[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mała Jeza, zuchwała jak zawsze, odrzuciła do tyłu jasne warkocze i spróbowała jednymsusem znalezć się na mej piersi, ale jej się to nie udało. Gdybyś nie miał takiego wielkiego brzucha, Williamie!&  roześmiała się. Powiedz, jak dziewczęta cię całują?356  Panna, która się ceni  zbeształ Rosz swoją towarzyszkę  nie pozwala sobie nato, poza tym  przyszedł mu do głowy dodatkowy argument  Williama nie należy ca-łować, bo jest mnichem! Co nic nie znaczy  wmieszała się Klarion. A teraz wynoście się! William ma zostać z nami&  sprzeciwił się Rosz, a Jeza chwyciła mnie mocnoza ramię. William dopiero co przybył i z pewnością zostanie przez noc  wtrąciła się kwa-śno hrabina  więc teraz dajcie mu już spokój!Pokojowe stały w drzwiach i pokornie przywoływały do siebie nieznośne dzieciaki;wyprowadzać ich na siłę służba już się chyba nie ośmielała. Nie wyglądasz na zagłodzonego, Williamie. Laurencja popatrzyła na mójwydatny brzuszek, prześlizgnęła się obojętnym wzrokiem po pizańskim kapitaniei zatrzymała spojrzenie na Guiscardzie, o którego przygodach świadczyła przynajmniejdrewniana noga.Staliśmy przed hrabiną niczym trzej petenci. Co mogę dla was zro-bić przed dalszą podróżą?  spytała.Zaledwie to wymówiła, drzwi rozwarły się ponownie i dzieci wciągnęły do sali star-szawego minorytę, który bronił się ze śmiechem. To twój przyjaciel, Williamie!  oznajmił Rosz i oczekiwał mego entuzjastyczne-go potwierdzenia, podczas gdy ja niczego tak się nie bałem jak spotkania z jakimś kon-fratrem. Wawrzyniec z Orty  dokonała prezentacji hrabina  legat papieski. Rozpoznałem go natychmiast.To on ostrzegł mnie w Farmie przed Witem i pomógłnam w ucieczce z miasta.Mrugnąłem do niego porozumiewawczo. A to Williamz Roebruku, były preceptor króla Francji, chwilowo ścigany zbieg  dodała szyderczo.Legat powitał mnie przyjaznie, nie dając po sobie poznać, że już się kiedyś spotkali-śmy. Wreszcie widzę cię twarzą w twarz  roześmiał się bez złości  najbardziej po-szukiwany franciszkaninie Wschodu i Zachodu!  Zwrócił się teraz, mrugnąwszy ło-buzersko, do dam. Mamy kilku wspólnych wrogów, ale także arcymiłe przyjaciół-ki, wybitne przedstawicielki płci pięknej!  Próbowałem gorączkowo nie dopuścić, bypowiedział coś niestosownego, lecz nie zwracał na mnie uwagi. Poczciwą Gersendę ciągnął  Ingolindę& Dzieci  wmieszała się hrabina  marsz do łóżek!  Usłuchały, tylko Jeza pisnę-ła na odchodnym: I mnie! O mnie zapomnieliście, a ja też jestem dobrą ladacznicą!Klarion postarała się, by drzwi za łobuzami jak najszybciej się zamknęły. Miłosne historie opowiecie sobie może kiedy indziej!  syknęła Laurencja. Donietaktów Williama jesteśmy już przyzwyczajeni, ale wy, Wawrzyńcze, powinniście się357 wstydzić! W waszym wieku i do tego jako legatus papae!&Ku memu zadowoleniu mój konfrater ani się nie zawstydził, ani nie dał zbićz tropu. Szczycę się tym, że Eros dotrzymuje mi jeszcze towarzystwa, tym bardziej że ślu-by czystości niczym anioł z mieczem ognistym chciałyby go ode mnie trzymać z daleka.Ich konflikt sprawia, że czuję się młody!Laurencja porywczo podeszła do okna; aluzję do wieku sama wprowadziła do gryi to rozgniewało ją najbardziej.Nie opanowawszy się natarła na kapitana: A wy na czyim miłosnym żołdzie zostajecie?Nim Pizańczyk, urażony w swej godności, zdołał coś gniewnie odpowiedzieć, wystą-pił znający swą panią Guiscard, który podobnie jak Klarion dotąd znosił cierpliwie, ra-czej przykro dotknięty, całe