[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeczytała je i rzuciła na podłogę.Tkwiła tu już od dwóch godzin.Było to jedyne miejsce, gdzie mogła się ukryć.Źli faceci na pewno myszkują po krzakach wokół kaplicy.Przyszła bardzo wcześnie, wyjdzie, gdy wszyscy się rozejdą.Potem zniknie.Jeśli ją znajdą, niech zrobią to szybko i niech wreszcie wszystko się skończy!Ścisnęła pogniecioną papierową chustkę i otarła oczy.Łzy napływały same i nie potrafiła ich powstrzymać.Żałobnicy weszli do środka, samochód telewizji odjechał.W gazetach napisali, że to tylko uroczystość żałobna, a pogrzeb odbędzie się później.W kaplicy nie było trumny.Zastanawiała się, czy nie wykorzystać tej chwili na ucieczkę - wynająć samochód i udać się na lotnisko Baton Rouge.Mogłaby wyjechać z kraju, zaszyć się w Montrealu albo Calgary i odczekać z rok, dopóki sprawca i jego mocodawcy nie zostaną ujęci.Były to jednak tylko marzenia.Sprawiedliwości nie stanie się zadość, jeśli Darby zniknie.Wiedziała więcej niż ktokolwiek inny.Federalni byli już blisko i nagle wycofali się, a teraz ganiają nie wiadomo za kim.Verheek niczego nie załatwił, choć jest tak blisko dyrektora.Thomas zginął, jej własne życie wisi na włosku.Wiedziała, kto stoi za morderstwami Rosenberga, Jensena i Callahana, co stawiało ją w wyjątkowym i bardzo niebezpiecznym położeniu.Pochyliła się nagle.Łzy na jej policzkach obeschły.Oto i on! Szczupły mężczyzna o pociągłej twarzy! Miał na sobie marynarkę i krawat - ubiór stosowny do okazji.Szedł szybko w stronę kaplicy.Tak, to był on! Ostatnio widziała go w Sheratonie.Kiedy to było.? W czwartek rano.Rozmawiała z Verheekiem, kiedy ten gość pojawił się w foyer, szukając jej wśród turystów.Zatrzymał się przy drzwiach i szarpnąwszy głową spojrzał nerwowo za siebie.Gnojek, partacz! Przez kilka sekund przyglądał się samochodom zaparkowanym niewinnie na ulicy, niecałe pięćdziesiąt jardów od miejsca, gdzie stał.Otworzył drzwi i wszedł do środka.Cudownie! Skurwysyny bez serca! Najpierw go zabili, a teraz oddają mu ostatni hołd!Dotknęła nosem szyby.Samochody stały zbyt daleko, ale była pewna, że w jednym z nich siedzi wspólnik Chudego.Musieli już zdawać sobie sprawę, że nie jest na tyle głupia i załamana, by wejść do kaplicy i płakać po stracie ukochanego.Wiedzieli o tym.Ścigali ją już przez dwa i pół dnia.Nie miała ochoty na dalsze łzy.Dziesięć minut później Chudy wyszedł z kaplicy, zapalił papierosa i z rękoma w kieszeniach przeszedł obok aut, lecz nie zatrzymał się.Gdy zniknął z pola widzenia, otworzyły się drzwi środkowego wozu i wysiadł z niego mężczyzna w zielonej uniwersyteckiej bluzie Tulane.Ruszył za Chudym.Wyglądał jak przeciwieństwo pierwszego: niski, nabity i silny.Prawdziwy tucznik!Skręcił na chodniczek, którym szedł Chudzielec, i zniknął za kaplicą.Darby zamarła.Po chwili pojawili się z drugiej strony budynku.Szli razem, szeptali, ale nie trwało to długo; Chudy odkleił się od opasa i wrócił do kaplicy.Tucznik rozsiadł się w samochodzie.Pewnie czekał na zakończenie uroczystości, żeby po raz ostatni spenetrować wzrokiem tłum.Baran! Chyba naprawdę mieli ją za idiotkę.Chudy spędził w kaplicy nie więcej niż dziesięć minut.Za krótko, by przyjrzeć się dwustu twarzom i stwierdzić, że nie ma jej wśród żałobników.A może rozglądał się tylko za rudymi? Albo blondynkami? Nie.Na pewno mieli swoich ludzi w środku.Siedzieli w ławkach, modlili się, udawali smutek, a spod oka obserwowali twarze, wypatrując tej jednej.Chudy tylko odbierał od nich umówione znaki: skinięcie głową albo mrugnięcie okiem.Chryste, aż się od nich roiło!Hawana była doskonałą kryjówką.Kubańczycy nie przejmowali się tym, że dziesięć, a może już sto państw nałożyło cenę na jego głowę.Fidel podziwiał go i czasami korzystał z jego usług.Pili razem, dzielili się kobietami, palili te same markowe cygara.Miał tu wszystko, czego mu było trzeba: przytulne mieszkanko przy Calle de Torre na hawańskim Starym Mieście, samochód z kierowcą, księgowego dokonującego inwestycyjnych cudów na całym świecie, flotyllę łodzi, jachtów i kutrów dowolnych rozmiarów i przeznaczenia, wojskowy samolot - gdyby przyszła mu chętka latać - oraz mnóstwo młodych kobiet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]