[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O Boże.! Ale dlaczego.?! Co się stało.?!- Nic.Umarła.Dorotka nie zrozumiała, co ciotka do niej mówi.Nie mogła pytać dalej, bo odjęło jej mowę.Została przez Felicję wepchnięta do środka.- Księżniczka, jak zwykle, przyszła na gotowe - powitała ją jadowicie Melania.- W sobotę wykładów nie ma, wydawnictwa nie pracują, gdzieś się podziewała do tej pory? Nie mogłaś wrócić trochę wcześniej?- Po co? - zdziwiła się Sylwia.- Przecież Wandzi by nie wskrzesiła? Chcesz obiad? To znaczy nie, teraz już będzie kolacja.Nie teraz, za godzinę.Możesz sobie zrobić herbaty, a przy okazji i nam.Zaparzanie herbaty było czynnością tak automatyczną, że Dorotka mogła załatwić to bez angażowania swoich sił umysłowych.Oszołomiona i wstrząśnięta wydarzeniem, w które wahała się uwierzyć, wkroczyła z tacą do jadalni, zdolna już do formułowania wypowiedzi.- Zakalec wyszedł - powiedziała słabo.- Już nie ma.Będzie ciocia musiała upiec nowy.Nic nie rozumiem, naprawdę chrzestnej babci coś się stało? Co?! Zaszkodziła jej wczorajsza kolacja? Naprawdę ona nie żyje?- A co, myślisz, że ją żywą wynieśli, zrolowaną w brezentowej płachcie? - spytała drwiąco Felicja.- To była foliowa - wtrącił delikatnie Marcinek.Dorotka patrzyła na nich przez chwilę.- Nie - powiedziała rozpaczliwie.- Ja to muszę sprawdzić!Zerwała się od stołu i popędziła na górę.Stanęła w progu pokoju nie tak dawno swojego, a ostatnio chrzestnej babci.Pokój był pusty, chrzestna babcia rzeczywiście znikła.Mogła jeszcze wyjść z domu żywa, a one mogły się z niej tylko nabijać, ta ewentualność istniała, Dorotka weszła do wnętrza i gwałtownie otworzyła szafę, futro chrzestnej babci wisiało, płaszcz również.Nie do wiary, chyba naprawdę ją wynieśli.- Sama jestem ciekawa, co stwierdzą - mówiła Felicja przy stole w jadalni.- Może to był wylew?- Miała niskie ciśnienie - przypomniała jej Melania.- To już nie wiem.Chyba że Sylwia ją otruła, ale nie bardzo widzę, czym by mogła.- A może klimat jej zaszkodził? - powiedziała Sylwia z nadzieją.- Pół świata przeleciała.- Nie pół, tylko jedną czwartą.- Wszystko jedno.A powietrze u nas nie takie znowu czyste, albo może napiła się wody z kranu.- Jak to w ogóle było? - spytała Dorotka błagalnie, siadając znów przy stole.- Kiedy? Czy ktoś przy niej był? Ona była na coś chora? Wczoraj, tym winem.upiła się na śmierć? To chyba niemożliwe!- Spała i spała, aż Felicja poszła obudzić ją na obiad.- I wtedy się okazało, że jest nieżywa.- Był doktor Malik.Powiedział, że nie wie, co jej się stało.- Wojciechowski twierdzi, że była zdrowa jak byk.- A teraz, chcemy czy nie chcemy, musimy ją pochować.- Ciekawe jak, skoro nie wystawił świadectwa zgonu.Wszystkie firmy pogrzebowe żądają świadectwa zgonu.- To dlatego nie łomotała.Wszystkie ciotki mówiły naraz, a Marcinek je wspomagał.Dorotka słuchała, wciąż oszołomiona.Felicja przypomniała sobie nagle.- A, właśnie! Tyś ją chyba widziała, jak jej zaniosłaś tę herbatę w termosie.Jak wyglądała? Jak się czuła?- Nijak.Normalnie.Leżała już w łóżku, a ten drąg schowała, jak zwykle, ale wiem gdzie.W pościel, pod siebie.Kazała sobie podać lusterko.- I podałaś jej?- No pewnie.Dlaczego nie?- I co potem?- Nic.Wyszłam.Nie dopytywałam się bardzo, czy jeszcze by czegoś nie chciała, bo tego.No.I teraz mam wyrzuty sumienia.- Ona chyba później raz walnęła - wtrącił smutnie Marcinek.Natychmiast zwrócił na siebie powszechną uwagę.- Walnęła? - spytała podejrzliwie Felicja.- Nie słyszałam.- Tylko raz? - zdziwiła się kąśliwie Melania.- Nic nie słyszałam - powiedziała niespokojnie Dorotka.- Ale może jej coś upadło.?- Co jej mogło upaść, to ty sama najlepiej wiesz.- Ja bym chciała wiedzieć, jak będzie z tym pogrzebem - powiedziała niecierpliwie Sylwia.- Gdzie ją pochowamy? Na Powązkach czy na Brodnic?- A miała w tej kwestii jakieś życzenia? - zaciekawiła się Melania.- Bo nie przypominam sobie?- Może napisała coś w testamencie - podsunął Marcinek.- Tam ją pochowamy, gdzie będzie prościej - warknęła Felicja.- Kto tam się przy furtce kotłuje.?Kotłującym się przy furtce gościem był Edzio Bieżan.Nie od razu trafił na dzwonek, ponieważ Felicja zapomniała zapalić zewnętrzne światło.Został wpuszczony bez żadnych korowodów.Cała rodzina, z Marcinkiem na dodatek, zdawała sobie sprawę, że muszą oczekiwać rozmaitych dziwnych wizyt i zapewne kłopotów, skoro z nagłym zejściem chrzestnej babci wyraźnie coś nie grało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]