[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co więcej, nie byłem nią ani trochę skrępowany, co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej.Musiałem się zastanowić, czy mój umysł nie tępieje, skoro nie dostrzegam i nie wyczuwam niebezpieczeństwa i oszustwa, mimo że muszą czaić się gdzieś blisko.Pierwszy przerwał milczenie Katylina.– A ten zbliżający się jeździec, czy to może być twój syn?Obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem Metona, wracającego od muru na północy, gdzie Aratus musiał właśnie go zastąpić w nadzorowaniu niewolników.– Tak, to młodszy z moich dwóch synów.– To przypomnienie o dzieciach i grożącym im niebezpieczeństwie wywołało we mnie falę niepokoju, świadczącego, że jeszcze nie całkiem otępiałem.– Metonie, mamy gości.To jest Lucjusz Sergiusz Katylina, a to jego towarzysz Tongilius.Meto podjechał bliżej, z przekornym uśmiechem na ustach, choć nagłe spotkanie z tak osławioną postacią nieco go zmieszało.Katylina podał mu dłoń, którą chłopak ujął, jak pomyślałem, nieco zbyt skwapliwie.Przyciszonym głosem spytał gościa:– Czy rzeczywiście spałeś, panie, z dziewicą Westy?Szczęka mi opadła.– Metonie!Katylina odchylił się w tył i roześmiał tak głośno, że aż mój koń parsknął zaniepokojony.Tongilius śmiał się, nie otwierając ust.Meto zaróżowił się, ale wyglądał bardziej na zdziwionego niż zakłopotanego.Przyłożyłem sobie rękę do czoła i jęknąłem.– Aha, wiem już, jaką anegdotę opowiem dziś po kolacji – powiedział Katylina.Wyciągnął rękę i poczochrał Metona po głowie, co ten zdawał się przyjmować z zadowoleniem.Gdybym miał nadzieję, że odstraszy Katylinę zła kuchnia, Kongrio rozwiałby ją natychmiast.Tego wieczoru przeszedł samego siebie.Ponaglała go Bethesda, która zazwyczaj osądzała nieznajomych wyłącznie na podstawie ich wyglądu; Katylina i Tongilius wypadli zaś w jej ocenie pierwszorzędnie.Dzięki temu mogliśmy delektować się wyśmienitym gulaszem z wieprzowiny i fasoli, podanym z potrawką morelową.Po kolacji, tak jak poprzedniego dnia, kazałem wynieść sofy do atrium, ale Bethesda nie dotrzymała nam towarzystwa.Odkąd uczyniłem ją swą żoną, szybko przywykła do nowego statusu wyzwoleńca i rzymskiej pani domu i w mig nauczyła się egzekwować swoje prawa.W przeciwieństwie do niejednej nowoczesnej matrony nigdy jednak nie przekraczała pewnych granic, poza którymi umieściła także przyłączanie się do męskich konwersacji po posiłkach, jeśli w domu gościli obcy.Wycofała się zatem, zabierając z sobą Dianę.Meto pozostał; nie znajdowałem odpowiedniego sposobu, by go odprawić.Zresztą nasz gość właśnie jemu obiecał opowiadanie.– Wyśmienita kolacja – pochwalił Katylina.– Muszę ci raz jeszcze podziękować, że zgodziłeś się mnie gościć pod swym dachem, Gordianusie.– Przyznaję, że z początku się wahałem, Katylino.– Mówiłem wolno i wyraźnie.– Budzisz poważne kontrowersje, a ja osiągnąłem taki punkt w życiu, gdzie już nie szukam kontrowersji, lecz raczej ich przeciwieństwa.Ale Marek Celiusz wyłożył mi, dlaczego powinienem zaoferować ci swą gościnę, w sposób.nader przekonywający.– Tak, to istotnie młodzieniec z dużym darem perswazji, a przy tym wykazuje się talentem i inicjatywą.– W głosie senatora nie było cienia ironii, a iskry w oczach były tak wesołe jak poprzednio, bez najmniejszej sugestii groźby.– Elokwentny i uparty, nie ma dwóch zdań.Zdaje się też pojmować, że dobitny gest może przemawiać głośniej niż słowa.Katylina skinął głową, znów nie dając po sobie poznać, że dociera do niego podwójne znaczenie moich słów.– Podobno lubisz zagadki – dodałem.Uśmiechnął się, Tongilius natomiast zaśmiał się w głos.Wymienili spojrzenie jak dwaj przyjaciele rozbawieni im tylko znanym żartem.– Przyznaję się – powiedział Katylina.– To jego jedyny nałóg – dodał Tongilius.– W każdym razie lubi tak o sobie mówić.Na tym więc polega dowcip – że człowiek podejrzewany o krańcowe zepsucie za jedyną swą wadę uznaje skłonność do zabawy słowami.– A ty, Gordianusie, jak rozumiem, bardziej lubisz je rozwiązywać, niż układać.– Tak niegdyś było.– No, dobrze.Na początek zadam ci łatwą zagadkę.– Zastanowił się przez chwilę, po czym rzekł: – Jadalne warzywo bez szlachetnego rodowodu, przesadzone z wiejskiej ziemi na kamienne podłoże, gdzie wbrew wszelkim oczekiwaniom świetnie rośnie i wypuszcza pnącza daleko i szeroko.– To zbyt łatwe – odezwał się Meto.– Doprawdy? Wymyśliłem ją na poczekaniu.– Warzywo to groszek.Kamiennym podłożem jest Forum Romanum.– Mów dalej – zachęcił go Katylina.– A zatem rozwiązanie brzmi: Marek Tulliusz Cycero.– Dlaczego tak uważasz?Meto wzruszył ramionami.– Każdy wie, że przydomek rodowy Cycerona pochodzi od przodka, który miał szparkę na nosie, jak ziarno grochu*.Cycero przybył do Rzymu z Arpinum.z „wiejskiej ziemi”.i zbił fortunę na Forum, które jest całe wybrukowane kamieniami.Urósł zatem tak, jak nikt tego by nie oczekiwał po człowieku z nieznanego rodu.– Bardzo dobrze.A pnącza? – spytał Katylina, patrząc nie na Metona, lecz na mnie.– To jego wpływy, które sięgają szeroko i daleko – zakonkludował Meto.– Miałeś rację, to zbyt łatwa zagadka – przyznał Katylina.– Następnym razem będę musiał ułożyć trudniejszą.Jak myślisz, Gordianusie?– Tak – potwierdziłem.– To było zbyt oczywiste.– Masz na myśli zagadkę czy jej twórcę? – wtrącił Tongilius.Przez chwilę myślałem, że pytanie jest poważne i że za chwilę maski spadną z naszych twarzy.Młody człowiek zaśmiał się jednak z cicha i wyszczerzył zęby do swego mentora, zorientowałem się więc, że tylko wykorzystał okazję kolejnej gry słów.– Słyszałem, że znacie się z Cyceronem od dawna – zagadnął mnie Katylina.– Piętnaście czy dwadzieścia lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]