[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jeżeli kiedykolwiek istniał syn szatana to był nim właśnie on, syn starego Ezry Butlera zdoliny.Stephen utrzymywał go przez jakieś trzy czy cztery lata i był mu jak ojciec. Większość ludzi myśli tak o Benie Butlerze  dodał ponuro William Jeffers  nawet jeżeli słuch onim zaginął prawie dwadzieścia lat temu.Nie należał do tych, o których można łatwo zapomnieć.Gdzieżon wyjechał? Do Kootenay, prawda?61  Tak, gdzieś tam.Był typowym, młodym wieśniakiem, skłonnym do każdego, najgorszego nawetszelmostwa.Pewnego razu stary Strong złapał go na kradzieży owsa i zamiast dać mu zasmakowaćwięziennego chleba, przygarnął go i żywił przez trzy lata.Mówiłem staremu, że będzie tego żałował, aleon zawsze twierdził, że Ben nie jest z gruntu zły i że kiedyś się zmieni.Nieważne, co młody hultaj zrobił,stary Stephen zawsze potrafił go wytłumaczyć:  jego matka nie żyje albo  nikt go nigdy niewychowywał.Byłem zadowolony, kiedy Ben zniknął, kończąc te wychowawczo pokutnicze staraniaStephena. Gdyby biedny, stary Stephen nie miał tak hojnej ręki dla każdego nieszczęsnego przybłędy powiedział Gabe  zachowałby więcej dla siebie.Gwizd pocztowego pociągu przerwał dyskusję na temat Stephena Stronga.Po minucie w holu siedziałjedynie nieznajomy.Pozostawiony sam sobie, wstał i również wyszedł.Oddalił się od stacji i razno ruszyłdrogą do Greenvale.Około trzy mile od dworca zatrzymał się przed stojącym przy drodze budynkiem.Dom byłstaroświecki, ale duży i prawdopodobnie wygodny; za nim znajdowały się dwie stodoły, a po lewejstronie rozciągał się sad.Stał w cieniu jodeł, ale podwórze oświetlało światło księżyca i nieznajomy niemógł zdecydować się, aby na nie wejść.W końcu skrył się w cieniu drzew otaczających ogród i oparłszysię o stary płot zatonął w rozmyślaniach.W kuchni świeciła się lampa.Zasłona nie była zaciągnięta, więcwidział wnętrze jak na dłoni.Przy stole siedział siwowłosy, stary mężczyzna pochylony nad wielkąksięgą.Nieznajomy gwizdnął cichutko: Stary Stephen, jak zwykle, czyta Biblię z należytym namaszczeniem! Nie zmienił się zbytnio pozatym, że posiwiał.Musi już mieć z siedemdziesiąt lat.To wstyd wyrzucać z domu mężczyznę w jegowieku.Ale Joe Moore zawsze był prawdziwym kutwą.Podciągnął się cicho na rękach i usiadł na płocie.Zobaczył, jak stary Stephen Strong kładzie okularyna księdze i klęka obok krzesła.Modlił się jakiś czas, a potem wziął świecę i opuścił kuchnię.Człowiekna płocie nie poruszył się.Prawdę mówiąc zachichotał na myśl o wszystkich psotach, które skojarzyły musię z tym miejscem  żartach, sztuczkach, wybrykach.Stephen Strong zawsze był dla niego wyrozumiały.Na przykład w dniu, w którym złapał go nakradzieży owsa.Jakże przestraszony i zgnębiony był wtedy! I jakże ciepło stary człowiek mówił do niegoi tłumaczył mu grzech, którego się dopuścił.Nigdy więcej niczego nie ukradł, ale pod innymi względami nie za bardzo liczył się z pouczeniami.Za plecami starego Stephena śmiał się z jego kazań.Ale Stephen Strong nigdy nie przestał w niegowierzyć.Zawsze łagodnie zapewniał, że  Ben poprawi się, krok po kroku.I to wszystko przypomniałsobie Ben Buttler teraz, siedząc na płocie. Zawsze lubiłem starego Stephena  powiedział sam do siebie  przykro mi, że znalazł się w takichtarapatach.Kazania i modlitwy na nic się nie zdały, pomyślał i zachichotał, ale zaraz spoważniał.Zniewiadomych przyczyn, nawet za najgorszych czasów, Benowi Buttlerowi zawsze z trudemprzychodziło wyśmiewanie się ze starego Stephena. Trzy tysiące dolarów! Mógłbym to zrobić, ale wzięto by mnie za głupca.Trzech tysięcy nie znajdujesię na ulicy, nawet w Kootenay.Nie ktoś taki, jak ja.Poklepał się po kieszeni.Prawie dwadzieścia lat temu wyjechał do Kootenay, zamierzając zbićfortunę, ale marzenia szybko się rozprysły.Wydawał pensję zaraz po wypłacie i dopiero ostatnimi latytrochę mu się polepszyło, dzięki czemu zaoszczędził trzy tysiące dolarów.Przywiózł te pieniądze ze sobą,by kupić farmę i osiedlić się na stałe.Porzucił już jednak ten pomysł.To miejsce było za spokojne jak dlaniego.Wróci do Kootenay i już będzie wiedział, co zrobić z pieniędzmi.Jake Perkins i Wade Brown, jegodwaj kumple, prowadzili sklep połączony z barem.Ucieszyłby ich wspólnik z gotówką.Będzie do nichświetnie pasował.Zdecyduję jutro  dumał wracając  tak długo, jak tu jestem, myśl o starym Stephenie będzie mnieprześladować, pewne, jak amen w pacierzu.Ciekawe, o co modlił się wieczorem? Zawsze zwykł mawiać: Pan wie, co czyni! , ale nie wydaje mi się, żeby tak było.No cóż, ja nie jestem Jego wysłannikiem.Następnego dnia Ben Buttler znowu poszedł do Greenvale i tym razem wstąpił do Stephena Stronga.W domu zastał tylko gospodarza, który najpierw go nie rozpoznał, ale po chwili zastanowienia powitał gobardzo serdecznie.62  Ben! Nie wierzę własnym oczom! Jak się masz? Jak się masz? Usiądz, Ben, tutaj, na tym krześle.Skąd przybywasz? Teraz z Baxter, a tak w ogóle to z Kootenay  odpowiedział Ben. Pomyślałem, że wstąpię, bypana zobaczyć.Nie oczekiwałem, że będzie mnie pan jeszcze pamiętał. Zapomnieć o tobie? I Dlaczego? Nigdy o tobie nie zapomniałem, Ben.Ileż razy zastanawiałem się,gdzie jesteś i jak ci się powodzi.Więc mówisz, że byłeś w Kootenay? No cóż, zobaczyłeś kawał świata.Inie jesteś już chłopcem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl