[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niestety, czas męskich rozrywek zakłócił piorun spadający z bezchmurnego nieba.Któregoś dnia do obozowiska przygalopował wojak na czarnym achałtekinie okrytym gęstą pianą.Osadził rumaka przed jurtą władcy i wrzasnął pełnym głosem:- Panie najdostojniejszy, stała się rzecz niesłychana! Hodża Nasreddin to nie człowiek śmiertelny, lecz czarnoksiężnik, syn wściekłego dżina i pustynnej giurzy.Panie najdostojniejszy, łotr ów przebył Czerwone Piaski i w najlepszym zdrowiu dotarł do wioski Kokbułbul.Wszyscy zdrętwieli z przerażenia.Bali się oddychać.Nawet muchy zamarły na moment na wojłokowych ścianach jurty.Emirowi krew napłynęła do głowy.Poczerwieniał straszliwie, otworzył szeroko gębę, niczym dziki karp wydobyty nagle z rzeki przez rybaka i zabulgotał coś niezrozumiałego.Zanim struchlali ze strachu dostojnicy zdążyli doskoczyć, aby go podtrzymać, władca osunął się bezwładnie z monarszego krzesła.Znieruchomiał na kobiercu.Nieoczekiwany atak apopleksji zerwał nędzną nić żywota.Śmierć władcy sprawiła, że Hodża Nasreddin drogę powrotu do rodzinnej Buchary miał odciętą na zawsze.Następca zmarłego, emir Salim-chan o przydomku Okrutny, wydał polecenie siepaczom, ażeby pochwycili mędrca i nie zwlekając ani sekundy poddali najwymyślniejszym torturom.A potem odcięli mu język, nalali do brzucha roztopionego ołowiu i wreszcie oddzielili głowę od tułowia.A wszystko, co z niego jeszcze zostanie, porzucili w pustyni szakalom i hienom na uciechę.Nikt nie chciałby służyć dzikiej zwierzynie za przekąskę.Hodża Nasreddin pojął od razu, że jedynym skutecznym sposobem ocalenia życia jest zniknięcie z oczu prześladowcom i staranne zatarcie śladów.Szybka ucieczka poza granice emiratu była najlepszym wyjściem z trudnej sytuacji.Zaś rozumne komórki pod skorupą zagrożonej czaszki, a także zdrowe nogi wiernego kłapoucha pozwalały wierzyć, iż ucieczka się powiedzie.*“Na cudzych skrzydłach latać się nie da.Cudzą głową myśleć równie trudno” - powiadają przewodnicy karawan przemierzający pustynię od stuleci.Samemu zatem spróbuj odgadnąć, człowieku śledzący nurt niniejszej opowieści, w jaki sposób Hodża Nasreddin przetrzymał dwadzieścia cztery dni w Czerwonych Piaskach? Na ulewę w porze bezdeszczowej i na inne cuda ze strony Allacha liczyć przecież me mógł.Liczyć mógł jedynie na siebie.PRZY OGNISKUOpowieść dwunasta o spotkaniu z dwoma czabanamizdążającymi do Samarkandy,sprzeczce upartego swata z niedoszłym żonkosiemoraz nieoczekiwanej wizycie BababulłyKsiężyc cienki, z równie jak u filozofa pustym brzuchem, dreptać począł po niebie oświetlając drogę zgłodniałym wędrowcom, gdy ścieżynka wijąca się przez tugaj, dzikie zarośla skarłowaciałych krzewów o szarych i suchych liściach, doprowadziła Hodże Nasreddina i jego kłapoucha do polanki, na której płonęło niewielkie ognisko.W krwawych odblaskach poruszały się leniwie dwa cienie.Trzaskające w żarze badyle wybuchały pękami iskier.Noc szemrała mieszaniną przeróżnych odgłosów.Mędrzec zlazł ostrożnie z osła i przystanął na skraju zarośli, aby posłuchać, kim są nieznajomi.Ludźmi dobrymi czy szakalami w skórze człowieczej, którym lepiej w drogę nie wchodzić.Jednakże z tej odległości, mimo wysiłków uszu, trudno było cokolwiek rozróżnić.Delikatnie stąpając podszedł kilka kroków do j przodu.I jeszcze kilka.Słowa dobiegające od ogniska nabrały teraz sensu.Hodża Nareddin słyszał wyraźnie rozmowę dwóch mężczyzn.- Jeżeli nie chcesz chyżonogiego achałtekina, Ibrachimie, weź chociaż młodą żonę.Jeśli i tego nie uczynisz, kup sobie futro, żeby ci było ciepło.Ale najlepiej zrobisz przyjmując do swego domu Dżamilę, córkę Dustmata, właściciela farbiarni.Dżamila w języku Arabów znaczy “Przepiękna”.I rzeczywiście, natura j musiała być w doskonałym nastroju, gdy tworzyła tę dziewczynę.Znam ją dobrze i dlatego, przyjacielu, radzę ci ze szczerego serca, pojmij Dżamilę za żonę, a nie pożałujesz.Kałym - narzeczeński okup - rodzicom dasz nie za wielki, kilka kóz albo owiec wystarczy w zupełności.Powiadał mi stary Dustmat, iż czarnobrewa cię miłuje.Znakomicie się zatem składa, Ibrachimie.Będziesz mieć prawdziwy raj w domu.Odpowiadał drugi:- Ależ co mówisz, Babadżanie.Jaki raj? Przecież to niemowa od urodzenia.- Świetnie, Ibrachimie.Spokój to wielki dar w rodzinie, nie każdemu dostępny za życia.Długi język kobiety wielu już wciągnął w przepaść nieszczęścia.Czyżbyś nie wiedział, że język niewiasty bywa groźniejszy od kleszczy kata urzędującego w bucharskich lochach?- I głucha jest jak pień wiekowej wierzby.- Wspaniale.Bo czyż może być coś milszego nad małżonkę, która nigdy od nikogo niczego nie usłyszy o interesach i sprawkach swego pana i męża?- A do tego kulawa na prawą nogę.- Ciesz się, przyjacielu.Taka znacznie lepsza od innych.Nie będzie wałęsać się po próżnicy, będzie ci zawsze pilnować domu i dobytku.- Ależ Dżamila widzi na jedno oko.- I zębów nie ma.- Znakomicie.I bez tego ci się nie przelewa.- Babadżanie, czy zauważyłeś przynajmniej, że Dżamila, ta twoja “Przepiękna”, jest garbata?- Aj, aj, wymagający jesteś, przyjacielu.I kapryśny jak książę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]