[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zupełnie odmiennym punktem programu było leczenie.Uczono nas nie przemocy, ale poznawaliśmy tajniki natury, pomagające odzyskać siłę i zdrowie.Ze zdziwieniem dowiedziałem się, jak z pomocą pewnych ziół można w przeciągu godzin zamykać otwarte rany i dzięki specjalnie zaparzonym mieszankom herbat i maściom leczyć w kilka dni złamania kości.Po zajęciach, co wieczór musieliśmy jeszcze uczestniczyć w czarnych mszach.Były krótkie, okrutne i brutalne, ponieważ amerykańscy kapłani nie zajmowali się składaniem jakichś śmiesznych ofiar ze zwierząt.Codziennie musieli zademonstrować swoją wszechwładzę i złożyć w ofierze człowieka.U nas w Niemczech popełniano mord rytualny tylko ze specjalnych okazji, takich jak noc Walpurgil, noc świętojańska, święta Bożego Narodzenia, albo inne święta satanistyczne.Codziennie jeden zabity.Nie mogłem pojąć, jak oni to robią? Dlaczego naszym amerykańskim braciom w Szatanie było tak łatwo znaleźć ofiarę? Dlaczego tych ludzi nikt nie szukał? Co dzień kupowałem gazetę i szukałem zdjęć osób zaginionych.Specjalnie sprawdziłem w słowniku słowo "missing".Jednak żadna z wielu twarzy, która zapadła mi w pamięci podczas nocnych rzezi, nie pojawiła się w gazecie.Nasze ofiary pozostawały bezimienne.Nikt ich nie poszukiwał, nikomu ich nie brakowało.Do dziś nie rozumiem, jak to się działo.Mogłem na ten temat snuć tylko przypuszczenia.Może miało to coś wspólnego z ogromną izolacją i osamotnieniem wielu Amerykanów, mieszkających w dużych miastach.Miliony ludzi żyły samotnie w olbrzymich, anonimowych blokach, nie znając się i nie troszcząc o siebie.Amerykańscy kapłani wykorzystywali msze nie tylko jako okazje do bezwzględnych egzekucji, ale też jako sposobność udzielenia kary.Bardzo brutalnej.Byłem świadkiem takiego wydarzenia.Dotknęła ona pewnego wieczoru jakiegoś zdrajcę.Zgromadzona gmina, około stu osób utworzyła w chłodni dwudziestometrowy szpaler prowadzący od wejścia aż do ołtarza.Nie wiedziałem wprawdzie, co się teraz wydarzy, ale ustawiłem się w rzędzie, parę metrów od ołtarza.Panowało całkowite milczenie, atmosfera była napięta i pełna oczekiwania.Nagle gwałtownie otworzyły się drzwi wejściowe.Na zewnątrz stali dwaj oprawcy, trzymając za ramiona wyrywającego się mężczyznę.Nie miał na sobie nic poza białymi majtkami.Przerzucili go przez próg i wylądował na czworakach na twardej betonowej podłodze w hali.Kiedy się już pozbierał, zobaczyłem przerażony, prawie błędny wzrok.Pół długie włosy miał posklejane od potu.Pocił się ze strachu, oceniłem okiem znawcy.Na jego widok tłum zaczął wrzeszczeć.Poleciały pod jego adresem okrzyki pogardy i podłe obelgi.Na tym się jednak nie skończyło.Niektórzy z satanistów zaatakowali chwiejącego się na nogach mężczyznę kijami baseballowymi, pałami, pejczami i nożami.Próbował osłaniać ciało rękoma, kulił się, ale nie było ucieczki ze szpaleru.Za zdrajcą stali dwaj olbrzymi oprawcy z szeroko rozłożonymi ramionami.Musiał przejść przez uliczkę utworzoną przez rozwścieczone, drwiące, bijące i przepełnione nienawiścią potwory.Kiedy tylko się zatrzymywał, jeden z pomocników kapłana popychał go niemiłosiernie w plecy.Nieszczęśnik szedł naprzód potykając się, popędzany przez boksujących i kopiących mężczyzn oraz gryzące i drapiące kobiety.Kiedy wreszcie dotarł do mnie, powłóczył już tylko nogami, prawie nieprzytomny, ze spuszczoną głową.Wyglądał okropnie - noże pozostawiły na jego ciele szeroko rozwarte rany, twarz miał sinozieloną od pobicia, nadgarstki i ramiona opuchnięte, ponieważ zdruzgotano mu kości.Nie miałem przy sobie żadnej broni, ale nie chciałem być gorszy od innych.Schwyciłem te żałosną kreaturę, waliłem go i kopalem, tak jak mnie tego nauczono, dopóki mnie od niego nie odciągnięto.Sapiąc jeszcze z wysiłku, zauważyłem, że musieli go później zawlec do ołtarza.Prawdopodobnie roztrzaskałem mu rzepki w obu kolanach.Mój udział zadowolił mnie, odczułem satysfakcję i ani odrobiny współczucia.W końcu ten facet chciał odejść od Szatana.Zhańbić naszego Pana i Mistrza.Nie zasłużył na nic lepszego.W Ameryce stałem się twardy.Obaj pomocnicy kapłana przytwierdzili skatowanego faceta do ołtarza.Nawet go nie przymocowali kajdankami, i tak nie mógł uciec.Dopiero teraz zjawił się kapłan.Oczyścił pokrwawione ciało, mamrocząc przy tym łacińskie formułki.Trwało to jakąś godzinę.Na rozkaz kapłana podszedł następnie jeden z jego pomocników i wylał nieprzytomnemu kubeł wody na twarz.Parskając i jęcząc zdrajca ocknął się.Po raz ostatni, ponieważ teraz kapłan sztyletem dokończył egzekucji.Potem zapanowała cisza.Nie licząc uczestnictwa w szkoleniu i mszy, dysponowałem dowolną ilością czasu.Tym razem miałem go tyle, ile Piotrek w zeszłym roku.W ciągu dnia mogłem robić, co mi się żywnie podoba.Zdawało się, że nikt mnie nie kontroluje.Dawano mi jednak niedwuznacznie do zrozumienia, że w zamian za taką wolność, powinienem sprowadzić jakiś "materiał na ofiarę".W końcu mam wystarczająco dużo czasu, żeby nawiązać odpowiednie kontakty.Wiedziałem, jak ma się to odbywać.Należy zagadnąć młodocianych uciekinierów z domu albo bezdomnych, porozmawiać z nimi przyjaźnie i zaprosić na wieczór na przyjęcie w okolicach stoczni.Przynętą, która zawsze na takich ludzi działa, jest bezpłatne jedzenie i picie.Natychmiast po zjawieniu się z takim "nowym nabytkiem" w umówionym miejscu, przekazuje się go oprawcom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl