[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ona zorganizowała jedzenie; na werandzie piekło się soczyste mięso dla wszystkich, którzy skorzystali z jego zaproszenia.Była wśród nich i Tai.Bardzo chętnie oprowadziłby japo Honsiu, z przyjemnością pokazałby jej obserwatorium i teleskop… jeden z jego najcenniejszych skarbów.Natrafił na niego, gdy razem z Golanthem naprawiali baterie słoneczne na urwisku.Odkryli wtedy cienkie, proste konstrukcje, które na pozór przypominały litą skałę, w rzeczywistości zaś były połówkami kopuły teleskopu.Bardzo trudno było się do niego dostać, ale samo urządzenie, pokryte cienką błoną produkcji Starożytnych — opakowane próżniowo, jak to określił Assigi — było wciąż zamocowane na stelażu w kształcie litery U.Wansor z Erragonem, bardzo rozentuzjazmowani na wieść o odkryciu, ostrzegli F’lessana, że trzeba będzie długo pracować nad uruchomieniem teleskopu; potrzebny był komputer sterujący i ekran do wyświetlania obserwacji.Dziś zresztą i tak nie starczyłoby mu siły, by wspiąć się po długich kręconych schodach.Był pewien, że Tai również nie chciałoby się tego robić.Szerokie urwisko Honsiu, dwa tarasy i dwie skalne półki były tak zapchane smokami, że wszyscy następni przybysze będą musieli szukać sobie miejsca na skałach nad rzeką.Smoczy tłum powstrzyma bydło, które często szukało schronienia w grotach na dole, jak również kotowate pojawiające się tu w poszukiwaniu żeru.Nawet tuż po odkryciu w Honsiu nie przebywało naraz tylu gości.F’lessan zajął jedno z nielicznych krzeseł na głównym tarasie i beztrosko zapraszał wszystkich nowo przybyłych, by zostawili swoje rzeczy tam, gdzie znajdą trochę miejsca i wrócili na taras, żeby się najeść.T’gellan przywiózł cztery bukłaki, a St’ven z C’reelem dołożyli do nich dwie baryłki lekkiego piwa warzonego na Lądowisku.F’lessan poświęcił się i wydobył z głębokich piwnic Honsiu kilka flaszek dobrego bendeńskiego, które odłożył sobie na specjalne okazje; to, że wszyscy dziś przeżyli, wydawało mu się wystarczająco wyjątkowym zdarzeniem.Starczyło po kubku wina dla każdego.W zupełności zadowoliło to ludzi, którzy pracowali tego dnia dwa razy dłużej niż można byłoby przypuszczać, znając długość doby.Nieprzyzwyczajony do takich tłumów w „swoim” Honsiu, F’lessan poszedł z kubkiem na drugi taras.Bardzo się ucieszył, „widząc tam Tai.— Chyba wszyscy potrzebujemy czasu, by się uspokoić — powiedział, podchodząc do niej z tyłu.— Przepraszam — dodał, gdy odwróciła się gwałtownie, rozlewając wino.— Nie marnuj dobrego napoju.— Przestraszyłeś mnie.— Widzę.Jeszcze raz przepraszani.Lekceważąco machnęła ręką.Wydawało się jednak, że jest pełna wahania.— A więc też to zauważyłaś — powiedział, wskazując na północny wschód, gdzie lśniła łukowata chmura srebrzystej mgły, wygięta w stronę Monako.Westchnęła i spojrzała w niebo, gdzie gwiazdy lśniły równie jasno jak zwykle.— Tak, ale Rigel wciąż tu jest — wskazała na jasną gwiazdę tuż nad ich głowami.1— Trudno jej nie zauważyć — zaśmiał się cicho.— I Betelgeuza — subtelnie sprawdzał jej znajomość południowego nieba.Zaśmiał się znowu, gdy spojrzała w odpowiednią stronę.— A do tego Acrux i Becrux — dodała szybko, podejmując wyzwanie.— A ta pod kątem czterdziestu stopni to Gacrux.Erragon mówił, że w gwiazdozbiorze, zwanym przez Starożytnych Krzyżem Południa, jest też czwarta gwiazda, ale nie sposób jej dostrzec gołym okiem.— Dołóż do tego Shaulę i Antares.— Położył jej ręce na ramionach i obrócił ją ku Adharze.— Cieszę się, że zachowałeś starożytną nazwę Honsiu — powiedziała cicho, głosem zachrypniętym ze zmęczenia.— Myślę, że honor nakazuje nam używanie starożytnych nazw siedzib osadników i ich gwiazd.— Czemu nie? Przywieźli te nazwy ze sobą.Gwiazdy nie przesunęły się zanadto, tyle że na naszym niebie jasno świecą te, które na ich starej Ziemi były przyćmione.— To nie o gwiazdy powinniśmy się martwić — powiedziała Tai.W jej głosie i w pochylonych nagle ramionach dało się zauważyć zmęczenie.— To prawda — przyznał jej rację.— Ale dobrze wiedzieć, że tak bardzo się nie zmieniły.Wiesz, mam lornetkę, możemy jutro w nocy obserwować przez nią niebo.— Naprawdę? — w jej oczach na moment błysnął entuzjazm, ale potem westchnęła.— Dobrze, jutro, jeśli pozwolisz mi ją wziąć do ręki.Tak trudno je zdobyć…Udało mu się skrzywić usta w ironicznym grymasie:— Widzisz, od dawna znam Jancis i Piemura, więc wepchnąłem się na sam początek listy.Poza tym bardzo im zależy na uruchomieniu instrumentu tu, w Honsiu.Odrobina szantażu…— Szantażu? — to ją zaniepokoiło.— Taka mała przyjacielska przepychanka.Coś w rodzaju zabawy — uspokoił ją.— Więc jesteśmy umówieni na wieczór.Dzisiaj oboje powinniśmy się wyspać — lekko położył jej rękę na plecach.W milczeniu opuścili taras i każde poszło w swoją stronę.Tej jednej nocy na straży stanęły wyłącznie jaszczurki ogniste.F’lessan dzielił pokój z tymi, którzy przybyli najpóźniej: z T’lionem, jeźdźcem spiżowego Gadaretha i z jego bratem K’drinem, dosiadającym brązowego Buletha.Na szczęście żaden z nich nie chrapał.Część trzeciaPo katastrofieHonsiu, 1.10
[ Pobierz całość w formacie PDF ]