[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mam nadzieję, że mój mąż zdechnie i zeżrą go robaki, lecz najpierw musi zostać chanem, żeby mój syn mógł odziedziczyć po nim tytuł.Przed śmiercią ojciec musi pozbyć się Hakima.Boże, utrzymaj go przy życiu, póki tego nie zrobi.A Azadeh musi zostać upokorzona, wygnana, zniszczona.najlepiej złapana, gdy parzy się z tym sabotażystą.Wtedy dopełni się moja zemsta.PIĄTEKROZDZIAŁ 14W POBLIŻU BAZY TABRIZ JEDEN, WIOSKA ABU MARD, 6.17.Twarz islamsko-marksistowskiego fałszywego mułły Mahmuda wykrzywiał gniew.- Czy spałaś z tym mężczyzną? - wrzeszczał.- W imię Boga, pytam, czy z nim spałaś?Azadeh klęczała przed nim, ogarnięta paniką.- Nie masz prawa wdzierać się do.- Czy spałaś z nim?- Jestem.jestem wierna.mężowi - wyjąkała.Jeszcze przed kilkoma sekundami ona i Ross siedzieli w cha­cie, jedząc szybko posiłek, który przyniosła, ciesząc się, że są razem i wkrótce wyruszą w drogę.Kalandar z wdzięcznością i pokorą przyjął bakszysz - cztery złote rupie dała jemu, jedną w tajemnicy jego żonie - po czym błogosławiąc ją poradził, by zaraz po śniadaniu wymknęli się do lasu.A potem drzwi chaty otworzyły się i do środka wpadli obcy.Pobili do nieprzytom­ności Rossa, wywlekli oboje na dwór i rzucili Azadeh do stóp Mahmuda.- Jestem wierna, przysięgam, że jestem wierna.- Wierna? Dlaczego nie nosisz czadoru? - wrzasnął.Otaczali ich w milczeniu wystraszeni wieśniacy.Sześciu na­pastników stało, opierając się o karabiny, dwóch pilnowało Rossa, który leżał twarzą w śniegu.Z rozbitego czoła płynęła mu krew.- Miałam.miałam czador, ale zdjęłam go na chwilę, kiedy jadłam.- Zdjęłaś czador, siedząc w zamkniętej chacie z obcym mężczyzną? Co jeszcze zdjęłaś?- Nic, nic - zaprzeczyła coraz bardziej przerażona, otu­lając się nie zapiętą kurtką.- Jadłam tylko śniadanie, a on nie jest obcym mężczyzną, ale moim starym znajomym.starym znajomym mojego męża - poprawiła się szybko, ale nie uszło to ich uwagi.- Jestem córką Abdollah-chana i nie macie prawa.- Starym znajomym? Jeśli jesteś niewinna, nie masz się czego bać! W imię Boga, czy z nim spałaś? Przysięgnij, że nie!- Poślij kogoś po mojego ojca, kalandarze.Poślij po niego!Kalandar nie ruszył się z miejsca.Wszyscy świdrowali ją wzrokiem.Bezradna spojrzała na splamiony krwią śnieg, na Johnny’ego, który jęknął, odzyskując przytomność.- Przysięgam na Boga, że nie zdradziłam mego męża! - zawołała.Jej krzyk zrobił wrażenie na wszystkich i wyrwał Rossa z odrętwienia.- Odpowiedz na moje pytanie, kobieto! Tak czy nie? W imię Boga, czy z nim spałaś?Mułła stał nad nią niczym nad chorą wroną, wieśniacy czekali, wszyscy czekali, nawet drzewa i wiatr, nawet Bóg.Inszallah.Poczuła, że opuszcza ją strach.Zamiast niego ogarnęła ją nienawiść.Wstała i spojrzała śmiało w oczy Mahmudowi.- Przysięgam w imię Boga, że nigdy nie zdradziłam mego męża - oświadczyła.- I w imię Boga, tak, dawno temu kochałam tego mężczyznę.Słysząc te słowa wielu ludzi zadrżało.Ross zdrętwiał z prze­rażenia.- Ladacznico! Kobieto lekkich obyczajów! Przyznałaś się otwarcie do grzechu! Zostaniesz ukarana zgodnie.- Nie! - krzyknął Ross, dźwigając się na kolana i ig­norując dwóch mudżahedinów, którzy mierzyli do niego z ka­rabinów.- Jej Wysokość jest niewinna.To wszystko moja wina, tylko moja!- Nie martw się, niewierny psie, ty też zostaniesz ukara­ny - zapewnił go Mahmud.- Słyszeliście wszyscy, jak ta ladacznica przyznała się do nierządu i jak przyznał się do niego niewierny.Dla niej jest za to tylko jedna kara, a dla niewier­nego.jaką karę powinien ponieść niewierny?Wieśniacy czekali.Mułła nie był ich mułłą, nie pochodził z ich wioski i nie był prawdziwym duchownym, ale islamskim marksistą.Nikt go tu nie prosił.Nikt nie wiedział, dlaczego zjawił się nagle, niczym dopust boży, z lewakami, którzy też nie pochodzili z sąsiedztwa.To nie byli prawdziwi szyici, ale jacyś szaleńcy.Czyż imam nie powtarzał po pięćdziesiąt razy, że tacy ludzie są szaleńcami, że mówią tylko, iż służą Bogu, czcząc w tajemnicy szatana, Marksa i Lenina?- No? Czy powinien ponieść taką samą karę?Nikt mu nie odpowiedział.Mułła i jego ludzie byli uzbrojeni.Azadeh czuła przeszywające ją spojrzenia; nie była w stanie poruszyć się ani odezwać.Uginały się pod nią nogi, głosy ludzi dobiegały z oddali, nawet krzyk Rossa.- Nie macie prawa mnie sądzić.ani jej.Bezcześcicie imię Boga.Jeden ze stojących nad nim mężczyzn przewrócił go z klęczek i przygniótł obcasem szyję do ziemi.- Wykastrujemy go i po kłopocie - stwierdził.- Nie, to ta kobieta go uwiodła - oznajmił ktoś inny.- Widziałem, jak wczoraj w chacie uniosła przed nim czador.Popatrzcie, nawet teraz kusi nas wszystkich.Mężczyźnie wy­starczy sto batów.- Położył na niej ręce, utnijmy mu ręce - padła kolejna propozycja.- Dobrze - zgodził się Mahmud.- Utniemy mu ręce, a potem wymierzymy chłostę.Azadeh chciała zaprotestować, ale głos uwiązł jej w gardle.Krew szumiała w uszach, żołądek zacisnął się, umysł przestał funkcjonować.Napastnicy podnieśli szarpiącego się i wierz­gającego Johnny’ego i przywiązali go do belek wystających ze ściany chaty.Przypomniała sobie, jak kiedyś, gdy byli dziećmi, Hakim, chcąc się popisać, złapał kamień i cisnął nim w kota, który z piskiem wywrócił się i próbował odpełznąć.Przez cały czas przeraźliwie miauczał i w końcu zastrzelił go jeden ze strażników.Ale teraz.teraz nikt jej nie zastrzeli.Skoczyła na Mahmuda, chcąc rozorać mu twarz paznokciami, lecz nagle opuściły ją siły i osunęła się na ziemię.Mahmud spojrzał na nią.- Połóżcie ją tam, pod ścianą - powiedział do swoich ludzi.- I niech ktoś przyniesie jej czador.Czy jest wśród was rzeźnik? - zapytał, zwracając się do wieśniaków.- Kto jest u was rzeźnikiem? - Nikt nie odpowiedział.- Kto jest u was rzeźnikiem, kalandarze?Naczelnik szybko wskazał jednego z wieśniaków, małego mężczyznę w zgrzebnym ubraniu.- Abrim.Abrim jest naszym rzeźnikiem.- Idź i przynieś swój najostrzejszy nóż - polecił mu Mahmud.- Pozostali niech zbiorą kamienie.Abrim odszedł, żeby wykonać rozkaz.Wola boska, mruczeli do siebie ludzie.- Czy oglądaliście kiedyś ukamienowanie? - zapytał ktoś.- Ja raz widziałam - odparła jakaś starucha.- W Tab-rizie, kiedy byłam mała.Cudzołożnicą była żona kupca z baza­ru - dodała drżącym głosem.- Tak, pamiętam, była żoną kupca.Jej kochanek także handlował na bazarze.Jemu ucięli głowę przed meczetem, a ją ukamienowali.Kobiety też mogły rzucać w nią kamieniami, ale nie chciały.Nie widziałam, żeby to robiły.Trwało to bardzo długo i przez długie lata słyszałam jej krzyki.- Cudzołóstwo jest wielkim złem i musi zostać ukarane, bez względu na to, kim jest grzesznica.Jeśli nawet jest nią ona.Mężczyźnie należy się sto batów, mówi Koran [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl