[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej! - wrzasnął.- Alicja idzie!- Tak wcześnie? - zdziwiła się Zosia.- Przecież miała wrócić później, bo była umówiona z Herbertem.- Może znów zapomniała? - zaniepokoiłam się.- I znów nie odebrała od niego tej paczki? Chyba mnie przez nią w końcu szlag trafi.- Obiad!.To już nie ma co się zastanawiać, robimy rybę.Wstaw kartofle!Zdążyłam przykryć garnek przykrywką i prztyknąć palnikiem, kiedy na ulicy rozległ się nagle wizg opon, krzyk Pawła i ryk silnika samochodu.Mrożona ryba wyleciała Zosi z rąk.- Boże.!!! - krzyknęła, okropnie pobladła, nie ryba oczywiście, lecz Zosia.Wypadłam z domu pierwsza, mętnie myśląc, że jeśli nawet zemdleje, to cucić ją będę potem.Za sobą usłyszałam trzaśniecie drzwi i furtki, co oznaczało, że jednak nie zemdlała, tylko leci za mną.Kilkanaście metrów od ścieżki ujrzałam Pawła, nachylającego się nad jakąś osobą, leżącą na chodniku w dziwnej pozycji, jakby wgniecioną w krzewy sąsiedniego ogrodzenia.Obok poniewierał się czerwony kapelusz z wielkim rondem.Nim dopadłyśmy tego miejsca, Paweł już pomógł podnieść się Elżbiecie.Była podrapana, odzież miała nieco podartą, trzymała się za lewy łokieć i nie mogła stanąć na prawej nodze.Nie straciła zwykłego spokoju, tylko twarz jej przybrała wyraz lekkiego zdziwienia.Paweł był blady i wstrząśnięty.- Widziałem to! - powiedział gorączkowo, podtrzymując Elżbietę.- Wpadł na nią specjalnie, na pełnym gazie! Skręcił na chodnik! Gruchnął jak w kaczy kuper! Byłem świadkiem!- To dlaczego ona żyje?!!! - krzyknęła Zosia półprzytomnie, z bezrozumną pretensją.- Bardzo przepraszam - odparła Elżbieta łagodnie.- Sama się dziwię, ale mam wrażenie, że on się rozmyślił w ostatniej chwili.Popchnął mnie jakoś bokiem.Zaraz.Chyba nie jest złamana.Spróbowała stanąć na nodze i uczyniła kilka kroków, mocno kulejąc i opierając się na Pawle.Zatrzymała się i obejrzała łokieć.- Nie jest tak źle, zdarłam sobie trochę skórę, nic takiego.- No i widzisz, zachciało ci się napadu - powiedziałam nerwowo.- Masz napad.- Jechał ostro, tam się skądś pokazał i skręcił zaraz za nią! Specjalnie! - upierał się Paweł.- Potem odbił z powrotem na prawo i prysnął jak świnia! Myślałem, że to Alicja.- Czym cię uderzył? - spytała gwałtownie Zosia.- Pokaż tę nogę.Pokaż ten łokieć! Możesz iść? To trzeba natychmiast opatrzyć! To cud, że trafiłaś w te miękkie krzaki!- Średnio miękkie - poprawiła Elżbieta z lekkim niesmakiem.- Usłyszałam go i obejrzałam się, możliwe, że się trochę cofnęłam i dlatego pchnął mnie bokiem.Błotnikiem albo zderzakiem, nie wiem.Aha, jeszcze tu mnie coś boli.Zaraz, kapelusz.!Podniosłam kapelusz i znalazłam w zaroślach jej torebkę i torbę na zakupy.- Oczywiście, znów czerwone! - powiedziała Zosia ze wstrętem, oglądając się na kapelusz.- Znienawidzę ten kolor!.Powinnyśmy były wczoraj przewidzieć.Zostaw to świństwo!- Wykluczone! - zaprotestowała Elżbieta z niezwykłą, jak na nią, gwałtownością.- Mało, że mam siniaki, to jeszcze mam stracić kapelusz?W godzinę później, kiedy wróciła Alicja, Elżbieta siedziała na kanapie, już opatrzona, obandażowana, oklejona plastrami, z okładem na nodze.Gdzieniegdzie spuchła, gdzie­niegdzie zaczynała sinieć, ale w gruncie rzeczy nie stało jej się nic poważnego.O kartoflach zapomniałyśmy kompletnie i rozgotowały się na miazgę, a w rozrzuconą na podłodze rybę wlazł Paweł.Obiad trzeba było zaczynać od zera.- A więc jednak to Anita! - zawyrokowała Alicja stanowczo.- Wszystko przez ten cholerny kapelusz! Oprócz was tylko ona wiedziała, zobaczyła kapelusz i myślała, że to ja!- A właśnie, że nie!!! - wrzasnęła nagle Zosia jakimś okropnym głosem i wyrżnęła patelnią w kuchnię.- Tuż przedtem dzwoniła Ewa!!! Szlag może trafić!!! Pytała, czy Alicja chodzi w tym cudownym kapeluszu, żeby to jasny piorun trafił!!!- Jak to, Ewa,.? - spytałyśmy, nieco zbaraniałe.Zosia uspokoiła się nieco i odstawiła patelnię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl