[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślicie, że ona naprawdę przyniesie jakiś naszyjnik? - spytała niedowierzająco Melania.- Za chwilę się przekonasz - zapewniła ją Felicja głosem suchym jak pieprz.- Może on diamentowy? - powiedziała Sylwia z nadzieją.- W życiu nie widziałam porządnego, diamentowego naszyjnika.- Ciekawa rzecz, czy te pięć milionów im zostało? - zainteresował się rzewnie Marcinek.- Bo może zaoszczędzili drugie tyle.?- A może roztrwonili? - podsunęła drwiąco Dorotka, uparcie w tej kwestii wyzuta z optymizmu.- Może strącali na giełdzie?Melania ocknęła się nagle.- Zaraz, czekajcie, co ona powiedziała? Co majniej?- Co majniej - potwierdził z uciechą Jacek.- To naprawdę trzeba zapisywać!- Rany boskie, co ona tam robi? - zirytowała się Felicja, bo z góry dobiegł jakiś łomot, odmienny niż walenie kijem krykietowym.- Dorotka.- Nie idę - oparła się Dorotka gniewnie.- Jeszcze pomyśli, że ją chcę podglądać!- Ja mogę - zaofiarował się z zapałem Marcinek i nawet dość szybko wstał z krzesła.- Zwariowałeś - utemperował go Jacek z naciskiem.Marcinek się zawahał i niepewnie popatrzył na Felicję.Felicja równie niepewnie popatrzyła na Melanię.Melania wzruszyła ramionami i z uznaniem popatrzyła na Dorotkę.- To co.? - spytała Sylwia.Odpowiedzi udzieliła sama Wandzia, zbiegająca ze schodów niczym młoda dzieweczka.W ręku trzymała lśniący przedmiot.- To ten właśnie - rzekła, kładąc go z czułością na stole.- Obejrzyjcie sobie, Stasieczek mnie kochał, a potem już nikt, tylko pamiątki mi po nim zostały, szmaragdy mi jeszcze kupił i szafiry, ale to już tak byle kiedy, na imieniny, albo co.A ten właśnie pamiątkowy, przy tych pięciu milionach go dostałam.I potem Antoś tak się na mnie złościł, jak go na piknik włożyłam, na barabaraku, a przecież musiałam się w coś ubrać.- Barabaraku - powiedziała oszołomiona Melania półgłosem.- Co to może być?- Jezu, nie wiem - mruknął Jacek.- Barbecue - podsunęła odruchowo Dorotka.- Zaczynam wierzyć, że chrzestna babcia rzeczywiście ma antytalent językowy.-.bo tam była wtedy ta okropna Marta, co tak z góry na mnie patrzyła, a co ona sobie myśli, że ja sroce spod ogona wypadłam.Monologu chrzestnej babci nikt już nie słuchał, ponieważ przedmiot na stole skupił na sobie uwagę bez reszty.Lśnił i świecił własnym blaskiem.Był najprawdziwszym w świecie naszyjnikiem diamentowym, przy czym diamenty miały rozmiar dużych orzechów laskowych.Nikt z obecnych czegoś takiego nigdy w życiu nie widział.Sylwia pierwsza sięgnęła po klejnot i obejrzała go z bliska, w upojeniu i z nagłymi wypiekami na twarzy.Odebrała go jej Melania, potem już przechodził przez wszystkie ręce, Felicja okazała powątpiewanie.- Czy to aby prawdziwe? Wygląda jak sztuczne.Z Jablonexu.Marcinek grzecznie wyjął jej naszyjnik z dłoni, podniósł się, znów z wyjątkową, jak na siebie, energią, rozejrzał się dookoła, podszedł do okna i zamaszystym gestem szurnął po szybie.W świetle lampy i świec zalśniła długa rysa.- Prawdziwe! - oznajmił z triumfem.- Zgłupiał do reszty - mruknął Jacek.- Szklarza załatwisz własnym kosztem - powiadomiła triumfatora Felicja.-.a ciągle się upierał, żeby w sejfie trzymać.Takim bankowym.A na co mi to w bankowym sejfie, ani włożyć na siebie, ani nawet popatrzeć, więc żebym zrobiła imitacje.No to zrobiłam i te imitacje do tej pory tam leżą, a niech sobie leżą, każdy myśli, że odwrotnie.Rubin Stasieczek dał mi tylko jeden, ale za to bardzo duży i z diamentami dookoła, wisiorek taki, też wam pokażę.