[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Hamulce miał dobre — odpowiedziałem wreszcie — ale niech pani sobie wyobrazi, jak skomplikowana była w tamtych czasach obsługa samochodu — no jak, co znowu — żachnęła się prędko — przecież już wtedy zlikwidowano chyba manetkę międzybiegu i tak jak dzisiaj miał pan hamulec, sprzęgło, gaz — zgadza się — odparłem, maczając kawałek herbatnika w kawie — ale dziś pierwszy przegląd należy zrobić po piętnastu tysiącach kilometrów, a wtedy kierowca dosłownie nie rozstawał się z instrukcją, chyba że od razu zapisał sobie wszystko w kalendarzu, na przykład — wyliczałem od początku — w modelu tamtej sto siedemdziesiątki należało co pięćset kilometrów sprawdzać napięcie paska napędu wentylatora, następnie poziom oleju i płynu chłodniczego, a wreszcie hamowanie wszystkich kół, a co tysiąc pięćset kilometrów wymienić olej w silniku, wyczyścić siatki filtru powietrza, przesmarować dźwignie sprzęgła, hamulca, gazu i rozrusznika, uzupełnić olej w zbiorniku centralnego smarowania, a co cztery i pół tysiąca kilometrów zdjąć i wyczyścić filtr paliwa, sprawdzić cięgła przepustnicy gaźnika i ssania, sprawdzić luzy w zaworach silnika, a co siedem i pół tysiąca kilometrów wymienić olej w skrzyni biegów, wymienić filtr oleju, napełnić smarem osłony łożysk przednich kół, a co piętnaście tysięcy kilometrów przepłukać układ chłodzenia, przesmarować przednie resory oraz ustawić szczęki hamulcowe z odpowiednim luzem, nie mówiąc o tym, że po stu tysiącach cylindry nadawały się do szlifu.— Dość — powiedziała panna Ciwle odkładając łyżkę i talerz na blat stolika, czemu towarzyszyło pomrukiwanie Jarka — on chce jeszcze posłuchać — odwróciła się do mnie — ale nie będziemy pana męczyć, już po zastrzyku i karmieniu, zaraz zjedziemy na dół, do przystanku — nie, proszę zostać — powiedziałem — to nie jest tak daleko, pójdę sam — zapłacił pan za godzinę jazdy — stanowczo zaoponowała musimy skończyć lekcję, tylko ustawię brata do czytania i zaraz pojedziemy — to może przedłużymy następną jazdę — nie chciałem wcale siadać za kierownicę — o tych dwadzieścia minut, a dzisiaj jednak pójdę — dobrze, to zejdę z panem ten kawałek do sklepu — dala za wygraną — tylko mu przygotuję książkę.— I, kochany panie Bohumilu, po kilku minutach maszerowaliśmy z panną Ciwle działkową alejką pomiędzy ogródkami w dół wzgórza, hanzeatyckie wieże kościołów stawały się coraz mniejsze, aż znikły nam z oczu, ale nie o nich myślałem, schodząc coraz niżej wzdłuż cmentarnego płotu i kolejnych szop i domków, które, jak wskazywały telewizyjne anteny, blaszane kominy, kurniki i komórki, wcale nie były letnimi altankami, tylko po prostu mieszkaniami, więc nie o wieżach kościołów Głównego i Starego Miasta rozmyślałem, tylko o ludziach, którym zimą musiały tu zamarzać krany z wodą, dymić piecyki, przeciekać dachy i przepalać się korki, ludziach, którzy mieszkali tutaj wśród drzew i zieleni jak na dachu naszego miasta, choć wcale nie byli olimpijczykami.Co tak pan zamilkł? — spytała panna Ciwle — piechur nie ma nic do powiedzenia? — skądże — wzruszyłem ramionami — ale wolałbym teraz słuchać, zamiast mówić — zamurowało pana stwierdziła rzeczowo — takich osiedli nie pokazują w naszej telewizji, zresztą co mielibyśmy reklamować, może powietrze, ale na razie jeszcze go nie sprzedają — uśmiechnęła się do siebie — a kiedy zaczną, to wybudują tutaj domy dla ludzi z forsą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]