[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A bez tej sympatii, czy też może lepiejrzec: pewnego porozumienia ze strażnikami, ucieczka nie byłabymożliwa.To strażnik spod Bełżyc miał przekazać więzniom planypodziemnych korytarzy na Zamku.Wykreśliła je ponoć matkawięzionego Ryszarda.Skąd ta - nieznana nam z nazwiska ni imienia- wieśniaczka posiadała takie informacje? Tego się już chyba nigdynie dowiemy.Więzniowie otrzymali więc cenny szkic,przestudiowali i nabrali przekonania, że wejście do podziemi miałosię znajdować w baszcie, wyjście zaś nad brzegiem Czechówki,kilkaset metrów za Zamkiem.Droga nad Czechówkę była jednak długa, trudna i niebezpieczna.Nie było pewności, czy uciekinierzy nie zabłądzą w podzamkowymlabiryncie lub nie utoną w kanałach pełnych kloacznych ścieków.Najwięcej ryzykował pierwszy uciekinier.Malinowski relacjonuje,206iż pomocny dla pepeesowców był niezwykle odważny Cygan.Ale ijego imię nie zostało przytoczone.Był to z pewnością kryminalista,zapewne jakiś koniokrad, bo Cyganów za politykę wtedy jeszcze niewięziono.To niewątpliwie ten chwat przecierał podziemny szlak,badał głębokość wiekowych kanałów i przepędzał grasujące wpodziemiach tabuny szczurów.Malinowski nie poświęca wieleuwagi okropnościom podziemi, ot, odwołuje się do wyobrazniczytelnika, a relację kończy słowami: Kozacy przez kilka dniszukali uciekinierów strzelając po łąkach.Uciekło przeszło 30 osób,w tem sporo kryminalistów.Z tych ostatnich wszystkich schwytano.Bojowcy się dobrze zakonspirowali i po pewnym czasie część ichwyjechała za granicę".W tym momencie można się żachnąć, nawetoburzyć, autor bowiem najwyrazniej przecenił zdolnościkonspiracyjne swych kolegów, także ich morale, a pewne sprawynieładnie zataił.I z pewnością nie czytał %7łeromskiego! Nie wiedział,a może nie chciał wiedzieć i pamiętać, że pepeesowiec Skarżyński -ukrywany w Nałęczowie - zachował się jak najgorszy tchórz i łobuz,zadenuncjował wszak kobietę, która pospieszyła mu z pomocą.Niespodziewany snop światła na legendarną ucieczkę rzucił listnadesłany w roku 1963 ze Związku Radzieckiego do redakcjilubelskiego Sztandaru Ludu" i na łamach tegoż dziennikaopublikowany.Nadawcą okazał się Aleksander Nikołajewicz Miecz,mieszkaniec Dniepropietrowska.W chwili wysłania listu liczył sobie77 lat, w młodości był z krwi i kości rewolucjonistą, poznał carskiewięzienia i zsyłki, a pracę konspiratora rozpoczął jako uczeńpuławskiego gimnazjum.Aresztowany w Puławach trafił dowięzienia na Zamku i jako dwudziestopięcioletni więzień byłmimowolnym obserwatorem ucieczki.Podaje dokładną liczbęuciekinierów i wyjaśnia wielką rolę Cyganów w ucieczce.Z jegorelacji wynika, iż uciekli wszyscy uwięzieni i skazani na śmierćCyganie, a było ich dwudziestu.Umknęli wszyscy, gdyż to pod ichcelą miało znajdować się wejście do kanału.Polityczni mogli więcuciekać dopiero po opuszczeniu celi przez Cyganów! Nie wspominao tym Malinowski, najwyrazniej ten fakt przemilcza, czyni pewnietak, gdyż -jak to wynika także z listu Miecza - polityczni byliprzeciwni ucieczkom kryminalistów.Pierwszy z uciekinierów zapuścił się w podzamkowe lochy odziewiątej rano.Zwiatło dnia ujrzał nad Czechówką, gdy zegar na207Bramie Krakowskiej wydzwaniał dziesiątą.Obaj kronikarze ucieczki zgodnie podają, iż schodzono do kanału nasygnał.Nie określają jednak dokładnie owego znaku.Jedynie zkontekstu listu Miecza można się domyślić, iż dala go.Cyganka!Dzielny Cygan, który pierwszy przedarł się przez zamkowe lochy iwydostał z nich nad Czechówką, miał rodzinę w podlubelskichTatarach.Tam skierował swe pierwsze kroki po ucieczce i poleciłswej matce, by udała się na Zamek i poinformowała więzniówpobratymców o szansie ucieczki.Cyganka sobie tylko znanymisposobami uzyskała na Zamku, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli: widzenie", i w swym języku przekazała któremuś z Cyganów wieśćod swego syna.Droga z Tatar na Zamek zajęła Cygance nie więcejniż pól godziny, rozmowa w więzniem Cyganem pięć minut.Odchodziła z Zamku pewnie przed godziną 11, dopiero zaś trzygodziny pózniej spostrzeżono ucieczkę.W celach nie doliczono się41 więzniów.Wtedy to -jak pisze Malinowski - Kozacy zaczęlistrzelanie po łąkach.Czy wszyscy przestępcy kryminalni, jak zaznaczył wyraznieMalinowski, zostali schwytani? Kronikarz Kalendarza" pewniekolejny raz nie podaje prawdy.Cyganie kryminaliści mieli ogromneszansę ukrywania się, wchłonęły ich pewnie wędrujące tabory i zpewnością powrócili do dawnego procederu: przemytu i handlukradzionymi końmi.A polityczni powędrowali, jak się rzekło,swoimi ścieżkami, często za kordon i jak się można domyślać, niezawracali z drogi polityki.208Pisarka i koniokradKradzieże samochodów są zmorą naszych czasów.Jeszcze napoczątku XX wieku podobnym utrapieniem były kradzieże koni.Ginęły ziemianom, dorożkarzom, wieśniakom.Złodziei koninazywano koniokradami bądz koniarzami.Pozostawialipowszechnie znienawidzeni.Zdarzało się, że koniarza pochwycono.Prowadzono go wówczas do lasu i wieszano.Na suchej gałęzi.Egzekucje odbywały się w głębokiej tajemnicy, gdyż samosądy byłysurowo zakazane.Jednego z koniarzy pochwyconego w okolicyBychawy miała ocalić pisarka Zofia Kowerska, żyjąca w latach1845-1929.Do pierwszej wojny przetrwały liczne świetnie zorganizowanebandy zajmujące się kradzieżami.Porywały konie z pastwisk, stajen,niejednokrotnie z ulic miast.Złodzieje poruszali się po dokładniewyznaczonych szlakach, korzystali z postojów i gościny uzaufanych wspólników.Tymi osobnikami byli najczęściejkarczmarze, rzadziej młynarze czy kowale.Bywało, że skradzionekonie przepędzano do Galicji.Tam zmieniano ich wygląd przezmalowanie sierści, grzyw, obcinanie ogonów, czy też przykładaniedo czoła zwierzaka rozciętego bochenka chleba wyj ętego prosto zpieca.To był wypróbowany, stary dobry sposób.Sierść bowiemulegała wybarwieniu i powstawała biała plama.Po takich zabiegachkosmetycznych ogiery i kobyłki, już w nowej skórze, sprzedawanona targach i jarmarkach.W okolicach Bychawy najstarsi mieszkańcy utrzymują, iż koniarzewychodząc na złodziejskie wyprawy zabierali ze sobą ukryty wlnianym woreczku serdeczny palec wisielca.Obcięty wisieluchowipaluch miał przynosić złodziejom szczęście.Czasami jednak nieprzynosił, a wprost przeciwnie, stawał się dowodem oskarżenia.Wokolicy podbychawskiej wsi Olszanka schwytano właśnie koniarza ztakim lnianym woreczkiem ukrywającym palec wisielca.Koniarzapobito, założono mu powróz na szyję i wśród pogróżek orazwyzwisk oprowadzano po sąsiednich wsiach.Nikt nie miałwątpliwości, iż niebawem zawiśnie na suchej gałęzi.209Było to w roku 1913.W Józefowie pod Bychawą, zwanym wtedyrównież Józwowem, mieszkała Zofia Kowerska z domu Przewłocka.Na tamtejszym folwarku osiadła wraz z mężem po powrocie zsyberyjskiego zesłania w roku 1867.W Józefowie poświęcała sięwychowaniu dzieci i pracy literackiej.Pierwsza jej powieść Historia0 nieśmiały dziewczynie ukazała się w roku 1873.Przez krytykę iczytelników tom został przyjęty życzliwie.Kowerska ogarnęła więcpasja twórcza, ogłosiła kilkadziesiąt utworów beletrystycznych,głównie obyczajowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]