- Słuchaj, ona się naprawdę urżnęła - szepnęła Melania do Felicji.- Ale nie widzę, żeby jej się spać chciało.- Dlaczego szklarza, nic się przecież tej szybie nie stało - martwił się Marcinek.Dorotka odebrała mu naszyjnik i obejrzała ponownie.Był nieziemsko piękny.Smętnie pomyślała, że gdyby dostała go w prezencie, nie miałaby siły sprzedać, nawet w obliczu śmierci głodowej.Jeśli spadek po chrzestnej babci ma mieć taką postać, niech ona sobie żyje do skończenia świata, bo spadkobierczyni korzyści nie odniesie żadnych.No, chyba tylko zaspokojenie poczucia estetyki.Chrzestna babcia doszła właśnie do szczytu euforii.Znów pobiegła na górę.Bez żadnych łomotów tym razem przyniosła worek zamszowy i wysypała na stół jego zawartość.Zawartość wszystkim zaparła dech.Szmaragdy, szafiry i rubin nie okazały się przereklamowane.Stasieczek chrzestną babcię rzeczywiście musiał kochać, ponadto kłopotów finansowych mieć nie mógł.Nawet Jacek, usiłujący trzymać się z daleka i zachować rezerwę, przejął się widokiem, Sylwia zaś bez mała straciła przytomność.Melania ostatecznie porzuciła wszelkie wątpliwości w kwestii stanu majątkowego Wandzi, za to Felicja zaniepokoiła się, czy przypadkiem całe jej mienie nie przybrało tej roziskrzonej formy, bo w takim wypadku byłoby właściwie niedostępne.Płacić w sklepie rubinowym wisiorem.?- A to też będzie dla was, moje dziewczynki kochane, ten naszyjnik Dorotka od razu dostanie, twój narzeczony powiada, że jakby co, to mi go pożyczysz, bo ty dobre dziecko jesteś, a resztę po mojej śmierci dostaniecie wszystkie.Ładne to, prawda? I na co by mi było w bankowym sejfie trzymać.Brzęknięcie dzwonka u furtki usłyszała tylko Dorotka, jak zwykle wysłana do kuchni po herbatę, bo szampan szampanem, a herbaty wszystkie ciotki musiały się napić.Wyjrzała przez okno, rozpoznała w świetle lampy amanta Melanii i bez namysłu otworzyła drzwi.Paweł Drążkiewicz zamierzał zabrać Melanię na spotkanie z niezbyt ważną postacią publiczną, a potem na malutką kolacyjkę, ale bez wielkiej szkody dla zawodu mógł zmienić plany, Dorotka zaś też miała w sobie odrobinę dziedzicznej złośliwości.Oznajmiła, że odbywa się właśnie huczne przyjęcie i zaprosiła go z wielkim zapałem.Melania separowała gacha od rodziny wszelkimi siłami, zatem niech ma, niech też swoje przeżyje, Felicja nie ominie okazji ponatrząsania się z najmłodszej siostry.Paweł Drążkiewicz wszedł do salono-jadalni nie zauważony, zbliżył się do stołu z powitalnym uśmiechem na ustach i zamarł niczym słup soli.To, co leżało na tym stole i migotało w dłoniach siedzących wokół osób, wydało mu się halucynacją, na biżuterii bowiem znał się nieźle.Pierwsza dostrzegła go rozpromieniona Wandzia, z domu Rojkówna.- A oto gościa mamy, kto to taki? Miły chłopiec, panienki, przywitać się proszę, przedstawcie mi tego pana, czy to też rodzina? Proszę, proszę, szampana już nie ma, ale wino jest, niech tam który z chłopców przyniesie kieliszek, proszę bardzo, Feluniu, Meluniu, Sylciu.Jak dla Sylwii, do pokoju mogło wejść stado nosorożców, ewentualnie żyraf, nie zwróciłaby na nie żadnej uwagi nawet gdyby głowami przebiły sufit.Klejnoty Wandzi zaprzątały ją bez reszty.Felicja i Melania jednakże spojrzały i zareagowały natychmiast, każda inaczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]