[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale jeśli tak bardzopragniesz, mogę go tutaj wpuścić, żeby ci odklepał modlitewkę, a może dwie.- Kim jesteś ty, który nosisz turban Pierwszych i wchodzisz do świątyniuzbrojony?- Dręczy mnie lakie dziwne uczucie, że już kiedyś przeżyłem coś podob-nego - westchnął intruz.- Odpowiadaj na pytanie!- Wszakże chcesz powstrzymać Czarnego, Pani! A może zmieniłaś zamiari chcesz mu oddać wszystkie przybrzeżne miasta bez jednego wystrzału?_ Wystawiasz na próbę cierpliwość Nieba, śmiertelniku? - huknął Brahma.- Nie wyjdziesz żywy ze Świątyni._ Twe pogróżki niewiele znaczą dla wodza Lokapalów, Kali._ Lokapale już nie istnieją - odparła mu z ekranu groźna twarz.- Tymbardziej nie możesz być ich wodzem.- Przecież na mnie spoglądasz, Durga!_ Jama?.- zacząt niepewnie Brahma.- Pudło - roześmiał się człowiek w turbanie.- Ale owszem, Jama takżejest tutaj.wraz z Kryszną i Kubera.-~ Agni nie żyje.Każdy nowy Agni umiera.- Od czasu bitwy pod Keensel - dokończył obcy.- Tak, wiem, Kandi.Niestety, nie należałem do pierwotnego zespołu Lokapalów.Rild nie zdołałmnie zabić.Tygrys, którego imię pozostanie nieznane, dał pokaz dobrej roboty,228229ale i to nie wystarczyło.A teraz zstąpiłem z Mostu Bogów.Lokapale wybralimnie swym zwierzchnikiem, zamierzamy bronić Khaipur i złamać potęgęCzarnego.o ile Niebo zechce nam pomóc.- Sarn.- wykrztusił Brahmą.- Nie.to niemożliwe.- Wobec tego nazywaj mnie Kalkin, Siddhartha, Tathagata, Mahasamat-man, Zaklinacz, Budda, Majtreja, czy jakkolwiek inaczej.W każdym razie maszprzed sobą Sama.Przyszedłem tu, by dobić targu.- Mów!- Ludzie byli kiedyś zdolni współżyć z Niebem - zaczął Sam.- Nirritinigdy się tego nie nauczy.Jama i Kubera zaopatrzyli miasto w broń.Jeślijeszcze Niebo połączy swe siły z naszymi, Czarny będzie musiał ponieść klęskę.Zgodzimy się na ten sojusz, o ile przedtem Niebo uzna akceleracjonizm, ogłosipokój religijny oraz położy koniec władzy Panów Karmy.- To iekka przesada.Sam.- zaczął Brahmą, dbając o zachowanierównowagi i wystarczająco słodkiej miny.- Nie ma w tym żadnej przesady - uciął Siddhartha.- Dwa pierwszewarunki nie wymgagają niczego więcej niż tylko pogodzenia się ze stanemfaktycznym.To, czego żądamy w trzecim punkcie, i tak nastąpi, czy tegozechcesz, czy nie, daję ci więc szansę okazania łaski tym, którzy muszą odejść.- Muszę pomyśleć.- Masz minutę, nie dłużej - rzekł Sam.- Poczekam tutaj.Jeśli jednak twaodpowiedź brzmi.,nie", wydamy miasto na pastwę Czarnego, niech zburzyŚwiątynię.Kiedy już zajmie kilka następnych miast, będziesz musiał się z nimzmierzyć.Ale wtedy nie będziesz mógł już liczyć na naszą pomoc.Poczekamy,aż już będzie po wszystkim.Jeśli ciągle będziesz zajęty, nie będziesz w stanietargować się o lepsze warunki.Jeśli Czarny cię pokona, przyjmiemy jegowyzwanie i będziemy w stanie go pokonać.jego oraz to.co zostanie z jegozombich.Tak czy inaczej, będziemy na tarczy.Radzę więc: skorzystaj z moż-liwości układów, póki ją masz.- Dobrze! - ożywił się nagle Brahmą.- Natychmiast dokonam przeglądusił.Niechże w tej ostatniej bitwie wojska Nieba staną ramię w ramię z twoim,Kalkinie.W Khaipur upadnie potęga Czarnego! Zostaw kogoś w tym pokoju.żebyśmy ciągle byli w kontakcie.- Zakładam tu główną kwaterę - uśmiechnął się Sam.- Wobec lego uwolnij kapłana i sprowadź go tutaj.Mam mu wydać paręboskich rozkazów i powiadomić o bliskim już czasie boskiej wizytacji.- Tak, Brahmo.- Aha.poczekaj! - zatrzymał go w ostatniej chwili Stworzyciel.- Pobitwie.o ile będziemy jeszcze przy życiu.chciałbym z tobą porozmawiać natemat wzajemnej współpracy.- Chcesz zostać buddystą?- Nie.- skrzywił się Brahmą.- Kobietą.- Na wszystko przychodzi odpowiedni moment - sapnął Sam.- Wszystkoma swoje miejsce.Ale to.o oczym myślisz, jeszcze nie może się spełnić.- Gdy nadejdzie odpowiedni moment, gdy znajdziemy się na stosownymmiejscu, nie chciałbym przegapić okazji.230- Dobrze.Na razie przyprowadzę ci kapłana.Nie rozłączaj się.Teraz, po upadlku Lanada, Nirriti odprawiał święte obrzędy w samym środkumiasta, pośród sterczących ruin.Modlił się o zwycięstwo także nad innymimiastami.Sierżanci w powolnym rytmie uderzali w bębny, zombi upadli nakolana, a Nirriti modlił się z twarzą ociekającą od potu.Światło załamywało sięw grubych kroplach, tworząc coś w rodzaju żywej maski, która powoli spływałana czarną zbroję, dającą mu siłę wielu.Nagle wzniósł oczy ku Niebu, spój rżał naMost Bogów i rzekł: - Amen.Odwrócił się.Ruszył w stronę Khaipur.Za nim szła armia.Kiedy Nirriti doszedł do Khaipur, bogowie już czekali.Także oddzia-ly Kilbar trwały już w pogotowiu.Półbogowie, herosi i szlachta oczekiwali wroga, gotowi do walki.Nawet wysocy rangą bramini oraz pewna ilość wyznawców Mahasarnatmana- oni także trwał i gotowi do bój u.Ci ostatni przyszli w imieniu Boskiej Estetyki.Nirriti spojrzał na zaminowane łąki, dzielące go od murów miasta.Wówczasspostrzegł czterech jeźdźców, czekających u bramy z chorągwią Niebałopoczącą na wietrze.Lokapale.Opuścił wizjeir i zwrócił się do Olvegga.- Miałeś rację.Ciekawe, czy Ganesza czeka razem z nimi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]