[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pete oczywiście słyszał tylko jedną stronę rozmowy, ale odniósł wrażenie, że Eileen była rozhisteryzowana.Komendant wciąż ją uspokajał.W końcu powiedział, że zaraz tam będzie, zerwał się i wybiegł z pokoju.- Ale ja nawet nie znam pani Denicola - powiedział ostrożnie pan Bonestell.- Co ona może mieć wspólnego z rabunkiem?- Musi tu być jakieś powiązanie.Jesteśmy tego pewni.Pete chce, abyśmy razem przyszli na komendę policji w Rocky Beach.Myśli, że komendant Reynolds przywiezie tam panią Denicola.- Wezmę kurtkę.Jupe pstryknął kontakt górnego światła i wyszli do samochodu pana Bonestella.Pan Bonestell wyprowadził małe auto z podjazdu i podjechał do rogu ulicy.Tam zatrzymał samochód pod sięgającymi ziemi gałęziami , wierzby płaczącej.Czekali,Niebawem zjawił się Pete na rowerze.Pan Bonestell dał mu znak światłami samochodu.Pete wsunął rower pod rosnące opodal krzaki i wsiadł do auta.- Co słychać? - zapytał podekscytowany, sadowiąc się na tylnym siedzeniu.- Shelby założył podsłuch w kuchni pana Bonestella - powiedział Jupe.- Wsadził “pluskwę" do cukierniczki, a w swoim pokoju ma adap­ter, który uruchamia nagrywanie na głos.Czy to ci coś przypomina?- Ślepiec! - wykrzyknął Pete.- Próbował podłożyć “pluskwę" w składzie złomu.Czy myślisz, że Shelby.?- Możliwe.Zobaczymy.Jupe powtórzył mu następnie rozmowę z panem Bonestellem, którą nagrali dla Shelby'ego.- Panie Denicola znikły - mówił dalej - i ja się naprawdę o nie martwię.Mam wrażenie, że kiedy Shelby przesłucha nagranie, zaprowadzi nas do nich.Tymczasem ściemniło się zupełnie.Deszcz, który całe popołudnie wisiał w powietrzu, spadł teraz.Po Second Street jeździły samochody, ale żaden nie skręcił w Dolpin Court.Dopiero dobrze po szóstej wziął zakręt samochód Shelby'ego.Pan Bonestell i chłopcy obserwowali, jak wjeżdża na podjazd.Po chwili zapaliło się światło w kuchni, potem we frontowych pokojach.- Szuka mnie - powiedział pan Bonestell.- Odkąd nie pracuję, jestem zawsze w domu o tej porze.Niebawem zapaliło się światło na piętrze, w pokoju Shelby'ego.-Już niedługo! - pan Bonestell prawie chichotał z uciechy.Jupe zdał sobie dopiero sprawę, jak bardzo pan Bonestell nie lubi Shelby'ego.W całym domu wciąż paliły się światła, gdy otworzyły się drzwi frontowe i wybiegł Shelby.Pognał przez trawnik do swego samochodu.Wypadł z podjazdu z wyciem motoru, przemknął koło samochodu pana Bonestella i z pełną szybkością skręcił w Second Street.Pan Bonestell zmniejszył szybkość, żeby przepuścić inny samochód między nim a Shelbym.Jechali teraz w ulewnym deszczu.Shelby utrzymy­wał się na granicy dozwolonej szybkości.Zwolnił, jadąc przez Malibu, i znów nabrał prędkości.- Musi jechać do Denicoli - powtórzył Jupe.- Ciekaw jestem, czy.czy.panie Bonestell, czy zna pan kogoś imieniem Alejandro?- Nie.Inicjałem drugiego imienia Shelby'ego jest “A", ale wątpię, czy oznacza to Alejandro.To Aleksander po hiszpańsku, co? Shelby nie jest Hiszpanem.Pan Bonestell zwolnił.Zbliżali się do przystani Denicoli.Ruch na szosie był niewielki, samochód Shelby'ego było dobrze widać, tylne światła odbija­ły się w lśniącej od deszczu nawierzchni.Mogli też mgliście dostrzec stoją­cą przy pomoście przystani białą ciężarówkę.Nim Jupe zdążył się zastanowić, co oznacza jej obecność, Shelby przyhamował ostro i skręcił w prawo, w głąb lądu.Piął się w górę z rykiem silnika.- Motel! - wykrzyknął Pete.- Tam może być stara pani i Eileen!Pan Bonestell zatrzymał samochód na poboczu.- Powinienem o tym pomyśleć - powiedział Jupe.- Okay.Teraz już wiemy, o co tu chodzi.Proszę pana, czy zechce pan poczekać tu na nas? Jeśli nie wrócimy za piętnaście minut, proszę pojechać do najbliższe­go telefonu i wezwać policję.- Z przyjemnością! Tylko bądźcie ostrożni.Jupe i Pete wysiedli i spojrzeli w górę.Motel rysował się ciemną bryłą.Nie paliło się żadne światło.Ruszyli drogą w milczeniu, kuląc ramiona przed zacinającym deszczem.Na szczycie brukowana droga przechodziła w parking.Pete przyciągnął Jupe'a za rękaw.- Stoi samochód Shelby'ego - szepnął.- Jego nigdzie nie widzę.- Pewnie jest w motelu.Przedarli się na dziedziniec z basenem kąpielowym.Tutaj budynek motelu osłaniał ich od oceanu i dawał pewne schronienie przed wiatrem.Nie panowały też tak kompletne ciemności.Nikłe światło odbijało się w stru­gach deszczu.Jupe wskazał jedno z okien motelu.Przez nie dosuniętą grubą zasłonę przesączało się trochę światła.We wnętrzu musiała się palio lampa.Chłopcy na palcach zbliżyli się do okna.Pochylili się i nadstawili uszu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl