[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No, to dzięki niebiosom - odezwała się matka.Przerwała, dając mu okazję do odpowiedzi, a kiedy nie odpowiedział, spyta­ła: - Modliłeś się? Klęczałeś prawie pół godziny, myślałam, że zasnąłeś.Czy się modliłeś?- Tak.- Robisz to zawsze, czy dziś jest jakiś szczególny dzień?- Modlę się trzy razy dziennie.Rano, wieczorem i raz mniej więcej w środku dnia.W tej środkowej modlitwie dziękuję Bogu za wszystkie dobre rzeczy, które spotkały mnie w życiu, i pytam o to, czego nie rozumiem.- Roześmiał się krótkim, nerwowym śmiechem.- Zawsze jest ich sporo.- Zacząłeś niedawno czy wcześniej, kiedy po raz pierwszy poszedłeś do tego kościoła?Matka patrzyła na niego ze zdumieniem sprawiającym, że nagle poczuł się bardzo niezręcznie.Częściowo przez to jej pod­bite oko - w miejscu, gdzie uderzył ją gliniarz, rósł doprawdy potężny siniak - ale nie chodziło tylko o siniaka, ani nawet przede wszystkim o siniaka.Patrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.- Modli się od czasu wypadku Briana - wyjaśnił Ralph.Dotknął opuchniętej twarzy pod lewym okiem, skrzywił się, opuś­cił dłoń.Patrzył na syna przez kraty swojej i jego celi.Wszystko wskazywało na to, że również czuje się bardzo niezręcznie.- Pewnego wieczoru poszedłem na górę, żeby pocałować cię na dobranoc.w kilka dni po tym, kiedy Brian został wypisany ze szpitala.i zobaczyłem, jak klęczysz przy łóżku.Najpierw myś­lałem, że robisz.no nie wiem.coś zupełnie innego, ale potem usłyszałem kilka słów i zrozumiałem.David uśmiechnął się, czując na policzkach gorący rumieniec, który wydał mu się cholernie bezsensowny, biorąc pod uwagę okoliczności, a jednak nie ustępował.- Teraz modlę się w myśli - powiedział.- Nawet już nie poruszam ustami.Paru kolegów usłyszało raz w klasie, jak beł­koczę coś do siebie.Myśleli, że brak mi piątej klepki.- Może twój ojciec to rozumie, bo ja z pewnością nie - stwierdziła Ellen.- Rozmawiam z Bogiem - stwierdził po prostu David.Było to nieco żenujące, ale może jeśli raz prostymi słowami wyjaśni im, o co chodzi, nie będzie musiał nic wyjaśniać po raz drugi.- Modlitwa to jest właśnie to: rozmowa z Bogiem.Najpierw czujesz się, jakbyś mówił sam to siebie, ale to szybko mija.- Czy sam do tego doszedłeś, czy może powiedział ci to ten twój nowy niedzielny przyjaciel?- Sam do tego doszedłem.- Czy Bóg ci odpowiada?- Czasami mam wrażenie, że Go słyszę - powiedział David.Wsadził rękę do kieszeni, czubkami palców dotykając naboju, który podniósł z podłogi.- A raz na pewno Go usłyszałem.Poprosiłem Go, żeby Brian wyzdrowiał.Kiedy tata przywiózł mnie ze szpitala, poszedłem do lasku przy Niedźwiedziej.Wspią­łem się na platformę, którą razem zrobiliśmy na drzewie, i po­prosiłem Boga, żeby Bri wyzdrowiał.Powiedziałem, że jeśli spełni moją prośbę, to dam mu, no.jakby pokwitowanie, że zaciągnąłem dług.Wiecie, co mam na myśli?- Tak, Davidzie, wiem, co to rewers.A czy go już spłaciłeś? Temu twojemu Bogu?- Jeszcze nie.Ale kiedy już wstałem i chciałem zejść, Bóg kazał mi zostawić przepustkę ze szkoły, powiesić ją na sterczącym z kory gwoździu.Jakby chciał, żebym ją oddał, ale nie panu Hardy'emu w sekretariacie, tylko Jemu.I było coś jeszcze.Kazał mi dowiedzieć się o Nim jak najwięcej.Kim jest, czego chce, czego nie chce.Nie tak, jakby powiedział mi to słowami, ale usłyszałem nazwisko człowieka, do którego kazał mi pójść.Wie­lebny Martin.Dlatego chodzę do kościoła metodystów.Nie sądzę jednak, by nazwa wiele dla Boga znaczyła.Powiedział po prostu, że dla ducha mam chodzić do kościoła, a dla umysłu do wieleb­nego Martina.Najpierw w ogóle nie wiedziałem, kim jest wielebny Martin.- Wiedziałeś, oczywiście - powiedziała Ellen Carver cicho i łagodnie jak ktoś, kto właśnie zrozumiał, że rozmawia z osobą umysłowo ograniczoną.- Gene Martin odwiedzał nas przez dwa, może trzy lata.Zbierał pieniądze na fundusz pomocy Afryce.- Naprawdę? Nie widziałem go.Pewnie byłem wtedy w szkole.- Nonsens! - Tym razem Ellen Carver przemówiła zdecy­dowanym tonem wykluczającym jakąkolwiek dyskusję.- Poja­wiał się zawsze tuż przed Bożym Narodzeniem, wiec nie mogłeś być wtedy w szkole.A teraz posłuchaj mnie, Davidzie.Posłuchaj mnie bardzo uważnie.Kiedy zdarzyło się to z Brianem, z pew­nością pomyślałeś.no, nie wiem.że potrzebujesz czyjejś po­mocy.Z podświadomości wypłynęło jedyne znane ci nazwisko.Bóg, którego słyszałeś w momencie wielkiego napięcia psychicz­nego, to po prostu twoja podświadomość.- Odwróciła się do Ralpha, szeroko rozkładając dłonie.- Przymus czytania Biblii to już bardzo źle, ale to.dlaczego nie powiedziałeś mi o tych jego modlitwach?- Ponieważ wydawały mi się sprawą prywatną - odparł Ralph, nie patrząc żonie w oczy.- I przecież nie robiły krzywdy.- Och, oczywiście, modlitwa to wspaniała rzecz, bez niej z pewnością nigdy nie wynaleziono by dębowego wieńca i żelaz­nej dziewicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl