[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z namydloną twarzą otworzył drzwi.- dzień dobry - powiedział gruby gruby, zażywny jegomość.Zanim wszedł do mieszkania, pokazał legitymację Komendy Wojewódzkiej MO.W tęgim, jowilanie wyglądającym panu, ubranym w wyrudziały garnitur, przenigdy nie domyśliłby się oficera śledczego.Henryk pomyślał, że zapewne jest to jeden z owych “historyków”, o którym wspominał major BuczekPrzybysz miał na głowie kapelusz z szerokim rondem.Usiadł w fotelu, kapelusz położył obok siebie na stoliczku.Pokazał palcem laseczkę wspartą o biurko i spytał uprzejmie:- Może mi pan pokazać to cacko?Henryk podał mu laseczkę.- Należy szarpnąć rączkę - wyjaśnił.Przybysz wyrwał bagnet z pochewki, obejrzał ostrze, pokiwał głową, jakby przytakując swoim myślom.Potem schował bagnet do pochewki i zamknął zatrzask.Wsparł dłoń na główce laski.- Chciałbym z panem pogadać - rzekł.- Czy mogę skończyć golenie?- Oczywiście.Proszę uprzejmie - skinął głową.Na dłuższą chwilę pozostawił go Henryk w pokoju.Dokończył golenia, umył twarz.- Jestem na pańskie rozkazy - powiedział zbierając pościel z tapczanu.- Chciałbym dowiedzieć się, od jak dawna posiada pan laseczkę z bagnetem?- A więc jednak o to chodzi? - ucieszył się Henryk.- Dobrze.Jak najchętniej służę informacjami.Najpierw opowiedział o awanturnikach ze Starego Cmentarza i o zaczepkach, które spowodowały, że laseczka na wystawie Desy wzbudziła jego zainteresowanie.Mówił o przygodzie z Lelkiem, o postanowieniu poznania historii laseczki.Zrelacjonował scenę spotkania z rzekomym Rykiertem, a potem powtórzył rozmowę z siostrą Rykierta.Wspomniał także o tajemniczym telefonie rekwizytora z filmu i opisał wizytę w mieszkaniu Butyłły.Wyznał, że w Butylle rozpoznał tajemniczego osobnika z mieszkania Rykierta.- Butyłło wyjechał autem ze swej willi - kończył opowiadanie.- Wówczas wróciłem do jego żony, skłamałem, że zapomniałem spytać męża o osobę, która sprzedała mu laseczkę.Wyjaśniła, że laseczka znalazła się w ich mieszkaniu dopiero w tym roku, niestety nie wie, kto ją sprzedał mężowi.W ten sposób doszedłem do wniosku, że Butyłło nie chce mi wyjawić przeszłości laseczki.- I co pan postanowił? - zapytał śledczy.Było to pierwsze pytanie, jakie wypowiedział podczas opowiadania Henryka.- Jeszcze niczego nie zdecydowałem.Myślę jednak, że powtór­nie pojadę do Butyłły.Spróbuję go przekonać, że kieruje mną tylko dziennikarska ciekawość.I jeśli istnieje coś, co mu przeszkadza mówić prawdę, postaram się zachować dyskrecję.Grubas sapnął, jak by mu ktoś położył na piersiach ogromny ciężar.- Pan, redaktorze, posiada bardzo zabawne upodobania.Po­winien pan zostać spirytystą.- Nie bardzo rozumiem.- mruknął Henryk.- Ciągle ma pan ochotę rozmawiać z ludźmi, którzy nie żyją.Nagabywał pan Rykierta, choć ten człowiek nie żyje.Teraz zaś pragnie pan przekonywać Butyłłę, że jeśli jest coś, co mu przeszka­dza mówić.Więc tak.Jest coś, co mu przeszkadza mówić.On już nie żyje, proszę pana.- Butyłło? To niemożliwe!- Nie żyje.Może mi pan wierzyć.- Więc ja nie rozmawiałem z Butyłło? To znowu był ktoś inny?- Butyłło umarł po rozmowie z panem.- Wyjechał dokądś swoim samochodem.- Lecz wrócił.I zamordowano go bagnetem.Henryk popatrzył na laseczkę, na której wspierała się dłoń grubasa.Ten zauważył jego spojrzenie.- Nie takim bagnetem - rzekł uspokajająco.- A swoją drogą - dodał pośpiesznie - chciałbym dowiedzieć się, co pan robił wczoraj o jedenastej w nocy.- Byłem w domu.Spałem.A ściślej: za pięć jedenasta obu­dziła mnie pewna młoda kobieta, która pozostała tutaj aż do rana.Nie mogłem więc być jednocześnie w willi Butyłły pod Ozorkowem i we własnym mieszkaniu.Jak bowiem mogę wnios­kować z pańskiego pytania, Butyłłę zamordowano o jedenastej w nocy.- Co to za kobieta znajdowała się u pana?- Jestem kawalerem - oburzył się Henryk.- Mam trzydzieści lat i uważam się za dorosłego człowieka.- Pan mnie nie zrozumiał, redaktorze.Ja chciałbym po prostu ustalić nazwisko tej pani.Będę musiał z nią porozmawiać.- Ach, więc pan mi nie ufa? Pan nie wierzy w moje alibi?- Śledztwo w sprawie morderstwa nie toczy się na zasadach wiary lub niewiary, milicja nie jest towarzystwem o charakterze religijnym.Mam obowiązek ustalić fakty.I to wszechstronnie.Czy może mi więc pan podać nazwisko osoby, która potwierdzi pańskie alibi?- Nie znam jej nazwiska ani imienia.Nie wiem, gdzie mieszka - powiedział smutnie Henryk.- Taaak? - zdziwił się.- To jakaś przygodna znajomość?- Owszem.Chodzi o tę samą dziewczynę, która była ze mną w willi Butyłły.Poznałem ją w ów wieczór, gdy laseczka zdradziła swoją tajemnicę.Dziewczyna kazała mi nazywać się Rosanną.Mówiła, że pracuje w Domu Mody.Jest średniego wzrostu, szczupła, o pięknych czarnych włosach.Henryk miał już na końcu języka wyznanie o pistolecie, który odkrył w torebce Rosanny.Pomyślał jednak, że o tym zawsze zdąży milicję poinformować, a może lepiej będzie dla Rosanny, jeśli to on sam zapyta ją o pistolet.- Pan mi nie wierzy - stwierdził.- Jestem z milicji - powiedział śledczy, jak by jeszcze raz chcąc mu przypomnieć, że nie należy do stowarzyszenia o charakterze religijnym.- A co do tej dziewczyny, to myślę, że znajdziemy ją bardzo szybko.- Nawet na podstawie tak skąpego opisu?- Owszem.Wydaje mi się, że już wiem, o kogo chodzi.Ja znam tę panienkę.- To całe szczęście - Henryk odetchnął z ulgą.- Bo ona potwierdzi moje alibi.Interesuje mnie jednak, skąd pan wie o naszej bytności w willi Butyłły?- Powiedziała nam o tym żona Butyłły.- Przecież nie zna mojego nazwiska?Grubas uśmiechnął się dobrodusznie i stał się od razu sympaty­czniejszy.- Jakże pan naiwny, redaktorze.Morderstwo ujawniono o wpół do pierwszej w nocy.Natychmiast pojechała tam nasza ekipa na czele z majorem Buczkiem.Żona Butyłły poinformowała nas, że tego wieczoru miała z mężem iść do teatru, ale przed wieczorem zjawił się w ich mieszkaniu jakiś facet z dziewczyną i pytał o laseczkę.Major Buczek natychmiast domyślił się, że chodzi o pana.Tym bardziej, że opisała dokładnie pański wygląd, a major zna pana bardzo dobrze.- Owszem, znamy się bardzo dobrze - powiedział Henryk nie bez satysfakcji.- Po rozmowie z panem, Butyłło zrezygnował z teatru.Wsiadł w samochód i pojechał do Łodzi.Polecił żonie, aby do tea­tru poszła sama, co też i uczyniła.Była w teatrze, spektakl skończył się za dziesięć jedenasta w nocy.Wróciła pieszo na przystanek tramwajowy, czekała na podmiejski tramwaj piętna­ście minut, są na to świadkowie, bo spotkała tam znajomych z Ozorkowa i razem z nimi jechała do domu.Wysiadła z tram­waju dwadzieścia minut po dwunastej, w mieszkaniu odkryła zwłoki swego męża.Butyłło został zamordowany około jedenastej w nocy.Henryk wtrącił cierpko:- Ja zaś nie mam alibi i jestem podejrzany.Oficer zgodnie pokiwał głową.- A gdy uzyskam alibi, co wówczas uczynicie? Kogo będziecie podejrzewać?Ponieważ tamten milczał, Henryk spróbował go pouczyć:- Przede wszystkim należałoby dowiedzieć się, dlaczego Butył­ło udawał Rykierta i czemu nie chciał mi wyjaśnić, od kogo otrzymał laseczkę.Tak, właśnie laseczkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl