.Zastanawiałem się raczej, czy jako niewinna ofiara mógłbym zostać bardziej wykorzystany.Gdy dziewczyna przytuliła się do mnie, usłyszałem przytłumiony chichot na sali.Chyba nachwilę zapomniałem, że oprócz nas dwojga było tu jeszcze kilkadziesiąt osób.W tym kapitan,który bardzo starał się zabić mnie wzrokiem.Pochyliłem głowę i wyszeptałem zaklęcie.Zdążyłem zrobić krok do tyłu, nim się zbudziła.Tak jak podejrzewałem, odskoczyła ode mnie i skrzyżowała ręce na piersiach, aby przysłonićzbyt głęboki dekolt.Próbowała się rozejrzeć, zorientować w sytuacji, ale niewiele widziałaprzez łzy, które zdążyły napłynąć jej do oczu.Tym razem kapitan mi zaimponował.Do tej pory napięty jak cięciwa, teraz wystrzelił wkierunku dziewczyny, by zarzucić jej na ramiona swój podróżny płaszcz.Zawstydzony chybabardziej niż ona, spróbował wziąć pannę pod rękę, ale ta mu się wyrwała, po czym zwinnieprzebiegła między stolikami i już po chwili usłyszałem jej kroki na pierwszych stopniachschodów.Przerażona i zapłakana, pokonała salę szybciej niż ja byłbym w stanie.Kolejnyelement układanki, którego nie potrafiłem dopasować. Jak śmiałeś?!  warknął kapitan.Wróciłem do wycierania kufli, bo kończyły się czyste naczynia.Mężczyzna miotał się wbezsilnej złości.Może mam za miękkie serce, ale gdyby mnie uderzył, chyba bym mu nawetnie oddał, a przynajmniej nie bardzo mocno.To nie zmieniało jednak faktu, że niewiele osóbna sali było równie wrażliwych. Zanim zrobi pan coś głupiego, proszę się rozejrzeć.Ma pan tutaj niewielu przyjaciół ostrzegłem. Często lunatykuje? Nic ci do tego!  warknął.Doświadczenie nauczyło mnie jednego: łatwiej jest uwolnićrozsierdzonego wilkołaka z wnyków niż pomóc człowiekowi.Przypomniałem sobie delikatnydotyk przytulonej do mnie dziewczyny i westchnąłem ciężko. Proszę iść na górę i kazać jej się ubrać  powiedziałem zrezygnowany. Znajdę kogoś, ktow nią zajrzy. %7łe co?! Znajdę jasnowidza, który w nią zajrzy  powtórzyłem cierpliwie.Ponieważ kapitan ledwie trzymał się na nogach, nie spytałem, co innego mogłem mieć namyśli.I tak powinienem się cieszyć, bo od razu polazł na górę.Gdyby był mniej niewyspany,pewnie musiałbym mu jeszcze przez godzinę tłumaczyć co, jak i dlaczego.Podszedłem dostolika, przy którym starsza dama grała w karty z faunami. Sisi, chciałbym cię o coś prosić, ale zrozumiem, jeśli się nie zgodzisz  powiedziałempoważnie. Dlaczego miałabym odmówić? Nie wyglądają na takich, którzy nie mają czym zapłacić odparła, bez trudu zgadując, co miałem na myśli. Ta sprawa śmierdzi i boję się, że będziesz cierpiała.Roześmiała się i pogładziła mnie po policzku.  Jesteś uroczy, ale nie martw się o mnie.Taki mój los.Zajrzałabym nawet w ciebie.Może mi się wydawało, ale przez chwilę poczułem na sobie spojrzenia bardzo wielu osób.Mówiłem już, że nie lubię jasnowidzów? Nana, zastąp mnie na chwilę  krzyknąłem w kierunku kuchni.Zaprowadziłem Sisi do pomieszczenia pod schodami.Starałem się nie przesadzać zwystrojem pokoju do ciemnych interesów, ale ponieważ miewałem tam ważnych gości,pozwoliłem sobie na okrągły stół z motywem winorośli i podobnie rzezbione fotele.Oczywiście Edevaldis stwierdził, że mam upodobanie do tandety.Sisi usiadła na fotelu i z miną znudzonego padlinożercy obserwowała, jak zapalam świece.Czekaliśmy na przytłumiony odgłos kroków na schodach.%7ładen dzwięk nie zakłócał jednakradosnego gwaru karczmy. Skoro wierzysz, że pomagamy innym, dlaczego nie pozwolisz pomóc sobie?  spytała Sisi,ożywiając się nagle, jakby na horyzoncie pojawiła się świeża padlina. Nie potrzebuję pomocy  odparłem, starając się beztrosko wzruszyć ramionami. Chybaże potraficie naprawiać dachy.Nasz trzeba uszczelnić przy kominie, bo na jesieni zacznieprzeciekać. Wiele osób boi się swojej przyszłości, ale skąd u młodego mężczyzny paniczny strachprzed przeszłością?  spytała, mocno akcentując słowa  mężczyzna i  strach.Nim ułożyłem odpowiedz, która, znając życie, rozbawiłaby tylko mnie, usłyszałem dzwiękobcasów, uderzających o drewniane stopnie.Stuk& długa cisza& stuk& długa cisza& stuk&Jakby szła na ścięcie.Dopiero po chwili ruszył za nią mężczyzna.Nie potrafił jednakdostosować do niej swoich kroków.W stukot odmierzający czas z częstotliwością metronomuwdzierało się nierytmiczne kłapanie płaskich podeszew.Wyszedłem gościom naprzeciw.Dama nawet mnie nie zauważyła, tak dalece byłapochłonięta schodzeniem.Drżała.Stała się jeszcze bledsza i bardziej zamknięta w sobie.Niemal wpadła na mnie po pokonaniu ostatniego stopnia. To klątwa  powiedziała, jakby odpowiadała na pytanie.Spojrzałem jej w oczy.Nie miałem serca, by zaprzeczyć.Magiczne słowo  klątwa uczyniłaodpowiedzią na wszystkie swoje problemy.Uwierzyła, że coś zdejmowało z niejodpowiedzialność za własne czyny i że można to było pokonać.Paradoksalnie więc takiwyrok był jej jedyną nadzieją.Dopiero gdy kapitan zwlókł się na dół, zauważyłem, że szlachcianka stoi zbyt blisko mniejak na ludzkie konwenanse.%7łołnierz nie zamierzał jednak zwracać nam uwagi.On równieżwyglądał teraz na bledszego i bardziej zmęczonego.Na górze musiało się wydarzyć cośjeszcze gorszego niż niewinny pocałunek na oczach kilkudziesięciu osób.Zaprowadziłem ich do pokoju pod schodami. Chodz, kochanie, usiądz naprzeciwko mnie  powiedziała łagodnie Sisi.Jednocześnie, nimzdążyłem mrugnąć, jej dłonie zacisnęły się na nadgarstkach dziewczyny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl