[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jego narzeczonej kochał się również wojownik-moredhel, ale dziewczyna odtrąciła go.W niepohamowanym gniewie moredhel otruł ją wywarem z aelebery.Zapadła w sen nieprzespany, aż do śmierci.Książę Elvandaru wyruszył na Beznadziejny Szlak w poszukiwaniu środka, który by uleczył jego ukochaną.Szukał aelebery.Srebrzystego Ciernia.Roślina ta ma w sobie przedziwną moc, może zarówno leczyć, jak i zabijać.Występuje tylko w Moraelin, co na twój język tłumaczy się Czarne Jezioro.To miejsce o potężnej mocy, święte dla moredheli.Żaden Elf nie może się doń zbliżyć.Legenda głosi, że książę tak długo wędrował wokół jeziora, aż wyżłobił stopami głęboki jar dookoła.Nie może on bowiem ani wejść do Moraelin, ani stamtąd odejść, dopóki nie odnajdzie ziela, które ocali jego ukochaną.Mówi się, że w dalszym ciągu krąży wokół jeziora.– Ale ja nie jestem Elfem – powiedział Arutha.– Pójdę do Moraelin, jeśli tylko wskażecie mi drogę.Tomas spojrzał po członkach dworu.– Postawimy twe stopy na drodze do Czarnego Jeziora, lecz nie uczynimy tego, dopóki nie wypoczniesz i nie wysłuchasz naszych rad.A teraz wskażemy wam pomieszczenia, gdzie będziecie mogli się odświeżyć po podróży i zdrzemnąć przed wieczornym posiłkiem.Oficjalna część posiedzenia dworu zakończyła się i Elfy rozeszły się.Z grupą Aruthy zostali jedynie Calin, Tomas i Królowa.– Jak się miewa wasz synek? – zapytał Martin.Na ustach Tomasa pojawił się szeroki uśmiech.Skinął na gości, aby poszli za nim.Zaprowadził ich tunelem z gęstych gałęzi do pomieszczenia w ogromnym wiązie, gdzie w kołysce spało dziecko.Z wyglądu chłopczyk nie miał więcej niż sześć miesięcy.Spał smacznie i coś mu się akurat śniło, bo delikatnie poruszał paluszkami.Martin przyglądał mu się długo z uwagą.Zrozumiał teraz dobrze, co Calin miał na myśli mówiąc, że jego pochodzenie jest wyjątkowe.Dziecko wyglądało na bardziej ludzkie niż elfie.Jego uszka były tylko odrobinę spiczaste i miały płatki, co było ludzką, niespotykaną u Elfów cechą.Okrągła twarzyczka przypominała raczej pyzatą twarz ludzkiego niemowlęcia.Martin spostrzegł w jej rysach coś nieuchwytnego, co powiedziało mu, że to bardziej dziecko swego ojca niż matki.Aglaranna pochyliła się i delikatnie pogłaskała chłopczyka.– Jak mu daliście na imię?– Calis – szepnęła Królowa.Martin kiwnął głową.W języku Elfów oznaczało to „dziecko zieleni” i odnosiło się do rozwoju i życia.Było to szczęśliwe, dobrze wróżące imię.Zostawili śpiące dziecko i poszli razem do obszernej sali, gdzie zastali czekającą na nich kąpiel i maty do spania.Wkrótce wszyscy spali w najlepsze, z wyjątkiem Aruthy, który nieustannie błądził myślami od wizerunku uśpionej Anity do srebrnej rośliny rosnącej na brzegach czarnego jeziora.Martin siedział samotnie, ciesząc się pierwszym od roku wieczorem w Elvandarze.Elvandar, na równi z zamkiem Crydee, był mu domem rodzinnym.Jako dziecko bawił się tu nie raz i nie dwa i był traktowany na równi z dziećmi Elfów.Usłyszał za sobą miękkie kroki Elfa.Odwrócił się.– Galain! – Ucieszył się na widok młodego Elfa, kuzyna Calina.Galain był jego najstarszym przyjacielem.Objęli się na powitanie.– Spodziewałem się, że zobaczę cię wcześniej.– Dopiero wróciłem z patrolu północnej granicy puszczy.Dzieją się tam dziwne rzeczy, Martin.Słyszałem, że być może będziesz w stanie rzucić na to trochę światła.– Niewiele, co najwyżej nikły płomyczek.Jedno jest pewne, dzieją się tam złe rzeczy.Opowiedział Galainowi o wszystkim.– To straszne, Martin.– W głosie młodego Elfa słychać było prawdziwy ból z powodu losu Anity.– A twój brat? – To proste z pozoru pytanie zgodnie z tradycją Elfów zabarwione było wieloma niuansami intonacji, z których każdy odnosił się do innego aspektu ciężkich doświadczeń Aruthy.– Jakoś się trzyma.Czasem stara się o wszystkim zapomnieć; a czasem ciężar cierpienia dosłownie przygniata go do ziemi.Sam nie wiem, w jaki sposób udało mu się uniknąć szaleństwa.Tak bardzo ją kocha.– Martin pokręcił głową.– Nigdy się ożeniłeś, Martin.Dlaczego? Martin wzruszył ramionami.– Jeszcze nie napotkałem swojej wybranki.– Smutny jesteś.– No cóż, Arutha czasem jest człowiekiem, z którym ciężko się dogadać, ale to przecież mój brat.Pamiętam go jako dzieciaka.Nawet wtedy trudno było zbliżyć się do niego.Sam nie wiem, może to przez śmierć jego matki, gdy był jeszcze bardzo mały? Zawsze trzymał wszystkich i wszystko na dystans.Mimo tej twardej, zewnętrznej skorupy i mocnego charakteru bardzo łatwo go zranić.– Jesteście bardzo podobni do siebie.– A no tak.chyba masz rację.Przez długą chwilę stali obok siebie w milczeniu.– Pomożemy wam.Zrobimy wszystko, co w naszej mocy.– Musimy jechać do Moraelin.Młodym Elfem wstrząsnął dreszcz, co było bardzo nietypowym uzewnętrznieniem uczuć, nawet u kogoś tak jeszcze niedoświadczonego.– Martin, to złe miejsce.Nazywane jest Czarnym Jeziorem z powodów, które nie mają nic wspólnego z kolorem wody.To studnia, otchłań szaleństwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]