[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Janek nie mógł już dojrzeć, że w ten sam sposób zdławiono i rozpaczliwy krzyk Piszczałki, wepchnąwszy mu go siłą w pierś z powrotem.Zaczęły się dni czarne i ciężkie.Ludzie dozorcy skarbu, człowieka złego i nie znającego dla nikogo litości, przykuli Janka do ciężkiej belki dębowej, którą on popychać miał piersią i w ten sposób poruszać nieustannie kamienie żarn.Obracał je w pustej, ciemnej szopie, nie mogąc ustać ani na chwilę, kiedy bowiem ustawał chropawy zgrzyt kamieni, przywoływany nagłą ciszą zjawiał się dozorca, Murzyn zwalisty i okrutny, i biczem budził chłopca z omdlenia.Mniej go bolały te razy, niż poczucie strasznej a niezawinionej krzywdy.Nic złego nie uczynił tym ludziom ani temu starcowi, co nimi włada i którego szept straszliwszy się okazał, niż ryk dzikiego zwierza.Może go męczyli dlatego, że nie był jednej z nimi wiary, może dlatego, że w każdym, kto nie był z ich narodu, widzieli niewolnika.Męką najdotkliwszą jednak napawało go uczucie niemocy.Wszak musi iść, musi biec do tego dalekiego miasta, do którego zmierza mimo diabłów, mimo podziemnych i sztucznych ludzi, a on, przykuty łańcuchem, co mu opasuje szyję, nie może jednego nawet uczynić kroku.Chodzi w kółko, wciąż w kółko i prze piersią ciężką belkę; oddech w nim zamiera, omdlewają nogi, lecz to najgorsze, że serce w nim omdlewa.Broni się przed rozpaczą ze wszystkich sił, ochrania w sobie ledwie tlącą nadzieję, jak ów święty promyczek, który rycerz chrześcijański niósł przez morza i lądy, od grobu Chrystusowego, przy którym go zapalił, aż do swojej ojczyzny na krańcach świata.Modlił się żarliwie, aby mógł zachować tę nadzieję i ogrzać przy niej truchlejące serce.Znosił mękę z zaciśniętymi ustami, aby zachować moc i hart ducha.Czuł, że jeśli nie wytrzyma tej próby, nie dokona już niczego więcej.Dawano mu godzinę wypoczynku w południe, a dwie godziny w nocy na sen; jadał ochłapy, które jadły psy, a spał na gołej ziemi w tym miejscu, gdzie padał na głos dozorcy, oznajmiający czas spoczynku.Szkielet z niego pozostał, wychudły, wynędzniały, z posiekanymi od razów plecami.Nie wiedział, co się stało z Piszczałką, tego tylko był pewny, że jego towarzysz, choć mu się może lepiej dzieje, cierpi tak jak i on.Rachował pilnie dnie, z przerażeniem myśląc, że mijają wciąż i że już nie dnie, lecz całe miesiące dzielą go od owej strasznej chwili, w której porzucił Witalisa.Oto już czwarty miesiąc obraca te żarna, czwarty miesiąc nie widzi słońca.Zmienił się w maszynę.Razu jednego zdrętwiał.Najwyraźniej usłyszał głos Piszczałki.Głos był z pewnością ten sam, lecz tego pojąć nie mógł, jak Piszczałka mógł się ważyć na to, co mówił w tej chwili? Z wielkiego zdumienia przestał obracać żarna, a Murzyn nie wpadł z biczem.Co to znaczy? A jednak to mówi Piszczałka! Przez drewnianą ścianę szopy słychać najwyraźniej:- Łeb ci każę uciąć, czarny diable! Otwieraj w tej chwili, bo Moja Wysokość chce ujrzeć tego więźnia.Murzyn bełkotał coś niewyraźnie i jęczał, jakby prosił o litość.Po chwili otwarły się szerokie drzwi szopy, a oczy Janka uderzyła boleśnie nagła jasność.Przez chwilę nie mógł dojrzeć niczego, kiedy zaś dojrzał, myślał, że śni: u drzwi klęczał zwalisty Murzyn i bił pokłony, ku niemu zaś szedł Piszczałka, przepysznie strojny, w turbanie spiętym rubinem; na nogach miał misterne sandały z czerwonego safianu, a u boku krzywą szablę na jedwabnych zwisającą rapciach.Janek chciał krzyknął, lecz Piszczałka zbladłszy nagle śmiertelnie na widok niedoli swego brata, szybko położył palec na ustach.Potem wziął się pod boki i groźnym głosem, w którym drżały łzy, zakrzyknął:- To jest ten pies, co obraca żarna? Co mu dajesz jeść?- To, co psom, Wasza Wysokość - skomlił Murzyn.- A czemu on ma ciało we krwi? - pytał Piszczałka, oparłszy się o belkę, aby nie upaść.- Od mojego bicza - odrzekł Murzyn.Wielkie łzy ukazały się w oczach dostojnika.Otarł je szybko jedwabiem rękawa i długo pasował się z głosem, zanim mógł przemówić:- Wyjdź stąd!- Nie wolno mi, dostojny książę - wrzasnął Murzyn - śmierć mnie czeka za to, gdybym go zostawił z kimkolwiek sam na sam.- Dobrym jesteś sługą - rzekł Piszczałka - chciałem cię tylko wypróbować.- O panie! - zachłysnął się strażnik z wielkiego szczęścia.- Za to zostaniesz nagrodzony! Złe tylko czynisz, że psujesz biczem skórę tego niewolnika.Jeśli twój pan każe sobie z jego skóry sporządzić sandały, zabije cię za to, że ją tak siekłeś.Nie bij go, wierny sługo.I dawaj mu lepiej jeść, aby nie umarł zbyt wcześnie… Wtedy ty będziesz obracał żarna.- Litości, wielki- panie! - zajęczał Murzyn - to okropna praca.- Więc nie znęcaj się nad nim…Pomyślał chwilę, potem odpiął rubin od turbana i rzucił go oszalałemu ze szczęścia Murzynowi.- Weź to sobie - rzekł - i miej nad nim pieczę.Chciałbym od twojego pana kupić tego niewolnika, więc chcę, aby był zdrów i silny.- Kim jesteś, o oko słońca? - pytał Murzyn, bijąc pokłony.- Jestem pierwszym ulubieńcem córki królewskiej, księżniczki Roksolany.Strażnik zawył z zachwytu i padł na twarz.Wtedy Piszczałka szybko przytulił się do zdumionego Janka i szepnął:- Szukałem cię… nie mogłem znaleźć… wyratuję.- Co mówisz, panie? - zapytał Murzyn.- Nic - odrzekł Piszczałka, szybko odskakując - chciałem ujrzeć, jakie muskuły ma ten niewolnik.Pilnuj go dobrze i nie bij go!- Bicz mój już go nie dotknie…Kiedy Piszczałka wsiadał do lektyki, którą niosło czterech olbrzymich Murzynów, słaniał się i był bliski omdlenia.Ukryty za jedwabnymi firankami, płakał jak dziecko pierwszy ulubieniec sułtańskiej córki i wielki dworski dygnitarz.Dziwili się Murzyni, że lektyka wciąż drga i zdziwili się jeszcze bardziej, kiedy ich pan dostojny wysiadł z niej z oczyma czerwonymi od płaczu.Kiedy stanął przed księżniczką, miał taki smutek w twarzy, że żal było patrzeć na niego.- Jeszcze go nie znalazłeś? - szepnęła księżniczka.- Znalazłem - mówił cicho Piszczałka - ale znalazłem tylko jego szkielet.- Czy go zamordowali?- Nie, żyje on, lecz życie to jest gorsze od śmierci.Opowiedział jej o wszystkim, co widział.Niebieskie oczy księżniczki napełniły się łzami.Wiedziała o losach Janka i Piszczałki wszystko, a poznawszy dobre serce tego dziwnego stworzenia, które jej dano do zabawy, rozrzewniona, chciała im pomóc z całego serca.Janka tak ukryto, że nikt go nie mógł wyszukać.Piszczałka czynił wyprawy, rozpytywał ostrożnie, szukał nocami, we dnie udając wesołość.Dopiero jeden biały niewolnik, którego wyprosił i ocalił przed chłostą, zdradził mu w największej tajemnicy miejsce, w którym pracował Janek.Piszczałka, padłszy do nóg księżniczki, błagał:- Ratuj go, najjaśniejsza księżniczko.Cały jest we krwi i ranach.To go jednak pewnie więcej boli, że jest przykuty i nie może pójść tam, gdzie na niego czekają.Wszak wszystko wiesz! Ja zostanę za niego w niewoli…- Nie! - rzekła Roksolana - jeśliby on był wolny, ty pójdziesz z nim.Umarłbyś tutaj z tęsknoty za nim.Ja to wiem.Serce moje mi to mówi.Jakże ja go jednak wyratuję?- Najjaśniejszy twój ojciec wszystko uczyni, czego ty zapragniesz!- Ale strażnik skarbu tego nie uczyni, gdyż jest to człowiek okrutny, a ojciec jemu go darował i nigdy nie odbierze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]