[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkrótce już nie miał wątpliwości - wszyscy usłyszeli głosy, nieopodal toczyła się rozmowa.Zamarli.Nie można było zrozumieć słów, musieli przysunąć się bliżej.Alan bardzo ostrożnie poczołgał się do przodu, gestem nakazując hobbitowi zrobić to samo.Folko drżał, wydawało mu się, że za chwilę zostaną wykryci; jednakże nadal pełzli i w końcu ukryli się w paprotniku, skąd mogli widzieć i słyszeć mówiących.Dopiero teraz hobbit odważył się unieść lekko głowę.Na wprost, pod potężnym bukiem, niedbale oparci o pień siedzieli dwaj mężczyźni.Wyglądali na zwyczajnych arnorskich wieśniaków; jeden był podstarzały, w cienkim płaszczu, z długą włócznią i nieporęczną siekierą drwala, drugi - młody, w skórzanej czapce i porządnym kaftanie, zapewne nie swoim, przepasany sznurkiem, z mieczem i włócznią.- Ech-he-he.- mówił starszy, drapiąc się po siwej brodzie -parszywe to nasze życie! Żyjemy gorzej niż zwierzęta po lasach, szwendamy się jak dzikusy.Ani się obejrzymy, jak drużyna przyjdzie i na gałąź nas.Och, życie! Co za los przeklęty!- Przestań jęczeć - przerwał mu młodszy, mrużąc oczy ze złości.- Ciesz się, Broda, że jeszcze żyjesz! Co złego jest w naszym życiu? Buty masz z najlepszej rohańskiej skóry.A skąd? Wcześniej nosem ziemię orałeś, a teraz sam sobie jesteś panem! Żyjemy jak ludzie! A co do lasu.Nie myśl, że tak zawsze będzie.Pieniążków nazbieramy i skoczymy na północ.Ludzie mówią, że tam ziemi dużo, bierz sobie, ile chcesz, ile obrobić zdołasz.więc cierp i nie jęcz, bo żyć się od tego odechciewa.Młody zaczął gwizdać jakąś wesołą melodię.- Dobrze ci mówić, jesteś mocny jak byk - zrzędził starszy.-A ja już ledwo nogami powłóczę, boki mnie bolą.Niedawno tak mi przyłożyli pałą przez plecy! Już myślałem, że grzbiet mi przetrącili! Ty ciągle swoje, nazbieramy pieniążków, a ile jeszcze tego zbierania? Dożyję do tego czasu? Pytam się na przykład, po co tu teraz siedzimy? Który to już tydzień z górki na górkę, z bagna do bagna.Cały trzęsawiskiem śmierdzę, jak ropuch jakiś.Ani łaźni, ani pieca.Po co tu siedzimy? Pustej drogi pilnujemy? Nikt po niej teraz w pojedynkę nie chodzi.Młody marszczył nos, w końcu nie wytrzymał gderania i przerwał staremu:- Ale z ciebie stary pień! Chcesz wiedzieć, po co tu siedzimy?! Nie słyszałeś, że Grubas przysłał gołębia z wieścią? Idzie w naszą stronę obóz, dziesięć wozów i trzydziestka z nimi - połowa to krasnoludy, pozostali są ludźmi.Spieszą na jarmark! - Młodym zawładnęła chciwość.- Na pewno wiozą dobry towar! Ot, gdzie się pożywimy!- Akurat! - wzruszył ramionami stary.- Krasnoludy, wiesz, swoich pieniążków tak łatwo nie oddają.Jak zaczną toporami machać, to!.- Machać! - przedrzeźniał go młody.- Nie za bardzo się namachają, jak nas tu setka stoi.Nie mają szans.A ty, wiesz co, kończ to kwękanie, bo, odstukać, dotrze do Arra i jego mieczników!Nagle obaj zaczęli nasłuchiwać i rozglądać się; nie zauważywszy nic podejrzanego, młody ciągnął:- Siedziałem niedaleko od ich ogniska, kiedy przyleciał gołąb.Siedzieli tam wszyscy, cała czternastka, Arr klasnął w dłonie i powiedział coś jakby „nareszcie!”.Siedź więc spokojnie, Broda, czasu mamy niewiele, niedługo te bęcwały do Żlebu dojadą.Starszy westchnął, ale zmilczał.Jednak nie czuł się pewnie i starał się zagłuszyć niepokój rozmową.- A nie wiesz, jak się rozstawimy? Gdzie my będziemy? Znowu nas pogonią przodem, pod strzały, a sami zabiorą całą zdobycz?- Słyszałem, że z obu stron się zasadzimy - odpowiedział młody, popluwając.- Wyskoczymy z przodu i z tyłu, a i z boków się zwalimy.- Z boków? - jęknął ze smutkiem stary.- Znaczy, z samej góry, po odkrytym?- A jak inaczej? - błysnął złymi oczami młody.- Masz inne miejsce? Dokoła pola.- Ja tam nic nie mówię - odparł stary ponuro i wciągnąwszy ramiona, opuścił ręce na kolana.Leżący w ukryciu zwiadowcy wymienili spojrzenia.- Wszystko jasne - szepnął niemal bezgłośnie Rogwold.- Ich jest stu dziesięciu czy coś koło tego.Wracamy!- Poczekaj, a co z łukami? - zapytał Alan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]