[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szedł ostrożnie, starając sięunikać otwartych miejsc, bo wojownicy przeszukujący zarośla i jaskinie mogli w każ-dej chwili wrócić.Musiał tez wystrzegać się zwierząt.W dzieciństwie Andrew czytał po-wieść, której bohaterowie trafili do rozległej pieczary w pobliżu Bieguna Północnego,i schodząc do niej przebywali kolejno wszystkie epoki historii Ziemi.Autorem powie-ści był znany geolog, który chciał opowiedzieć nastolatkom o paleontologii.Inna rzecz,że tutaj było inaczej niż w powieści fantastycznej.Tutaj było tak, jakby ktoś otworzyłna oścież bramy muzeum historii naturalnej i wypuścił na wolność istoty, które dzieli-ły od siebie w czasie całe miliony lat.Stegozaur służył za wierzchowca wodzowi stepo-69wej hordy, pterodaktyle polatywały nad mastodontami, pitekantropy polowały na juraj-skie gady.Prawa ewolucji zostały zakłócone.To chyba była najważniejsza zagadka pla-nety, a wszystkie inne były tylko jej pochodnymi.Zamyśliwszy się, Andrew omal nie wpadł na nosorożca, który spokojnie drzemałz pochylonym ku ziemi ogromnym pyskiem, ozdobionym czterema przerażającej wiel-kości rogami.Andrew ostrożnie wycofał się za wielki głaz, licząc tylko na to, że nosoroż-ce mają bardzo słaby wzrok.Cofając się nastąpił na ostry patyk.Dotarł, skacząc na jed-nej nodze, do cienistego miejsca pod skałą, usiadł klnąc pod nosem i zrozumiał, że musina razie przerwać swoją zwiadowczą wyprawę.Pokuśtykał na stare miejsce, odłupał od kawałka grubej gałęzi dwa płaskie wióry,ostrugał je i przywiązał do stóp kawałkami giętkich łodyg trawy.Tak go ta praca po-chłonęła, że nie zauważył upływu czasu.Słońce stało już wysoko.Skądś przyleciały ślepaki i usiłowały obsiąść nagie, spa-lone słońcem ramiona Andrewa.Dobrze byłoby teraz pobiec nad jezioro i wykąpaćsię w jego chłodnej wodzie.Andrew spróbował się przejść w swoim nowym obuwiu.Podeszwy trzymały się, ale cienkie zdzbła boleśnie wrzynały się w nogi.Czy coś się przez ostatnie dwie godziny zmieniło? Prawie nic.Brat Białki ciągle sie-dzi w zagrodzie.Skulony, z głową zakrytą rękami, przypomina z daleka dziwny kamień.Namiotów przybyło, zapełniły ciasno cały bliższy brzeg jeziora.Nad wpływającym dojeziora strumieniem siedzą rządkiem kobiety i chyba piorą.Wejście do namiotu OktinaHasza jest odsłonięte, koło niego leży w cieniu kilku wojowników.Przed namiotemwznosi się tyczka z zawieszonym na niej końskim ogonem.Namioty wiedzm na prze-ciwległym brzegu są martwe i ciche jak przedtem.Białka powinna już wracać, ale zbo-cze pozostaje puste.Gdzieś w pobliżu rozległy się głosy.Wracali wojownicy wysłani na jego poszukiwa-nie.Przeszli leżącym po lewej stronie płytkim wąwozikiem.Byli zmęczeni, bo rzad-ko się do siebie odzywali.Zrobiło się cicho.Tylko ślepaki brzęczały coraz dokuczliwiej.Andrew przeczołgał się w ślad za cieniem.Wypił dwa łyki wody z tykwy.Dobrze było-by, gdyby Białka domyśliła się i przyniosła trochę jadła.Trzeba przecież karmić swoje-go mężczyznę!Minęły już co najmniej trzy godziny, a Białka wciąż nie wracała.Co mogło ją zatrzy-mać w obozowisku?* * *Opędzając się od ślepaków, Andrew zarazem walczył z o wiele bardziej dokuczli-wą chęcią porzucenia kryjówki, zejścia na dół i zrobienia czegoś.Nie ruszał się jed-nak z miejsca, ponieważ było oczywiste, że nie jest w stanie niczego zrobić chociaż-70by dlatego, że nie ma najmniejszego pojęcia, jak jego ewentualne działania miałyby wy-glądać.W pewnej chwili jego uwagę przyciągnęły wydarzenia rozgrywające się koło namio-tu Oktina Hasza.Wypadło z niego dwóch wojowników, zapewne należących do grupy poszukującejbezskutecznie uciekinierów.Za nimi wyskoczył sam Oktin Hasz.Nawet z daleka byłowidać, że wódz jest wściekły: bił wojowników nahajką, kopał nogami.Za nim na ze-wnątrz wytoczył się gruby czarownik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]