[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odtąd nieśmiałbym pomyśleć, że robiłaś to wszystko celowo.Noah przymknął oczy, a kiedy je otworzył, na jegotwarzy pojawiła się udręka. Tylko ty to wiesz, Maro.Nikt nie zna mnie tak jak ty.Nie chcę cię stracić. Może nie stracisz odpowiedziałam, ale był jużmyślami daleko.Popatrzyłam na niego i zobaczyłam, że także to wie.Objął mnie.Jedną ręką otoczył moją szyję, a drugągładził mój policzek.Chciał mnie pocałować, teraz, tutaj, po wszystkim,co zrobiłam.Byłam trucizną, a Noah lekarstwem, którepomogłoby mi zapomniećTym bardziej nie mogłam na to pozwolić.Musiał zobaczyć sprzeciw w moich oczach albousłyszał go w moim sercu, bo opuścił ręce i się cofnął. Myślałem, że po prostu pragniesz normalności.Popatrzyłam na marmurowe stopnie pod naszymistopami. Myliłam się powiedziałam, walczącz załamującym się głosem. Muszę wykroczyć pozanormalność.Dla Josepha.I dla Rachel.Także dla Noaha, choć niepowiedziałam tego głośno.Nie mogłam. Jeśli to zrobisz powiedział wolno staniesz siękimś innym.Spojrzałam mu w oczy. Już jestem.W ułamku sekundy przerwał kontakt wzrokowyi pokręcił głową. Nie szepnął cicho, jakby do siebie. Nie, Maro.Jesteś dziewczyną, która nazwała mnie wypierdupkiemjuż w naszej pierwszej rozmowie.Dziewczyną, którachciała zapłacić za swój obiad, wiedząc, że mam więcejkasy niż sam Bóg.Która ryzykowała, żeby uratowaćumierającego psa.Dziewczyną, której pragnę do bólu,obojętnie, czy ma na sobie jedwabie, czy wytarte dżinsy.Jesteś dziewczyną, którą& przerwał i podszedł o krokbliżej. Jesteś moją dziewczyną powiedział poprostu, bo tak było. Ale powtarzam, jeśli to zrobisz,będziesz kimś innym.Walczyłam o oddech, o dopływ tlenu do mojegozłamanego serca, wiedząc, że nawet gdyby miałopęknąć, i tak muszę zrobić swoje. Znam cię, Maro.Wiem wszystko.I nie obchodzimnie to.Kiedy wypowiadał te słowa, zachciało mi się płakać.%7łałowałam, że nie mogę, ale nie było we mnie łez.Mójgłos nabrał niespodziewanej twardości. Może teraz cię nie obchodzi.Ale kiedyś będzie powie-działam.Noah wziął mnie za rękę.Ten prosty gest poruszyłmnie tak bardzo, że zaczęłam wątpić. Nie powiedział. Sprawiłaś, że zacząłemnaprawdę żyć.Dotąd zadawałem innym ból dla ciebiei przez ciebie i byłem z tego zadowolony.Ale to, cochcesz zrobić, zostanie z tobą na zawsze.Nie rób tego,proszę.Usiadłam na stopniach, bo nogi trzęsły mi się tak, żenie mogłam ustać. Nie zrobię nic, jeśli zostanie uznany za winnego. A jeśli go uniewinnią& ? Wtedy będę musiała ucięłam łamiącym sięgłosem.Jeśli Lassiter wyjdzie na wolność, może znówzaatakować mojego brata.A ja mogę temu zapobiec.Jai tylko ja. Nie będę miała wyboru.Noah usiadł przy mnie z ponurą miną. Zawsze jest jakiś wybór.Zamilkliśmy i cisza zdawała się trwać godzinami.Siedziałam na kamieniu, a jego chłód przenikał przezmateriał dżinsów.Wciąż od nowa i od nowa obracałamw głowie wydarzenia nocy, w której zawalił się szpital,aż myśli i obrazy zbiły się w wir koszmarnego cyklonu.Cyklon.Rachel i Claire porwał wir mojej furii, którabyła zbyt gwałtowna i ślepa, żeby wybierać cele.Ale dzisiaj będzie inaczej.Otworzono wejście do gmachu i w jednej chwilischody wokół nas zapełniły się tłumem ludzi.Dziennikarze z mikrofonami, kamerzyścii fotoreporterzy rzucili się w stronę mojego ojca,zaczynając spektakl fleszy.Był na froncie, wystawionyna ostrzał.Za nim pojawił się Lassiter.Promieniejący.Triumfujący.Lodowaty gniew burzył mi się w żyłach,kiedy patrzyłam, jak nadchodzi, eskortowany przezpolicjantów z bronią w kaburach.W ułamku sekundy zrozumiałam.Już wiedziałam,jak sprawić, żeby nikt nie ucierpiał, kiedy ukarzęLassitera za to, co próbował zrobić.%7łeby nikogo więcejnie skrzywdził.Tata ruszył w stronę mównicy znajdującej sięniedaleko miejsca, w którym staliśmy, ale usunęłam sięz zasięgu jego wzroku.Noah trzymał mnie za rękęi ściskał ją dla dodania mi otuchy.Nie cofnęłam dłoni.To już nie miało znaczenia.Dziennikarze podstawiali mikrofony do twarzymojego ojca, przepychając się między sobą w walceo lepszą pozycję, ale nie wydawał się speszony. Mam wam wiele do powiedzenia i pewnie nawetdomyślacie się co rzucił w ich stronę, wywołującszmer. Prawdziwymi zwycięzcami są Leon Lassiteri obywatele Florydy.Ponieważ nie mogę przekazaćmikrofonu mieszkańcom Florydy, niech przemówi Leon. Zobaczyłam rewolwer.Metaliczny połysk lufy byłprzerazliwie realny i oczywisty.Czułam pod palcamitwardą gładkość metalu.Rzezba rękojeści odciskała misię w zaciśniętej dłoni, choć wyglądał niemal jakzabawka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]