[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kroki Wyższego Bytu - och, tak, sÅ‚yszeli je, sÅ‚yszeli, jak cichozstÄ™pujÄ… po schodach, sÄ… coraz bliżej i bliżej w tym zstÄ™powaniu z niewidzialnych schodów.Kroki Wyższego Bytu.I nagle granice wytrzymaÅ‚oÅ›ci zostaÅ‚y przekroczone.Ze wzrokiemwbitym w jeden punkt, z rozchylonymi ustami Morgana Rotszyld zerwaÅ‚a siÄ™ z krzesÅ‚a.- SÅ‚yszÄ™ go - zawoÅ‚aÅ‚a.- SÅ‚yszÄ™ go.- Nadchodzi - krzyknęła Sarodżini Engels.- Tak, nadchodzi, sÅ‚yszÄ™ go.- Fifi Bradlaugh i Tom Kawaguczi równoczeÅ›nie powstali zeswoich miejsc.- Och, och, och! - poÅ›wiadczyÅ‚a nieartykuÅ‚owanymi dzwiÄ™kami Joanna.- Nadchodzi! - woÅ‚aÅ‚ Jim Bokanowski.PrzewodniczÄ…cy pochyliÅ‚ siÄ™ do przodu i dotkniÄ™ciem dÅ‚oni rozpÄ™taÅ‚ szaleÅ„stwo cymbałówi trÄ…b, i rozgorÄ…czkowane tam-tamy.Och, nadchodzi! darÅ‚a siÄ™ Klara Detering.- Auu! zabrzmiaÅ‚o to, jakby ktoÅ› jej podciÄ…Å‚gardÅ‚o.CzujÄ…c, że czas już, by dać coÅ› z siebie, Bernard także poderwaÅ‚ siÄ™ i zawoÅ‚aÅ‚:- SÅ‚yszÄ™ go; nadchodzi.Ale to nie byÅ‚a prawda.Niczego nie sÅ‚yszaÅ‚ i nikt jego zdaniem nie nadchodziÅ‚.Nikt -pomimo muzyki, pomimo rosnÄ…cego podniecenia.Niemniej machaÅ‚ rÄ™kami i krzyczaÅ‚ wraz znajaktywniejszymi; kiedy zaÅ› inni zaczÄ™li przebierać nogami i maszerować w miejscu, onrównież zaczÄ…Å‚ przebierać nogami i maszerować w miejscu.Ruszyli korowodem tancerzy, każdy z rÄ™kami na biodrach osoby poprzedzajÄ…cej, raz zarazem okrążali salÄ™ krzyczÄ…c unisono, wybijajÄ…c rytm nogami, klaszczÄ…c w takt muzyki,klaszczÄ…c dÅ‚oÅ„mi w poÅ›ladki towarzyszy; dwanaÅ›cie par rÄ…k klaskaÅ‚o niczym jedna para;dwanaÅ›cie par poÅ›ladków oddawaÅ‚o sÅ‚abe echo niczym jedna para.Tuzin w jedno ja, tuzin wjedno ja. SÅ‚yszÄ™ go, sÅ‚yszÄ™, jak nadchodzi.Muzyka nabraÅ‚a tempa; szybciej uderzaÅ‚y stopy,coraz szybciej klaskaÅ‚y do rytmu dÅ‚onie.I oto potężny syntetyczny bas wyÅ›piewaÅ‚ sÅ‚owaogÅ‚aszajÄ…ce nadejÅ›cie pojednania i ostateczne skonsumowanie solidarnoÅ›ci, nadejÅ›cie Tuzina-w-Jednym, wcielenie Wyższego Bytu. Orgia-porgia , Å›piewaÅ‚ bas, a tam-tamy pulsowaÅ‚ygorÄ…czkowym rytmem.Orgia-porgia, Forda Å›piew,Wzniecaj w paniach Jedni zew.Roztopiony już on w niej,Z orgiÄ…-porgiÄ… dwojgu lżej. Orgia-porgia , podjÄ™li tancerze liturgiczny refren, Orgia-porgia, Forda Å›piew, wzniecajw paniach. Gdy Å›piewali, Å›wiatÅ‚a zaczęły powoli sÅ‚abnąć - sÅ‚abnąć, a zarazem nabieraćodcieni bardziej ciepÅ‚ych, gÅ‚Ä™bokich, czerwonawych, aż w koÅ„cu taÅ„czÄ…cy znalezli siÄ™ wpurpurowym półmroku skÅ‚adu embrionów. Orgia-porgia. W tych ciemnoÅ›ciach barwykrwi i pÅ‚odu taÅ„czÄ…cy krążyli jeszcze przez chwilÄ™, wybijajÄ…c nieustajÄ…cy rytm. Orgia-porgia. Potem krÄ…g zafalowaÅ‚, pÄ™kÅ‚ i padÅ‚ we fragmentach na sześć miÄ™kkich tapczanów,które otaczaÅ‚y - krÄ…g wokół krÄ™gu - stół i rozstawione wokół niego krzesÅ‚a. Orgia-porgia.Czule gruchaÅ‚ gÅ‚Ä™boki GÅ‚os; w czerwonym półmroku brzmiaÅ‚o to tak, jak gdyby jakiÅ›ogromny czarny goÅ‚Ä…b unosiÅ‚ siÄ™ dobrotliwie nad leżącymi już teraz na wznak lub twarzÄ… wdół tancerzami.Stali na dachu; Big Henry wybiÅ‚ jedenastÄ….Noc byÅ‚a ciepÅ‚a i cicha.- ByÅ‚o cudownie, prawda? - powiedziaÅ‚a Fifi Bradlaugh.- Wprost cudownie, prawda? -PatrzyÅ‚a na Bernarda z zachwytem, ale z zachwytem bez Å›ladu poruszenia czy podniecenia;być podnieconym to przecież być nie zaspokojonym.W niej zaÅ› trwaÅ‚a spokojna ekstazapÅ‚ynÄ…ca ze speÅ‚nienia i ukojenia - nie z braku nasycenia i z nicoÅ›ci, lecz z równowagiżyciowej, ekstaza pÅ‚ynÄ…ca od wypoczywajÄ…cych, zrównoważonych energii.Bogate, żyweukojenie.PosÅ‚uga solidarnoÅ›ciowa w równym bowiem stopniu braÅ‚a, jak dawaÅ‚a, zabierajÄ…ctylko po to, by odradzać.Fifi czuÅ‚a w sobie peÅ‚niÄ™, doskonaÅ‚ość, czuÅ‚a, że jest czymÅ› wiÄ™cejniż tylko sobÄ….- Nie sÄ…dzisz, że byÅ‚o cudownie? - dopytywaÅ‚a siÄ™ wpatrzona w twarz Bernarda swyminadnaturalnym blaskiem jaÅ›niejÄ…cymi oczyma.- Tak, myÅ›lÄ™, że byÅ‚o cudownie - skÅ‚amaÅ‚ i odwróciÅ‚ wzrok; jej przemieniona twarz byÅ‚ajak wyrzut i zarazem przewrotne przypomnienie jego odosobnienia.Czul siÄ™ równie żaÅ‚oÅ›nieosamotniony jak na poczÄ…tku posÅ‚ugi - a nawet osamotniony jeszcze bardziej, bo pustka niezostaÅ‚a wypeÅ‚niona, nasycenie byÅ‚o jaÅ‚owe.Odosobniony i nie pojednany, gdy tymczaseminni wtopili siÄ™ w Byt Wyższy; samotny nawet w objÄ™ciach Morgany - w gruncie rzeczywtedy jeszcze bardziej samotny, jeszcze bardziej beznadziejnie bÄ™dÄ…cy sobÄ… niż kiedykolwiekwczeÅ›niej w życiu.Z tamtego purpurowego półmroku wynurzyÅ‚ siÄ™ pod zwykÅ‚e oÅ›wietlenieelektryczne z samoÅ›wiadomoÅ›ciÄ… do granic wytrzymaÅ‚oÅ›ci.ByÅ‚ w najwyższym stopniu godnypożaÅ‚owania, ale może (jej promieniejÄ…cy wzrok lÅ›niÅ‚ oskarżycielsko) to tylko jego wina.- NaprawdÄ™ cudownie - powtórzyÅ‚, ale jedynÄ… rzeczÄ…, o której mógÅ‚ pomyÅ›leć, byÅ‚a brewMorgany.ROZDZIAA SZÓSTY§1Dziwaczny, dziwaczny, dziwaczny, brzmiaÅ‚a ocena Bernarda Marksa dokonana przezLeninÄ™.Do tego stopnia dziwaczny, że w ciÄ…gu nastÄ™pnych paru tygodni zastanawiaÅ‚a siÄ™niekiedy, czy nie powinna zmienić zdania w kwestii wakacji w Nowym Meksyku i niepojechać raczej z Benitem Hooverem na biegun północny.Rzecz w tym, że na biegunie jużbyÅ‚a zeszÅ‚ego lata z Jerzym Edzelem, a co gorsza miejsce wydaÅ‚o jej siÄ™ dość ponure.NiebyÅ‚o tam nic do roboty, hotel staroÅ›wiecki, bez telewizji w sypialniach, bez organówwÄ™chowych, muzyka syntetyczna zupeÅ‚nie pospolita, a dla ponad dwustu goÅ›ci zaledwiejakieÅ› dwadzieÅ›cia pięć boisk do gry w tenisa przesuwanego.Nie, stanowczo nie pojawi siÄ™już na biegunie północnym.Na dodatek w Ameryce byÅ‚a dopiero raz.A poza tym jak krótko!Tani weekend w Nowym Jorku - chyba z Janem Jakubem HabibullÄ…, a może z JonesemBokanowskim? Nie pamiÄ™ta.Tak czy owak byÅ‚o to zupeÅ‚nie nieistotne.Perspektywaponownej wycieczki na Zachód, i to caÅ‚otygodniowej, byÅ‚a kuszÄ…ca.A ponadto co najmniejtrzy dni z tego tygodnia spÄ™dzÄ…, w rezerwacie dzikich.Nie wiÄ™cej niż pół tuzina ludzi zOÅ›rodka byÅ‚o w rezerwacie dzikich.Bernard, jako psycholog i alfa-plus, byÅ‚ jednym zniewielu mężczyzn, jakich znaÅ‚a, którzy mieli tam prawo wstÄ™pu.Dla Leniny wiÄ™c wyjÄ…tkowaokazja.Niemniej jednak dziwaczność Bernarda byÅ‚a równie wyjÄ…tkowa, tak iż Lenina wahaÅ‚asiÄ™, czy skorzystać z tej okazji i czy nie zaryzykować raz jeszcze bieguna w towarzystwiezabawnego starego Benita.W koÅ„cu Benito jest normalny.Natomiast Bernard. Alkohol w surogacie krwi - brzmiaÅ‚o wyjaÅ›nienie, jakim Fanny kwitowaÅ‚a wszelkÄ…odmienność.Jednakże Henryk, z którym podczas pewnego wieczoru, gdy byli już razem włóżku, omawiaÅ‚a z niepokojem sprawÄ™ swego nowego kochanka, porównaÅ‚ biednego Bernardado nosorożca.- Nosorożca nie można wytresować - tÅ‚umaczyÅ‚ jej swym zwiÄ™zÅ‚ym, żywym stylem.-Niektórzy ludzie sÄ… niemal jak nosorożce; nie reagujÄ… w sposób wÅ‚aÅ›ciwy na warunkowanie.Biedne diabeÅ‚ki! Bernard też do nich należy.Jego szczęście, że dobrze wykonuje swojÄ… pracÄ™.W przeciwnym razie dyrektor w żadnym przypadku by go nie zatrudniaÅ‚.MyÅ›lÄ™ jednak -dodaÅ‚ tonem pocieszenia - że jest zupeÅ‚nie nieszkodliwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]