widowisko. Ten człowiek ma otrzymać zapłatę za przewiezienie Williama z Roebruku z Pizydo Otranto wedle taryfy dla szybkiego żaglowca w specjalnej misji.Hrabina przełknęła to. Niech konetabl wypłaci mu tyle, ile zażąda  poleciła  i od razu za podróż po-wrotną.Zabierze do Pizy i pana legata, i Williama.Tam obaj powinni się dobrze rozej-rzeć i udać albo do papieża, albo do diabła! Bardzoście łaskawa, pani.Szambelan kurii rzymskiej może pomóc i w tym,i w tym.Podczas gdy Wawrzyniec z Orty szczerząc zęby w szerokim uśmiechu szukał cze-goś w kieszeni, Pizańczyk pożegnał się skąpym ukłonem i wyszedł w towarzystwie Gu-iscarda.Legat wyciągnął trzy pełne węzłów rzemienie i podsunął je hrabinie pod nos. Wasz wierny przyjaciel, kanclerz Tarik, prosił mnie, żebym je oddał w Lucerze.Dotego już oczywiście nie dojdzie.Ponadto przeczucie mówi mi, że te węzełki nie ozna-czają nic dobrego: jeden odnosi się chyba do naszego przyjaciela Williama, którego Cre-an z Bourivanu akurat daremnie poszukuje na dalekiej północy, drugi rzemień dotyczywas, hrabino, a może dzieci.Tylko przeznaczenia trzeciego nie jestem pewien&Laurencja zbladła, usłyszawszy te słowa, opanowała się jednak szybko. Nie wiecie, że jeden rzemień zawsze dotyczy doręczyciela? Taka jest reguła asa-synów.Przeważnie oznacza to śmierć!  Napawała się teraz przerażeniem mego kon-fratra, na którego głowie wianuszek włosów lekko drżał. Skoro jednak wy do póz-nych dni życia korzystacie ochoczo z rozkoszy, może nie będzie wam przykro udać siędo raju Proroka  podała Wawrzyńcowi pomarszczoną dłoń do ucałowania  chybaże wzbroni wam wejścia anioł z mieczem ognistym!Legat niepewnym ruchem wetknął rzemienie z powrotem do kieszeni i zamyślonyopuścił pokój.Mnie nie mogło już nic przerazić.358 Właściwie dlaczego nie miałbym wrócić z Wawrzyńcem?, pomyślałem.Czemu niemiałbym zaoferować znowu swoich usług królowi i zapomnieć o całej historii jako przypadkowym potknięciu? Wawrzyniec, franciszkanin jak ja, choć w randze lega-ta, mógłby wysłuchać mojej spowiedzi za te trzy  grzeszne lata.Przez jakieś pół roku,no, może przez trzy miesiące, pokutowałbym w klasztorze, a potem mógłbym na nowopodjąć studia w Paryżu& Po co tu jeszcze sterczysz, ty zwiastunie nieszczęścia?  wyrwał mnie z rozmyślańostry głos hrabiny. Wit z Viterbo, oprawca kurii rzymskiej, wie, że dzieci są tutaj!  broniłem swejniepożądanej obecności. Szkoda, że nie uczepił się twojej słoniowej nogi!  szydziła Laurencja zupełnienieporuszona. Papiescy nie odważą się zjawić w Otranto& To diabeł wcielony, nie spocznie ani na chwilę  wyjąkałem. Już jestw drodze& Teraz dopiero o tym mówisz?  fuknęła hrabina, wyprowadzona wreszciez równowagi. Jesteś pewien? Jak słoń!Laurencja patrzyła na mnie nie z życzliwością co prawda, ale już przynajmniej niejak na natrętną grubą muchę plujkę. Zostaw nas same  rozkazała i odwróciła się do Klarion. Proszę, żeby William zaczekał na zewnątrz  zażądała dziewczyna. I żeby niewyjeżdżał!Tak poważnej Klarion z Salentyny nigdy nie widziałem, dotychczas była raczej zre-zygnowana z powodu roli, jaką jej życie narzuciło.Wprawdzie przekroczyła już chy-ba dwudziestkę, ale nie była jeszcze bynajmniej starą panną! Uśmiechnąłem się do nieji opuściłem pokój.Ponieważ kazano mi czekać pod drzwiami, mogłem z czystym sumieniem wszyst-kiego wysłuchać. Otrzymałam wiadomość z Foggii od Konstancjusza  rozpoczęła hrabina. Cesarz nie chce, żebym mu wychowywała wszystkich bastardów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl