[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ten gość tam, ten od telemetrii.Skąd on jest? – spytał ostro, odkładając widelec.– Ale który?– Rance.Skąd on jest?Wisner patrzył zdziwiony.– Rance? Mówiłem przecież, to człowiek z NASA, jego bazą jest Houston.Johnson Space Center.Hawke potrząsnął głową.– Nie.Pytam, gdzie był przedtem.Chodzi o to, że ten gość ma jakby brytyjski akcent.– Och – kiwnął głową Wisner.– No tak, był Brytyjczykiem.Przyszedł do NASA w 1960, po tym jak Brytyjczycy zrezygnowali z programu rakietowego “Blue Streak”.Cała paczka ich naukowców i techników włączyła się do NASA.Około tuzina, jeśli nie więcej.Hawke zerknął porozumiewawczo na Meade’a i powiedział zimno:– A ty posadziłeś go przy tym projekcie?Wisner zdenerwował się.– Słuchaj, Morton, on jest amerykańskim obywatelem od ponad piętnastu lat.Bardzo niewielu z nich zostaje tu i przyjmuje obywatelstwo.Otrzymał od was najwyższy stopień zaufania.Sprawdź to.– Sprawdzę.I to zaraz.Znów spojrzał na Meade’a, a ten wyjął swój notes i nagryzmolił krótką notatkę.– Masz tu więcej takich jak on? – spytał Hawke.– Nie – odpowiedział Wisner.– Ale jest jeszcze trzech czy czterech w NASA.Zastanów się, Morton, popatrz na to z odpowiedniej perspektywy.Ci ludzie odegrali wielką rolę, pomagając nam wysłać Armstronga na Księżyc.Do diabła! Przecież nawet prezydent wymienił ich nazwiska.Hawke pochylił się do przodu i powiedział z naciskiem:– Elliot, słuchaj, co ci powiem.Jednym z powodów, dla których Brytyjczycy biorą udział w tym programie i wyciągają szyję w naszą stronę jest to, że wyłażą ze skóry, aby wykryć, jak kontrolujecie rozmywanie się wiązki laserowej.Czy zapomniałeś o tej małej farsie w Paryżu, Elliot?Wisner zaczął protestować, ale Hawke wstrzymał go, podnosząc dłoń.– A Gemmel już próbował umieścić tu swojego łącznika, żeby zaglądał wam przez ramię i możecie być pewni, że nie zrezygnuje z tego.Teraz Wisner podniósł głos; był zły.– Nie nawracaj nawróconego.To ja pracowałem nad rozgryzieniem tego problemu.Pracowałem przez lata.I ja bym to teraz wystawił na ryzyko? – Zakreślił ręką koło.– Widzieliście system zabezpieczeń? Powiedziałem, że jest uszczelniony międzywydziałowo.Rance nie ma dostępu do innej strefy poza niebieską i koniec.Nie ma możliwości dostania się w okolice lasera, czy to do pokoju projektantów, czy do krajarki dokumentów używanej przez sekretarki.Dlatego nie zapędzaj się za daleko, Morton.– A czy jego praca nie zmusza go do kontaktów z innymi?Wisner westchnął.– Mówiłem już, on jest teoretykiem telemetrii.Projektuje system sygnałów sterujących satelitą.I to wszystko.– A urządzenie naprowadzające?– I jedno, i drugie będzie w odległości trzydziestu sześciu tysięcy kilometrów od tego przeklętego lasera.Hawke odetchnął.– W porządku, Elliot, nie gniewaj się już.Mówisz, że skończą w ciągu paru tygodni?– Najdalej.I więcej nie będą mieli żadnego kontaktu z tym programem.Oni nawet nie wiedzą, jakiemu celowi ma służyć ich urządzenie.Nie wiedzą, że to ma współpracować z laserem.Mówiłem ci; jesteśmy uszczelnieni międzywydziałowo.Hawke poczuł się uspokojony i po przeprosinach zamówił drinki.Ale kiedy wyjeżdżali, kazał swemu asystentowi przeprowadzić podwójne sprawdzanie wszystkich członków zespołu Wisnera.Interkom zabrzęczał na biurku Gemmela i głos sekretarki zawiadomił, że zjawił się Mr.Cheetham.Gemmel polecił go wpuścić i podać herbatę.Potem otworzył szufladę i wyjął dwie teczki.Cheetham był niskim, jasnowłosym mężczyzną w nieokreślonym wieku.Jego twarz zdobił delikatny wąsik i jak niektórzy z jego rodaków nie golił zbyt dokładnie policzków.To wszystko składało się na nieco komiczny wygląd.Usiadł po przeciwnej stronie biurka Gemmela, przeczytał wyjęte z teczek dokumenty i obejrzał fotografie.Od czasu do czasu wyciągał rękę po filiżankę i pociągał łyk herbaty.Po każdym łyku odruchowo wycierał usta białą chusteczką.Kiedy zamknął teczki i uniósł wzrok, Gemmel spytał:– Masz jakieś pytania, Ray?Cheetham pokręcił przecząco głową.– Nie, wydaje się, że dane są kompletne.– Musi to wyglądać na autentyczne wypadki.– Nie ma obawy.Będzie.Dziękuję za herbatę.Wstał i skierował się w stronę drzwi.– To nie są źli ludzie – rzucił za nim Gemmel.Cheetham odwrócił się.– To wcale nie ułatwia sprawy.Gemmel rozłożył ręce.– Przepraszam, to było głupie z mojej strony.Nienawidzę tego całego interesu.Cheetham uśmiechnął się bez śladu radości.– Ostatecznie bierzemy za to pensję.Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.Księga trzecia13Było to jedno z tych typowych przyjęć powitalnych, jakimi podejmowano zespół w jego podróży artystycznej.Lista zaproszonych gości obejmowała wąskie grono zagorzałych miłośników baletu, którzy jako starzy znajomi witali się z hałaśliwą poufałością.Pozostałych zwabiła chęć pokazania się w wielkim świecie i darmowe drinki.Mimo wszystko Lew Tudin uważał tę imprezę za ciekawą i na swój sposób kształcącą.Po raz pierwszy znalazł się za granicą w takim charakterze – “opiekuna” zespołu Teatru Małego z ramienia KGB.Gordik zdecydował bowiem, że Lew powinien być w pobliżu, gdy zacznie działać przynęta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl