[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten redaktor czy wydawca to jest mój polski krewny, mój rodak i mój brat.On tam sprzedaje moje dzieło i bierze za to grube pieniądze, a ja jestem goły.Więc prawo prawem, ale niechże ten Polak amerykański ma sumienie i podzieli się ze mną, niech mi wreszcie odda malutką cząstkę swego nieprawego prawego zysku.On będzie miał sumienie czyste, a ja radość, że mnie żywi moja książka; Jest to jednak naiwna europejska kalkulacja.W Ameryce ludzie chodzą głowa na dół i rozumują wprost odwrotnie; są to zresztą twardzi ludzie, którzy jedzą tylko konserwy, więc i serce, i sumienie maja zakonserwowane w blaszanej puszce, jak ogon wołowy albo kawał świniny.Mało ich to wzrusza, że Polak napisał w Ojczyźnie książkę, za ostatnie pieniądze kupiwszy papier; amerykański Polak bierze tę książkę jak swoją i wydaje ją, jak mu się podoba i ile razy mu się podoba, w słusznym mniemaniu, że w Polsce mogą za to przedrukować bezkarnie i bezpłatnie to wszystko, co napisali amerykańscy Polacy.Jest to uczciwy business, to zaś, że wszystkie psy w Polsce wyłyby z rozpaczy, słuchając tego, co tam piszą, to ich już nie obchodzi.Piszą tak, jak umieją.Gdybym ja osobiście zgodził się na taki doskonały interes, zrobiłbym w Polsce majątek.Wychodzący w Nowym Jorku dziennik „Telegram Codzienny” przedrukował moją powieść Po mlecznej drodze, a uczynił to tak inteligentnie, że w odcinku gazety pisze: Po mlecznej drodze — wydanie nowe — no, bo tak było napisane na tym egzemplarzu mojej książki, do której się mój amerykański brat włamał.Gdybym tedy, wet za wet czyniąc, chciał okraść ten dziennik, musiałbym wydrukować w Polsce cokolwiek z tego pisma.Szukam — jest! Artykuł wstępny o polskim ministrze:…Minister poprawił sobie żakiet i cylinder wziął ze stoła.Na dorodnej, pełnej jego twarzy igra uśmiech zadowolenia.Nie ma jeszcze teki, a ma już „byznes” porządny.Rozrósł się jeszcze bardziej, „perskie oko” robi… Zagrały obszerne, jak miechy kowalskie, płuca ministerskie (11 marca 1921 r.).Czy to nie śliczne? I nikomu nie przyjdzie na myśl, aby przedrukować te cudowną ironią oszlifowane brylanty słów? Czy za przedruk jakiegoś marnego z Ojczyzny felietonu nie można przedrukować z satysfakcją z tegoż pisma tak cudownego ogłoszenia:…Tylko wtedy, gdy widzicie nazwę Bayer na pigułkach, dostajecie prawdziwą aspirynę, przepisywaną od 21 lat przez doktorów i okazała się bezpieczna przez miliony używających.Przyjdźcie dziś i zażądajcie, aby wam ich pokazali.Czy to nie warte niemądrej mojej powieści? Słusznie więc uczynili mili Amerykanie, że przedrukowali mi wszystkie książki i że drukują nawet felietony teatralne.Zresztą ze mną to nie jest jeszcze najgorzej, ja w ogóle mam szczęście do Ameryki, bo przynajmniej mnie tam nie zwymyślali, nie byłem bowiem taki naiwny, jak moi koledzy, którzy w gołębiej naiwności ducha pisali do amerykańskich braci listy i odwoływali się do polskiego sumienia.Stamtąd w ogóle na takie bzdury nie odpisują, ale raz przecież któryś wydawca odpisał.Musiał to być list uprzejmy, bo mój kolega zawył i zrobił się na gębie siny.Co jednak prawda, to prawda: Weyssenhoffowi za kilka powieści przysłano honorarium w wysokości 50 dolarów.Weyssenhoff kupił za to majątek i limuzynę.Straszliwe te pieniądze musiał przysłać jakiś młody wydawca, który jeszcze niedługo był w Ameryce.Najserdeczniej jednak i naprawdę po bratersku zajęto się w Ameryce Sieroszewskim.Opowiadał mi o tym on sam, szczęśliwy i rozpromieniony, sprawa bowiem jest w istocie piękna i miła.Otóż w 1914 roku drukował warszawski „Tygodnik Ilustrowany” Sieroszewskiego głośną powieść Beniowski.Zachwycony powieścią tą jeden z polskich dzienników, wychodzących w Kanadzie, przedrukował ją z „Tygodnika”, wielką tym, oczywiście, czyniąc radość Sieroszewskiemu.Tymczasem z powodu wojny numery „Tygodnika” zaczęły do Kanady dochodzić dość nieregularnie i w druku powieści mogły w Ameryce powstać niepożądane przerwy.Ha! Nie mógł na to z miłości do Sieroszewskiego pozwolić nasz zacny brat Kanadyjczyk i sam, własnoręcznie, wiele serdecznego trudu sobie zadając, dopisał wszystko, czego brakowało pomiędzy numerami.Zepsuło to linię powieści! — powie ten i ów.Tak, ale ileż w tym serca, ile amerykańskiej pomysłowości, ile dowcipu? Zachwycony tym znakomity autor większej części swojej powieści zataczał się jak błędny i mdlał.Czy w starej, głupiej Europie przyszedłby komu taki wyborny pomysł do głowy? Oczywiście, że nie! Podziwiać należy przy tym wyborny takt tego amerykańskiego Polaka, takt, którego nie zdołała spaczyć brutalność amerykańska; oto mowy nie było o honorarium, to znaczy, że amerykański Polak nie miał do Sieroszewskiego nijakich pretensyj i dorabiał mu jedną część powieści — za darmo!Toteż wzruszony tym wypadkiem, uczuwam nieco wstydu, że pisarze polscy mają do amerykańskich wydawców pretensje o pieniądze.Przecież to biedni ludzie, przeciążeni pracą.Nie tylko, że się im czas zabiera odczytywaniem listów z Polski, do tego robi się im takie złośliwości, że się im na czas nie nadsyła książek i tygodników.Słuszny taki wyrzut usłyszał pewnie Sieroszewski osobiście, kiedy pojechał do Ameryki.Powiedzieli mu tam prawdę w oczy, aby się wstydał, bo chociaż jest wielkim pisarzem, przecież to wiedzieć powinien, że w Ameryce zawsze i wszystko jest większe.W amerykańskim prawodawstwie było ongi wiele racji, trzeba bowiem było milionom emigrantów, Polakom czy Włochom, dawać duchowa strawę i karmić ich Ojczyzna.Jest to prawo mądre i uczciwe, nie mogło ono przewidzieć, że w Ameryce będą Sieroszewskiemu dorabiali ustępy powieści.Zgodziłby się też każdy, obywatelsko nastrojony pisarz, a innych w Polsce nie ma, aby jego książkę w najtańszych wydaniach wydawały jakieś związki polskie w Ameryce, jakieś kontrolowane przede wszystkim przez własne sumienie stowarzyszenia oświatowe, nie polujące na zysk.Ten ci jednak pisarz musi zgrzytać zębami, kiedy czyta w reklamowych spisach gazet amerykańskich, że jego książkę sprzedają tam po dwa ,lub trzy dolary [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl