[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz wiedz, że i Richardpuściłby ptaka wolno.Człowiek Ptak roześmiał się bezgłośnie. Ty i ja jesteśmy za sprytni na takie słowne potyczki.Dajmy sobie z tymspokój. Usiadł prosto i skrzyżował ramiona na piersi. Próbowałem uświa-domić pozostałym starszym, jaką wspaniałą rzecz czyni Poszukiwacz dla naszegoludu, jak to dobrze, że uczy nas tego wszystkiego.Wcale nie są tego pewni; sąprzywiązani do tego, co było, do starych metod i potrafią być tak uparci że ledwoto wytrzymuję.Obawiam się tego, co ty i Poszukiwacz uczynicie mojemu ludowi,jeżeli starsi odmówią pomocy. Richard dał słowo, że nie skrzywdzi twoich ludzi. Słowa nie mają tej mocy, co krew ojca.Lub krew siostry.Kahlan oparła się o ścianę i otuliła płaszczem, chroniąc się przed wilgotnymwiatrem. Jestem Spowiedniczką, urodziłam się z tą mocą.Nie pragnę władzy.Gdy-bym mogła, wybrałabym inaczej, byłabym jak inni ludzie.Lecz muszę żyć z mo-im darem i uczynić zeń jak najlepszy użytek.Wbrew temu, co o nas myślisz, comyśli o nas większość ludzi, jesteśmy tu, żeby służyć im, żeby służyć prawdzie.Kocham wszystkich Midlandczyków i oddałabym życie, żeby ich ochronić, żebyocalić ich wolność.To moje największe pragnienie.A mimo to jestem sama. Richard czuwa nad tobą, troszczy się o ciebie.Kahlan zerknęła nań spod oka: Richard jest z Westlandu.Nie wie, kim jestem.Gdyby wiedział.Człowiek Ptak ze zdumieniem uniósł brew. Jak na kogoś, kto służy prawdzie.267 Nie przypominaj mi tego, proszę.To wynikło z mojej winy.Ja będę musiałaponieść konsekwencje i bardzo się ich boje.Poza tym to tylko potwierdza mojesłowa.Błotni Ludzie żyją z dala od innych ludów.Dzięki temu w przeszłościunikali kłopotów.Tym razem to się nie uda zło ma długie ręce, dosięgnie i was.Starsi mogą się, ile chcą, sprzeciwiać udzieleniu nam pomocy, lecz nie zdołajązmienić prawdy.Jeżeli przedłożą dumę nad rozsądek, zapłaci cały lud.Człowiek Ptak słuchał uważnie, z szacunkiem.Kahlan spojrzała nań. Nie mogę w tej chwili powiedzieć, co uczynię, jeżeli starsi odmówią.Niechcę skrzywdzić twoich ludzi, lecz chcę im oszczędzić bólu, który widziałam.Widziałam, co Rahl Posępny robi ludziom.Wiem, co zrobi.Gdybym wiedziała,że śmierć synka Savidlina powstrzyma Rahla, to zabiłabym malca bez wahania,własnymi rękami, bo choć jego śmierć zraniłaby moje serce, to jednocześnie oca-liłaby życie innych małych dzieci.Dzwigam straszliwe brzemię, brzemię wojow-nika.Zabiłeś jednych ludzi, żeby ocalić innych i wiem, że nie dało ci to radości,Rahl natomiast czerpie radość z zabijania, uwierz mi.Pomóż mi ocalić swój lud,proszę, żeby nikt nie ucierpiał. Azy płynęły po policzkach dziewczyny. Niechcę krzywdzić nikogo z was.Błotny Człowiek przytulił ją czule i pozwolił jej się wypłakać na swoim ra-mieniu. To szczęście dla Midlandczyków, że walczysz po ich stronie. Jeśli znajdziemy to, czego szukamy, i ukryjemy to przed Rahlem aż dopierwszego dnia zimy, to on umrze.I nikt inny nie ucierpi.Lecz ktoś musi nampomóc w poszukiwaniach. Pierwszy dzień zimy.Niewiele czasu, dziecino.Jedna pora roku przemija,wkrótce nastąpi kolejna. To nie ja stanowię prawa życia, czcigodny starszy.Jeżeli wiesz, jak po-wstrzymać czas, to zdradz mi, proszę, ów sekret, żebym mogła opóznić nadejściezimy.Człowiek Ptak siedział spokojnie, milczał.Potem rzekł: Widziałem cię już wśród naszego ludu.Zawsze szanowałaś nasze życzenia,unikałaś krzywdzenia nas.Poszukiwacz postępuje tak samo.Jestem po waszejstronie, dziecko.Uczynię, co w mojej mocy, żeby przekonać pozostałych.Mamnadzieję, że znajdę odpowiednie słowa.Nie chcę, by cierpienie dotknęło mój lud. Jeżeli odmówią, nie musisz się obawiać ani mnie, ani Poszukiwacza odezwała się Kahlan.Wspierała głowę o ramię Człowieka Ptaka i patrzyła w prze-strzeń. Lecz bójcie się tego z D Hary.Nadleci jak burza i zniszczy was.Niebędziecie mieć najmniejszej szansy.Wymorduje was.Wieczorem, w ciepłym i przyjaznym domu Savidlina, Kahlan opowiedziałamałemu historię o rybaku, który zamienił się w rybę i żył w jeziorze, sprytnie ścią-gając przynętę z haczyków, i nigdy nie dawał się złapać.Tę historię opowiedziałajej kiedyś matka, w czasach, kiedy była równie mała jak teraz Siddin.Patrzyła na268zachwyconą buzię chłopczyka i przypomniała sobie, jak była podekscytowana,słysząc tę opowieść po raz pierwszy.Potem Weselan gotowała słodkie korzenie,których przyjemny zapach mieszał się z dymem, a Savidlin uczył Richarda, jakrobić odpowiednie czubki strzał (w zależności od zwierzęcia, na które były prze-znaczone), jak utwardzać je w węglach ogniska i nasączać trucizną.Kahlan leżałana rozciągniętej na podłodze skórze, obok niej spał zwinięty w kłębek Siddin.Gładziła ciemne włosy chłopczyka.Dziewczyna ze ściśniętym gardłem rozmy-ślała jak to oznajmiła Człowiekowi Ptakowi, że w razie potrzeby zabiłaby małegobez wahania.Pragnęłaby cofnąć te słowa.Wyrażały nienawistną prawdę, lecz ża-łowała, że je wypowiedziała.Richard nie wiedział, że rozmawiała z CzłowiekiemPtakiem, a ona mu o tym nie powiedziała.Nie chciała go martwić; i tak będzie,co ma być.Mogła tylko mieć nadzieję, że starszyzna pójdzie za głosem rozsądku.* * *Kolejny dzień był wietrzny i wyjątkowo ciepły.Od czasu do czasu padałdeszcz.Tłum zebrał się wczesnym popołudniem przed domem duchów.Dach byłukończony, a w nowym palenisku rozpalono ogień.Kiedy pierwsze kłęby dymuuniosły się z komina, ludzie zakrzyknęli z podziwu i ekscytacji.Zaglądali przezotwarte drzwi, patrząc, jak ogień płonie i wcale nie zadymia wnętrza.Byli za-chwyceni perspektywą życia bez deszczu kapiącego na głowy i bez dymu gryzą-cego w oczy.Najgorsze były deszcze niesione wichrem, wiatrem jak tego dnia.Raz dwa przesiąkały przez trawiaste dachy.Błotni Ludzie z zadziwieniem patrzyli, jak deszcz spływa po dachówkach i anikropla nie przedostaje się do środka.Richard zszedł z dachu; był w dobrym na-stroju.Dach był gotowy, nie przeciekał, komin dobrze ciągnął, wszyscy w wioscesię cieszyli tym, co dla nich uczynił.Mężczyzni, którzy mu pomagali, pęcznieliz dumy, czego się nauczyli, i z tego, co wykonali.Tłumaczyli pozostałym zasadykonstrukcji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]