[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie jesteśmy głupcami, gubernatorze.Chcemy waszej pomocy.- Ale nie naszego kierownictwa - powiedział cicho Zack.- To jest wystarczająco jasne.- Tego także pragniemy, chyba że wasze kierownictwo będzie oznaczało, że nie wolno nic robić bez waszych rozkazów.- Chcemy tylko waszego bezpieczeństwa.- Jeśli naprawdę tego chcieliście, powinniście zostać na Ziemi!Nagle wstała Mary Ann.Cadmann spojrzał na nią ze zdziwieniem.Prawie nigdy nie odzywała się na zebraniach.Nie czekała na oddanie jej głosu, ale nikt nie zaprotestował.Pewne było, że i Jessica jej nie przerwie.- Dlaczego uważacie, że na Ziemi było bezpiecznie? -zapytała Mary Ann.- Wcale nie było.Nawet w najlepszych dzielnicach.Musicie o tym wiedzieć.Przywieźliśmy przecież nagrania.- Mamo.- Nie było - powtórzyła Mary Ann.- Myślicie, że Ziemia to jakiś raj utracony? Eden? To był straszny świat, w którym najlepsze nawet wykształcenie nie mogło cię uchronić przed utratą pracy, gdzie nie można było znaleźć miejsca nie oszpeconego przez graffiti i sprośne rysunki, bez kryminalistów lub ludzi domagających się jałmużny i oskarżających cię o to, że jesteś kryminalistą, jeśli im czegoś nie dałeś.Gdzie.Jessico, tutaj jest bezpiecznie, naprawdę bezpiecznie, a na Ziemi wcale tak nie było.To dlatego tu przybyliśmy!Odpowiedziały jej pomruki aprobaty Pierwszych.- Mamo, ta Ziemia, którą opisujesz, wydaje się bardziej niebezpieczna od kontynentu.- I była - mruknął Cadmann.- Tylko że o tym zapomnieliśmy.- Debata zbliża się do końca, amigo - powiedział Carlos.- I Jessica w dalszym ciągu jest górą.- Tak - odparł Cadmann.- A my będziemy musieli to zaplanować.- Co masz na myśli, mówiąc "my", blada twarzy?- Mamy jednak na to jeszcze trochę czasu - kontynuował Cadmann.- Najpierw muszą obejrzeć kopalnie i przeprowadzić inicjację grendelowych skautów.Kiedy wrócą, będzie wystarczająco dużo czasu na sporządzenie solidnych planów.Jessica podziękowała słuchaczom, podeszła do ojca i delikatnie dotknęła jego ramienia.- Dzięki, tato.Mamo.Cadmann objął Mary Ann oraz Sylvię i przytulił je do siebie.Mary Ann zachichotała.- Jak znam twojego ojca, za kilka dni możesz żałować tych podziękowań.Przepuści cię przez maszynkę do mięsa.- Na to właśnie liczę.- Jessico.czy ty i Justin możecie przyjść na kolację? -Mary Ann odsunęła kosmyk blond włosów, który wpadał jej do oczu.- Moglibyśmy zjeść miłą kolację w rodzinnym gronie.Nie było nas tutaj, a wy teraz wybieracie się na kontynent.- Nie dzisiaj - powiedziała przepraszająco Jessica.- Ta decyzja to wielka sprawa dla wszystkich mieszkańców Surf's Up.Myślę, że ten wieczór powinnam spędzić właśnie tam.Sylvia popatrzyła na Cadmanna.- Jak długo twoim zdaniem potrwa zorganizowanie wyprawy na niziny?- Z wykorzystaniem skeeterów? Szukanie odpowiedniej lokalizacji? Trochę prac przygotowawczych.- Zamknął oczy, myśląc intensywnie.- Szybki rekonesans.Powiedziałbym, że nie więcej niż dwanaście godzin jako przygotowanie do znacznie bardziej gruntownej ekspedycji, która wyruszy może.za miesiąc?Jessica radośnie kiwnęła głową.- Czytasz w moich myślach, tato.- Cassandra będzie miała plany jutro rano.W porządku?- Cudownie.Zebranie się skończyło i ludzie wychodzili do domów.Jessica i jej brat rzucili się sobie w ramiona, po czym dołączyło do nich jeszcze kilkoro Drugich.Po chwili wszyscy razem ruszyli do drzwi.Jakaś dłoń dotknęła ramienia Cadmanna.Odwrócił się i zobaczył Aarona Tragona.Jak zwykle uderzył go już sam wzrost tego młodzieńca, i to mocno.Przypominał mu o przyjacielu sprzed lat.Ernst.Pierwsza ofiara grendeli.Na myśl o nim ogarniało go uczucie straty, żal.Ernst zginął, ponieważ Cadmann myślał, że potrafi dać sobie z tym radę.Że potrafi dać sobie radę ze wszystkim.Przez chwilę miał wrażenie, że porusza się w zwolnionym tempie.Szeroki uśmiech Tragona był tak olśniewający, tak żywy i intymny jednocześnie, że wydawało mu się, iż inni ludzie po prostu rozpłynęli się w nicość.Siła osobowości Tragona była tak wielka, że Cadmann musiał sobie przypomnieć, gdzie się znajduje.Nie w przeszłości, ale tutaj, w teraźniejszości, jakby właśnie obudził się z krótkiej drzemki.-.ci za poparcie naszej sprawy, Cadmann.Jessica powiedziała, że możemy na ciebie liczyć.Jego uśmiech wręcz oślepiał.- Pewnie się tam wybierasz, co?- Za nic nie przepuściłbym inicjacji grendelowych skautów.- Dobrze - odparł Cadmann.Rzeczywiście tak uważał.- Nie chciałem przez to powiedzieć, że Justin nie potrafi się dobrze zaopiekować dzieciakami - dodał ostrożnie Aaron.- No cóż, dobranoc, sir.Jeszcze raz dziękuję.Odwrócił się, ale nie zdołał zrobić ani kroku, gdyż Ruth Moscowitz stanęła mu na drodze.Uniosła głowę, wpatrując się w niego z uwielbieniem.Aaron podał jej rękę i powiedział:- Ślicznie dziś wyglądasz, Ruth.Rozpromieniła się.- Uważam, że byłeś po prostu znakomity.Musnął ustami jej prawą dłoń, mrugnął do niej i odszedł dużymi krokami, aby dołączyć do swojej paczki.Ruth ujęła swoją prawą dłoń, jakby chciała ją opakować w bibułkę.- Zaraz zwymiotuję - powiedziała Mary Ann.Sylvia zachichotała.- To miły młodzieniec.Mogę zrozumieć, co Jessica w nim widzi.Uśmiech, który pojawił się na twarzy Mary Ann, był wręcz upiorny.- Wracajmy do domu, Gad.Chciałabym napalić w wielkim kominku w sypialni i mocno tam nagrzać.Dobrze?- Jasne.Sylvia wyśliznęła się z jego ramion i ruszyła ku wyjściu.- Chcę popracować z Lindą nad jej symulacjami - powiedziała.- Przylecę na Urwisko później, dobrze?- Nie ma sprawy.- W sali się już przerzedziło.Cadmann delikatnie uścisnął małą dłoń Mary Ann.- Sytuacja zmienia się teraz bardzo szybko.To musiało kiedyś nastąpić.- Ja.ja nie chcę teraz o tym rozmawiać, Cad.Zabierz mnie do domu.6SURF'S UPPrzyjaźń to miłość bez skrzydeł!George Gordon, lord Byron, Godziny bezczynnościJustin wprowadził wiropłat na kurs podejścia do Surf's Up i mknął wzdłuż górskich przełęczy.Prądy powietrzne między górskimi szczytami mogły być czasem kłopotliwe, ale wzdłuż trasy stały latarnie zarówno świetlne, jak i radiowe, tak że przelot nią był niebezpieczny tylko w takiej mierze, aby to było interesujące [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl