[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dobra robota! Dirk? Elspeth na Owenie zrównała się z heroldem. Co takiego, skrzacie? Dirk drzemał w ciepłych i łagodnych promieniachsłońca, kołysany łagodnym krokiem Ahrodie, cichym brzęczeniem dzwoneczkówi stukiem kopyt o ziemię. Czy myślisz, że Talia spotka się z nami na granicy? Głos Elspeth brzmiałsmutno, ale nadzieja odmalowała się na jej twarzy.Dirk nie chciał jej rozczarować, jednak nie miał wielkiego wyboru. Obawiam się, że raczej nie. Westchnął. Jako najwyższy rangą przed-stawiciel twej matki z pewnością zostanie u boku Alessandara. Och. Elspeth była najwyrazniej zasmucona, lecz bynajmniej nie utraciłachęci do rozmowy. Czy dobrze się czujesz? Okropnie kaszlesz.Z zaniepokojeniem spojrzała na niego z ukosa. Tylko nie mów, że zaraz zaczniesz mnie niańczyć odparł Dirk niecozrezygnowany. Wystarczy, że tych dwóch zachowuje się jak kwoka matka.Skinął głową na Skifa i Terena, którzy trzymali się tuż poza zasięgiem głosu.Jasne południowe słońce, witane z radością po tygodniach zimnych, ulewnychdeszczów, powodowało, że trudno było patrzeć na ich uniformy bez mrużeniaoczu.A Teren po prostu lśnił.162Ale on błyszczy dziwił się Dirk. Jak on to robi że pomimo wzbijanychprzez nas tumanów kurzu, wygląda nienagannie? Przepraszam. Elspeth roześmiała się. Co za dużo, to niezdrowo,prawda? Teraz wiesz, jak ja się czuję! Póki byłam w kolegium, wszystko szłojak najlepiej, ale wystarczyło, że wyśliznęłam się do lasu, a już dwóch heroldówpędziło za mną, by mnie bronić! Nie wiń nikogo, tylko swoją mamę, skrzacie.Jesteś jej jedynym dzieckiem.Gdyby wydała na świat całe stadko, nie miałabyś tych zmartwień.Elspeth roześmiała się głośniej. %7łałuję, że żaden z dworzan tego nie słyszy.Mówisz o królowej jak o raso-wej suczce! Najpewniej oskarżyliby mnie o obrazę majestatu.Jednak nie wykluczone,że ona sama przyznałaby mi rację.A czego ty się uczysz teraz, gdy osierociłaśswe biurko?Dirk ze zdziwieniem przyłapał się na tym, że z zainteresowaniem słucha odpo-wiedzi na postawione przez siebie pytanie.Otępienie wywołane chorobą zaczęłogo powoli opuszczać, wypierane stopniowo przez energię, na której brak nigdynie mógł narzekać.Stwierdził nawet, że wywietrzało mu z głowy sporo przygnę-biających myśli.Nie wiedział, czy wpłynęło na to załagodzenie sporu z Krisem,czy zawdzięcza to czemuś innemu, ale jakkolwiek na to spojrzeć, zmiana była nalepsze. Alberich polecił Skifowi, by nauczył mnie rzucania nożem.Zaczynamw tym być coraz lepsza, jeśli wybaczysz mi moje przechwałki.Spójrz.Jej dłoń zakreśliła niewielki łuk w bok i w przód, a przed nimi, jak wycza-rowany, zatrzepotał wbity w pień drzewa sztylet.Dirk nawet nie ujrzał, kiedywypuściła go z dłoni. Niezle, całkiem niezle.Elspeth kłusem zbliżyła się do drzewa po swój sztylet, oczyściła ostrze i wsu-nęła do pochwy w rękawie, a potem znów dołączyła do Dirka. Dostałam od niego pochwę mocowaną do nadgarstka i zapinaną na za-trzask.O, widzisz? Podciągnęła rękaw, by się pochwalić. Dokładnie takąsamą ma Talia. A więc to od niego ją dostała! Powinienem się był domyślić.Jeśli istniejesposób, by coś ukryć, ten chłopiec go zna Dirk, uśmiechając się, uzmysłowiłsobie od jak dawna tego nie robił. Nie żebym miał zamiar sprzeciwiać się temu,zwróć uwagę.Cieszę się, że w trzymasz żądło ukryte w zanadrzu, skrzacie. Dlaczego? Matka wcale nie była zachwycona, że uczę się sztuczek zabój-ców , jak to taktownie nazwała.Ułagodziłam ją dopiero, gdy powiedziałam, że tona rozkaz Albericha. Ja myślę nieco praktyczniej.Jeśli znasz sztuczki zabójców, kosa możetrafić na kamień.Nie możemy pozwolić sobie na utratę ciebie, skrzacie.Jesteś163tylko jedna. Zabawne, bo to samo powiedział Skif.Jak mi się zdaje, nie nawykłamuważać siebie za bardzo ważną osobę. Uśmiechnęła się, a Dirkowi przemknęłamyśl, jaka urocza młoda osoba wyrosła z bachora, którym zaopiekowała się Talia.Mieli tutaj do czynienia z niemałym cudem. Mam nadzieję, że uczysz się także i tego, że w niebezpiecznych sytuacjachnależy słuchać instynktu, a nie głowy.Wykrzywiła twarz w grymasie. Jeszcze jak! Nie tak dawno Alberich, Skif i Jeri zastawiali na mnie pułapkiprzy lada okazji.Pojedynczo i razem! Tak czy siak, wymaga się ode mnie, bymrozmawiała z heroldami.Umyślili sobie, jak sądzę, że zostanę zbrukana, czy cośtakiego. Co za sposób wyrażania się o starszych! Choć brzydzę się tego przyznać,jednak w wypadku Skifa, zbrukanie jest właściwym określeniem. Co ja słyszę, me imię wzywane nadaremnie?Skif zbliżył się do nich, nieznacznie przynaglając Cymry Jak najbardziej, mój sprytny, strojny łotrzyku.Właśnie ostrzegam niewinnąnastępczynię tronu przed znajomością z tobą. Ze mną? Oczy Skifa zaokrągliły się niewinnie. Jestem tak czysty. Jak to, co wymiatają ze stajni. Hola, nie muszę tutaj wysłuchiwać kalumni rzucanych na moją głowę! To prawda. Elspeth zachichotała. Możesz cofnąć się i pozwolić namurągać tobie poza twoimi plecami, tak jak do tej pory.Jakby na zawołanie, zuchwała purpurowa sójka siedząca na gałęzi, pod którąwłaśnie przejeżdżał, jak echo powtórzyła jakieś obrzydliwe wyzwiska.Skakałaniezdarnie i nie zaprzestała swych obelg, nawet kiedy ją minął. Coś mi się zdaje, że, nawet naturę przeciągnęliście na swoją stronę! Nad-szedł czas, jak powiada mistrz Alberich, na strategiczny odwrót.Zciągnął wodze Cymry i powrócił na swoje miejsce u boku Terena, wykrzy-wiając do Elspeth twarz w grymasie, gdy ta pokazała mu język.Dirk z trudemzachowywał powagę.Jednak w chwilę pózniej nastrój Elspeth nagle się zmienił. Dirku, mogę cię o coś zapytać? Po to tu jestem, skrzacie.Między innymi, oczywiście. Co to jest zło?Dirk niemal zapomniał języka w gębie.Nie spodziewał się, że Elspeth intere-suje się filozofią. Och! Nie lubisz zadawać łatwych pytań, co?Przez chwilę jechał w milczeniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]