[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozległy bulwar wywiódł ich na okrągły plac.Pośrodku placu z żółtych, ciosanych kamieni na planie kwadratu wzniesiono jakiś budynek o wyraźnie wojskowym charakterze.Tuż za nim stała przysadzista wieża z białego marmuru.Na tle mrocznego już nieba wznosiła się na jakieś siedemdziesiąt stóp.Pojazd zatrzymał się na placu i cała czwórka wysiadła.Spojrzawszy na budowlę, Vixa wysnuła wniosek, iż ma przed sobą siedzibę gwardii Mówcy, czyli Domu Ochrony.Wszyscy czworo weszli do środka przez monumentalną bramę.Na widok herolda i Samcadarisa stojące przed nią warty wyprężyły się niczym struny.Z pobieranych w dzieciństwie nauk Vixa zapamiętała, że społeczność Silvanestyjczyków opiera się na sztywnym systemie kastowym.Każdy z elfów był członkiem jakiegoś klanu, nazywanego tu Domem.Domów takich było wiele, poczynając od Domu Królewskiego (władcy pochodzili w prostej linii od pierwszego z Mówców, Silvanosa) poprzez Dom Kapłański, Dom Kamieniarzy, aż po Dom Służby.Dom Ochrony był po prostu Silvanestyjską armią.Przeszedłszy kilkoma krętymi korytarzami, wyszli w końcu do okrągłej komnaty.Pomieszczenie to, które było już częścią masywnej wieży, miało kilka pięter wysokości i rozpięto nad nim piękne, żebrowane sklepienie.Przytłoczeni rozmiarami sali Gundabyr i Vixa mimo woli stanęli bliżej siebie.Samcadaris, który bywał tu już wiele razy pewnym krokiem ruszył środkiem, budząc echa pod sklepieniem.Poprowadził przybyszów ku podwyższeniu, wzniesionego w sercu rozległej sali.Siedział tam starszy elf odziany w szaty wojskowego kroju.- Samcadaris, syn Palindara, nieprawdaż? Kogoś nam tu przywiódł, kapitanie? - spytał starszy jegomość, przeszywając Vixę bystrym spojrzeniem błękitnych oczu.- Sir, chciałbym donieść o zniszczeniu fortecy Thonbec - powiedział spokojnie Samcadaris.- Co takiego?! - okrzyk zdumienia starszego elfa sprawił, że głowy wszystkich obecnych w sali zwróciły się w stronę podwyższenia.Samcadaris raz jeszcze opowiedział historię o tym, jak to on i jego towarzysze znaleźli na brzegu dwoje rozbitków, którzy ostrzegli generała Axarandesa o inwazji podmorców, jak doszło do napaści i jak wezwany z głębin kraken zniszczył fortecę.Podczas tej opowieści zebrali się wokół nich wszyscy obecni w sali.- Gdzie jest teraz Axarandes? - spytał oficer pełniący służbę przy stoliku na podwyższeniu.- W rękach Quenesti Pali - odparł Samcadaris.- Wyzdrowieje, jeśli taka będzie wola bogini.Starszy oficer wyjął kartę pergaminu i stylus.Napisawszy kilka linijek, powiedział: - Heroldzie, udaj się na dwór, oto twoja przepustka.Poproś Mówcę, by jak najszybciej zechciał przyjąć tych ludzi.Wielu z wojowników usiłowało zaprotestować przeciwko tej - ich zdaniem - zbyt pospiesznej decyzji.Starszy oficer zapłonął gniewem i uderzył o blat stołu rękojeścią swego sztyletu.Wojownicy umilkli, on zaś skończył pismo i zwinął je w rulon.Następnie podał je Tiahmoro, związawszy pergamin jedwabną taśmą.- Pani, zechciej tu może poczekać do chwili, aż Mówca zgodzi się was przyjąć - zaproponował.- Powiadomię warty.Po raz pierwszy od kilku dni Vixa poczuła ulgę.Jej zmęczone ciało ogarnęła fala ciepła.Dziewczyna zasalutowała sprężyście i rzekła: - Dziękuję, sir.Wojownicy rozeszli się, nadal tocząc spory dotyczące dziwnej historii, którą przynieśli z sobą przybysze.Tiahmoro odszedł, a Vixa pochyliła się nad pulpitem oficera.- Panie, czy wolno mi o coś poprosić? - spytała grzecznie.- O co mianowicie?- Jeżeli mam się spotkać z Mówcą Gwiazd, pragnęłabym trochę się ogarnąć.O ile to możliwe, poproszę o kąpiel i czystą odzież.- I mnie by się to przydało - mruknął krasnolud.Starszy elf spojrzał krytycznie na porozdzierane i brudne szaty przybyszów.- Pani, nie mamy damskich szatek.- Sir, wystarczy mi to, w co odziewają się wasi żołnierze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]