[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekarze nie znali przyczyn gorączki i byli wobec niej bezsilni.Samuel dowiedział się, że wśród ostatnich ofiar epidemii znalazł się ojciec Izaaka.Pośpiesznie udał się do jego domu.- Doktor już był - powiedział, pochlipując, Izaak.- Mówił, że nic nie da się zrobić.- Słowom chłopca towarzyszył dochodzący z sypialni na piętrze głośny kaszel.- Chcę, abyś coś dla mnie zrobił, Izaaku - Samuel zniżył głos niemal do szeptu.- Przynieś mi chustkę do nosa twojego ojca.- Co takiego? - zapytał zdziwiony Izaak.- Tę, której teraz używa.Tylko bądź ostrożny, bo jest na niej cała masa zarazków.Samuel ostrożnie zeskrobał ślinę z chustki do naczynia z bulionem.Pracował całą noc i cały następny dzień, wstrzykując Lottie coraz to większe dawki szczepionki.Nie miał wiele czasu, ojciec Izaaka mógł niebawem skonać w mękach.Pozytywne wyniki eksperymentu miały też uratować jego własne życie.Później, wracając myślami do tamtych chwil, zastanawiał się, czy Bóg ulitował się nad nim, czy nad Lottie, która żyła, mimo ogromnej ilości zarazków, wyniszczających jej organizm.Wkrótce udało mu się uzyskać upragnioną szczepionkę.Pozostało mu tylko przekonać ojca Izaaka, aby zgodził się przyjąć jego lek.Jak okazało się, nie miał z tym większych problemów.- Ojcu pozostało niewiele czasu - poinformował go Izaak, gdy przestąpił próg jego domu z małą fiolką w ręku.- Chciałbym porozmawiać z tobą i twoją matką - powiedział Samuel.W małej sypialni na piętrze leżał na łożu śmierci wychudzony mężczyzna.Jego ciałem wstrząsały dreszcze.Chory nie przestawał kaszleć.Najbliższa rodzina bez sprzeciwu przystała na propozycję Samuela z tej prostej przyczyny, że chory i tak umierał.Zielone paskudztwo, które Samuel mu wstrzyknął, i tak by mu nie zaszkodziło, nawet gdyby to była trucizna.Potem Samuel czekał przez trzy godziny na reakcję organizmu po podanej surowicy.Jedynym efektem był jednak tylko bardziej intensywny kaszel.W końcu zdecydował się opuścić dom Izaaka.Wyszedł bez słowa, unikając wzroku chłopca i jego matki.Następnego dnia rano wyruszył do Krakowa.Kupowanie nowego towaru zdawało się trwać w nieskończoność.Samuel dalby wiele za jakiekolwiek wieści o stanie zdrowia swojego pacjenta.Na targ przybyło o wiele więcej ludzi niż zwykle i z tego powodu wszystko trwało dłużej.Dopiero późnym popołudniem wyruszył w drogę powrotną do getta.Gdy znajdował się niecały kilometr od bramy i strażników, przygotowujących się do jej zaniknięcia, pękło jedno z kół wozu i prawie cały towar rozsypał się na drogę.Samuel musiał szybko poszukać gdzieś nowego koła.Bał się jednak pozostawić towar na pastwę coraz większego tłumu gapiów.W tym samym momencie dojrzał policjanta torującego sobie drogę w jego stronę.“Już po mnie - pomyślał.- To nie Żyd i pewnie zabierze mi cały towar”.- Czy to twój wóz, chłopcze? - zapytał policjant.- Tak, panie.- Potrzebne ci nowe koło.Czy wiesz, skąd je wziąć?- Nie, panie.Policjant napisał kilka słów na kartce papieru i podał ją Samuelowi.- Idź pod ten adres, a dostaniesz potrzebne koło.- Nie mogę, panie, zostawić wozu.- Nie obawiaj się, chłopcze - odparł policjant, spoglądając groźnie na przekrzykującą się ciżbę.- Tylko się pośpiesz - dodał, poklepując Samuela po plecach.Samuel biegł przez całą drogę i wkrótce, zgodnie ze wskazówkami zapisanymi na kartce, dotarł do małej kuźni, gdzie po zapłaceniu jednego guldena dostał koło.Pchał je potem przed sobą, patrząc, jak wesoło podskakuje na bruku.Mimo pomocy policjanta, Samuel przez kolejne pół godziny koło zakładał i zabezpieczał je.Gdy wszystko było gotowe, podziękował policjantowi i ruszył przed siebie.Nie przestawał myśleć o ojcu Izaaka.Czuł, że oszaleje, jeżeli za moment nie dowie się, czy jego pierwszy pacjent jeszcze żyje.Zatopiony we własnych myślach Samuel nie spostrzegł, jak znajomy kształt murów przed nim powoli tonie w mroku.Za chwilę słońce zupełnie zajdzie, a on nadal będzie za bramą.Zaczął biec co sił w nogach, popychając przed sobą ciężki wózek.Serce waliło mu jak młot.Znalazł się zaledwie kilka metrów od bramy, gdy ta zatrzasnęła się z hukiem.Przypomniał sobie o wszystkich okropnościach, jakich doświadczyli pechowcy, którzy dotarli do getta po zapadnięciu zmroku.Jeżeli bramy pilnuje Paweł, istniała szansa, że Samuel wyjdzie z tarapatów cało.Wolał jednak nie myśleć, co go czeka, jeżeli wartę ma Aram.Jego życie nie będzie · wówczas warte nawet funta kłaków.Samuel nigdy nie widział zamkniętej bramy getta od strony miasta.Teraz wydawało mu się, że przypomina wrota piekieł, które widywał na świętych obrazkach.Nagle uświadomił sobie ze zgrozą, że być może nigdy nie ujrzy już swoich najbliższych.Ciężko dysząc zwolnił kroku, rozglądał się niepewnie dookoła.Nigdzie jednak nie było widać strażników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]