[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Victor rozpalił je, bo.no, bo dodawało otuchy.Bo takie rzeczy robią ludzie.Koniecznie musiał sobie przypominać, że jest człowiekiem, i to prawdopodobnie nie obłąkanym.Nie o to chodzi, że rozmawiał z psem.Ludzie często rozmawia­ją z psami.Każdy może rozmawiać z kotem.A nawet z królikiem.Ale rozmowę z myszą i kaczorem należy uznać za nieco dziwną.- Myślisz, że chcieliśmy mówić? - burknął królik.-Jeszcze nie­dawno byłem zwykłym królikiem, bardzo z tego zadowolonym, aż tu nagle.łubudu! - zaczynam myśleć.Uwierz mi, to poważna prze­szkoda dla kogoś, kto szuka króliczego szczęścia.Jako królik masz ochotę na trawę i seks, a nie myśli typu Jaki w tym wszystkim jest sens, jeśli się dobrze zastanowić?”.- Ale przynajmniej możesz jeść trawę - zauważył Gaspode.- Trawa nic nie mówi.Ostatnie, czego ci trzefa, kiedy jesteś głodny, to etyczne zamieszanie na talerzu.- Myślisz, że masz kłopot - dodał kot, jakby czytał mu w myślach.- Mnie żoształo tylko jedzenie ryb.Kładziesz łapę na obie­dzie, a on wrzeszczy „Ratunku!”.To jeszt dopiero ciężka szytuaczja.Zapadła cisza.Wszyscy trzej spojrzeli na Victora.A wraz z nimi mysz.I kaczor.Kaczor patrzył ze szczególną niechęcią - pewnie sły­szał o jabłkach i majeranku.- Właśnie.Weź nas - odezwała się mysz.- Ściga mnie.to.- wskazała siedzącego obok kota.- Po kuchni.Drapanie, skrobanie, piski, panika.Nagle coś mi skwierczy w głowie, widzę patelnię.Ro­zumiesz? Jeszcze przed sekundą nie miałem pojęcia, co to jest pa­telnia, a teraz łapię uchwyt, ten wybiega zza rogu, brzdęk! A on za­tacza się i woła: „Co mnie uderzyło?”.Odpowiadam: ,Ja”.Wtedy oboje pojmujemy: zaczęliśmy mówić.- Konczeptualiżować - dodał kot.Był czarny, miał białe łapy, uszy jak rzutki do strzelania i po­drapaną mordkę kota, który osiem żywotów przeżył już w pełni.- Co tu gadać, mały.- mruknęła mysz.- Powiedzcie, co zrofiliście później - poprosił Gaspode.,- Przybyliśmy tutaj - odparł kot.- Z Ankh-Morpork? - zdziwił się Victor.- Tak.- To prawie trzydzieści mil!- Tak, i możesz mi wierzyć, że kotu niełatwo znaleźć transzport.- Widzisz? - zawołał Gaspode.- Takie rzeczy zdarzają się fez przerwy.Różni tacy przyjeżdżają do Świętego Gaju.Nie wiedzą, dla­czego wyruszyli, ale są pewni, że powinni fyć tutaj.I nie zachowują się tak, jak gdziekolwiek indziej na świecie.Ofserwowałem.Dzieje się coś dziwnego.Kaczor zakwakał.W tym kwakaniu były ukryte jakieś słowa, ale przez niedostosowanie gardła i dzioba tak niewyraźne, że Victor nic nie zrozumiał.Zwierzęta słuchały z sympatią.- No i co, Kaczorku? - rzucił królik.- Kaczor mówi - przetłumaczył Gaspode - że to przypomina migracje.Takie samo uczucie jak przy migracji.Tak mówi.- Tak? Ale my nie musieliśmy daleko podróżować - zauważył królik.- I tak mieszkaliśmy na tych wydmach.- Westchnął.- Przez trzy szczęśliwe lata i cztery nędzne dni - dodał.Victorowi wpadła do głowy pewna myśl.- W takim razie wiesz o tym starym człowieku na plaży? - za­pytał.- A, o tym.Tak, wiem.Zawsze wchodził tu na górę.- Jaki był?- Słuchaj, mądralo, przecież jeszcze cztery dni temu mój słow­nik składał się z dwóch czasowników i jednego rzeczownika.My­ślisz, że co o tym starym myślałem? Wiem tylko tyle, że nas nie go­nił.Wydawało nam się pewnie, że to głaz z nogami albo co.Victor pomyślał o ukrytej w kieszeni książce.Modły i rozpala­nie ognia.Kto mógł się tym zajmować?- Nie wiem, co się tu dzieje - wyznał.- I chciałbym to odkryć.Czy nie macie jakichś imion? Głupio się czuję, kiedy rozmawiam z osobami bez imion.- Tylko ja - odpowiedział Gaspode.-Jako pies.Wiesz, dosta­łem imię po sławnym Gaspode.- Dzieciak nazywał mnie kiedyś Mruczkiem - dodał z powąt­piewaniem kot.- Myślałem, że macie jakieś imiona we własnym języku - po­wiedział Victor.- No wiecie, jakieś Silne Łapy albo.albo Chyży Łowca.Coś takiego.Uśmiechnął się zachęcająco.Zwierzęta spojrzały na niego, wyraźnie nie pojmując.- On czyta książki - wyjaśnił wreszcie Gaspode.- Widzisz, proflem polega na tym - dodał, drapiąc się energicznie - że normal­ne zwierzęta nie przejmują się imionami.Przecież wiemy, kim je­steśmy.- Chociaż Chyży Łowca mi się podoba - przyznała mysz.- Moim zdaniem to imię bardziej odpowiednie dla kota.- Victor zaczął się pocić.- Myszy mają krótkie, miłe imiona.Na przy­kład Pip.- Pip? - powtórzyła lodowatym tonem mysz.Królik uśmiechnął się.- I.i zawsze myślałem, że króliki nazywają się na przykład Pu­szek.Albo Tuptuś.Królik przestał się uśmiechać i zastrzygł uszami.- Posłuchaj no, chłopcze.- zaczął.- A wiecie - przerwał mu Gaspode, próbując ożywić rozmowę - słyszałem o takiej legendzie, że pierwsza para ludzi na świecie nadała imiona wszystkim zwierzętom.Ciekawe, co?By ukryć zakłopotanie, Victor sięgnął po książkę.Modlitwy i rozpalanie ognia.Trzy razy dziennie.- Ten starzec.- zaczął.- A czemu jest taki ważny? - zdumiał się królik.- On tylko wchodził na wzgórze i wydawał dźwięki.Po parę razy dziennie.Moż­na by według niego nastawiać.nastawiać.- Zawahał się.- No, za­wsze o tej samej porze.Każdego dnia kilka razy.- Trzy razy.Trzy seanse.Jak w teatrze? - Victor przesuwał pal­cem po stronie.- Nie umiemy zliczyć do trzech - odparł z irytacją królik.- To idzie tak: raz.dużo.Dużo razy.- Spojrzał wrogo na Victora.- Tup­tuś - dodał z gryzącą ironią.- Ludzie z daleka przywozili mu ryby - ciągnął Victor.- Nikt tu w pobliżu nie mieszka.Musieli żyć wiele mil stąd.Płynęli bardzo daleko, żeby tylko dostarczyć mu ryby.Całkiem jakby nie chciał jeść ryb z tej zatoki.A przecież aż się tu od nich roi.Kiedy pływałem, widziałem takie homary, że byście nie uwierzyli.- I jak je nazwałeś? - spytał Tuptuś.Nie należał do królików, które łatwo zapominają urazy.- Ciachusiami?- Właśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl