[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynamy aż się zastanawiać, czy mistrz, był naprawdę szlachcicem - jak to przysięgali jegoniektórzy apologeci' (Jan Sas-Zubrzycki pisał z rozczuleniem w 1926 roku o „najślachetniejszymślachcicu polskim"!) i czy nie należałoby zgodzić się na bardziej parweniuszowską, acz mniejpopularną wersję jego życiorysu.Ta zaś mówi, iż Twardowski był synem jakiegoś kupca czybednarza, a w ogóle metrykalia i sam przebieg kariery mistrza są nader niejasne.Mimo tylu doniesieńz różnych miejsc i epok, nie wiemy do dziś, jakie miał imię (w podaniach najczęściej występuje Piotr),nie wiadomo również dokładnie, gdzie się urodził, gdyż prócz Krakowskiego chcą go uczynić swymziomkiem Wielkopolska, Bydgoskie, a nawet okolice Kijowa.Nauka historyczna też tu niczego niezdołała ustalić.Do niedawna sądzono, że Twardowski przyszedł na świat za czasów ZygmuntaStarego, studiował astrologię i alchemię w Wittenberdze przyjaźniąc się tam z przyszłym biskupemkrakowskim Krasińskim, a pierwszą wzmiankę o.sobie zawdzięcza Łukaszowi Górnickiemu, którywspomniał go w Dworzaninie (1565).Nie wszyscy jednak dzisiaj się z tym zgadzają.Jeden zewspółczesnych badaczy, Roman Bugaj, uważa, iż nasz mistrz był Niemcem, pochodził z Norymbergi inazywała się w istocie Lorenz Dhur, a w Polsce występował jako Duranovius, co tłumaczono naTwardowski (łac.durus - twardy).Z kolei w Archiwum Diecezjalnym w Płocku odnaleziono dokument z1495 roku donoszący o czarnoksiężniku nazwiskiem Fwardosky i to właśnie niektórzy są skłonniuważać za pierwszą historyczną wzmiankę o Twardowskim, nie godząc się zarazem na owegoLorenza.Słowem, nic nie jest na razie pewne i chcąc się czegoś dowiedzieć trzeba sięgać dalej dostarych podań, choć i one bywają nieraz sprzeczne.Twardowski miał być koniuszym Zygmunta Augusta.Król ów, wielki miłośnik koni i właścicielniezliczonych stadnin, zatrudniał jeszcze jednego koniuszego, którego nazwisko godzi się odnotować:Miciński.Pan koniuszy Adam Miciński to przodek późniejszego poety, Tadeusza, który namłodopolskim Parnasie zgoła uchodził za maga pogrążonego „w mroku gwiazd" (jak zatytułował jedenze swoich tomów) tudzież znawcę wszelakich nauk tajemnych.Rodzi się oczywiście pytanie, czy tezainteresowania nie są jakimś fluidalnym, tracącym czarami i ezoteryzmem spadkiem poTwardowskim.Pozostawimy to wszakże bez odpowiedzi.Zresztą w podaniach mistrz rzadko kiedypełni szczytny urząd koniuszego, natomiast służy królowi przede wszystkim jako wielce biegły w swejsztuce czarnoksiężnik.Podobno wywoływał przed nim ducha Barbary Radziwiłłówny, będączaprzedany diabłu i przez to zdolny do takich niezwykłych wyczynów.Czarci dwukrotnie złowili duszęnaszego księżycowego bohatera, legalizując - owszem! - swe niecne postępki sprytnie wyłudzanymcyrografem.Najpierw stało się to za sprawą owego bliżej nieznanego ojca Twardowskiego.Lekkomyślny tato,ograbiony przez zbójców w lesie, zaklął „a niech to diabli!" i potem, gdy odzyskał mienie dziękinieznajomemu, który zjawił się natychmiast po tym okrzyku, zgodził się „dać mu to w domu, o czymsam nie wiedział".Żeby nie było w przyszłości nieporozumień, podpisał stosowny cyrograf krwiąutoczoną z serdecznego palca, a następnie raźno udał się do swego gniazda.Niestety, czekała go tuniemiła niespodzianka.W domu płakało świeżo narodzone dziecię, czyli to, o czym jeszcze niewiedział układając się z diabłem, bo, rzecz prosta, od razu tam w lesie zorientował się, z kim ma doczynienia.Podarował dziecię! Syna!Mały Twardowski z trudem został ochrzczony.Chłopca zaniosła do kościoła baba, używającwszelakich forteli i przypłacając usłużność kalectwem, jako że bies nie spał i potłukł jej nogę.Wtrzynastym roku życia przyszły mistrz powędrował do szkoły, gdzie był bardzo zdolnym uczniem izdaje się marzył o przywdzianiu sutanny.W dwudziestym piątym - ojciec smutnie wyznał mu o akciepodpisanym w lesie.W trzydziestym - młodzieniec, chcąc wyzwolić się spod mocy szatańskiej, wybrałsię do piekła i zniszczył fatalny cyrograf.Udało mu się to nie bez wody święconej, którą obficie kropiłdrogę, a także z pomocą myszki służącej mu za przewodnika.Z wyprawy powrócił jednak kulawy:czarci, nie mogąc nic wskórać u niego perswazją, zatrzasnęli tak wściekle swoje wrota, gdy odchodził,że ucięli mu piętę.Wyprawa (znana również z podań o zbóju Madeju) świadczy, iż Twardowski nie był naturą z gruntuzłą, psotną czy nieobliczalną, choć już tutaj jego zgoła nabożne postępowanie graniczy z- 137 -awanturniczością, która, być może, odwiodła go ostatecznie od myśli o duchownym stanie.Zostałalchemikiem i - jak wielu przedstawicieli tego zawodu - imał się czarnoksięskich praktyk, co wówczascieszyło się wielkim szacunkiem.Krakowianie często widywali go na samotnych spacerach, jakkroczył zasępiony i godny, wiedziano też, iż mędrzec wysiaduje w jednej z pieczar na Krzemionkach,tzw.katedrze, urządziwszy tam sobie pracownię.Nie powodziło mu się dobrze.Ożenił sięnieszczęśliwie z niejaką Kłótnicką herbu Zadora, które to miano nie tyle mówi o pochodzeniu, ile ocharakterze tego sekutniczego babiszona, sprzedającego garnki przed kościołem Mariackim.Babiszon sprawił, że Twardowski, zmuszony ustępować mu w słownych pojedynkach, zaplątał się wczartowskie pęta.Jak zawsze w takiej sytuacji.„Alchemik gotujący topaz”, 1542Drugi cyrograf zostaje właśnie podpisany na Krzemionkach.Biedny mistrz zaprzedał się biesowi, byzostać bogatym panem i podczas paradnych przejazdów przez Kraków, kolebiąc się w karecie, mócrozkazywać służbie, żeby tłukła gary znienawidzonej małżonki.Niewątpliwie wyraża się w tymprywata, dość małostkowa czy wręcz niska (acz częsta w przypadkach niedobranych matrymoniów),ale przecież Twardowski nie poprzestał tylko na własnych korzyściach i diabeł, nim uzyskał od niegopodpis, musiał znieść srebro z całej Polski pod Olkusz, co przecież znacznie ułatwiło pracęwydobywcom tego kruszcu.Mistrz wykazał także instynkt społeczny, każąc czartowi w zamian zaswoją duszę zalesić nagie góry w ciągu godziny, stworzyć przez noc Jezioro Augustowskie tudzieżzbudować gdzieś most z maku.A że miał również inne zachcianki? Że lubił się odmładzać jak jegosłynny poprzednik, Faust, i jak zresztą tylu z nas? Że myślał o figlach, przymuszając swego rogategokontrahenta na przykład do postawienia Pieskowej Skały cienkim końcem w dół czy wożenia własnejpersony na kogucie? No cóż.Musimy mu to wybaczyć, choć kto wie, czy życzenia, by otrzymaćproszki z wody, mieć latającego konia albo móc płynąć pod prąd łodzią bez wioseł, uważane niegdyśza krotochwilne, a postawione znowu diabłu do spełnienia, nie wynikały również z głębszych pobudeki nie świadczą o mistrzu jako o żarliwym pionierze nauki i techniki.Diabeł przydybał go, jak wiadomo, w karczmie „Rzym"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]