[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.22Gloria Manners czuła się jak w więzieniu.Rozsadzała ją wściekłość.Byłwczesny wieczór.Właśnie przygotowała się przy pomocy Ruby do zejścia doprzepięknych ogrodów nad rzeką Zambezi, żeby obserwować sławny miejscowyzachód słońca (a potem zjeść kolację al fresco), kiedy ostro zapukał do drzwi in-spektor Robin Gilbert i obwieścił zakaz opuszczania pokoju.Wyjaśnił, że właśnieotrzymał ostrzeżenie od szefa policji w Harrare, Johna Ndlovu, że jacyś przestęp-cy odlecieli ze stolicy do Victoria Falls, by ją zamordować.W związku z czympani Manners ma pozostać z Ruby w pokoju, nawet jeść w pokoju posiłki, pó-ki przestępcy nie zostaną zdemaskowani i unieszkodliwieni.Inspektor otrzymałtakże dodatkowych ludzi.Wielu po cywilnemu, w strojach kelnerów lub bagażo-wych, kręciło się już po terenach hotelowych.Również posiłki do pokoju przyno-sić będą ludzie inspektora.Powiedziawszy to wszystko, Robin Gilbert odszedł, nie dając pani Mannersszansy na wszczęcie słownej akcji protestacyjnej.Nim zebrała myśli, już go niebyło.Obudziła się tuż po północy.Gdy odwróciła głowę, zobaczyła Ruby siedzącąna sąsiednim łóżku.Słychać było strzały i głośne krzyki.Gdy nagle rozprysła sięwielka szyba okna jej pokoju, schowała głowę pod kołdrę, krzycząc do Ruby, byzrobiła to samo.Deszcz odłamków posypał się na łóżka i na podłogę.Strzelanina ustała równie nagle, jak się zaczęła.Ukryte pod kołdrami kobietyusłyszały tupot nóg w korytarzu.Glorii z przerażenia serce łomotało jak szalone.Uspokoiła się, gdy usłyszała za drzwiami głos inspektora Gilberta, wołającego donich, by zostały tam, gdzie są, i że już jest po wszystkim.Po chwili wpadł do pokoju. Strzeliłem raz i musiałem, psiakrew, akurattrafić w pani okno.Nic się nikomu nie stało? Nie odpowiedziała Gloria. A napastnik? Obaj zabici.Niech się pani nie rusza, pani Manners.Wszędzie jest pełnoszkła.Zaraz ściągnę pokojówki, żeby posprzątały i przeniosły panią do innegoapartamentu.Reszta nocy powinna upłynąć spokojnie. Spokojnie! prychnęła. Wątpię, czy zaznam spokoju w tym kraju.23Szli szybko w odległości mniej więcej kilometra od jeziora.Tej nocy nie mie-li zamiaru zastawiać sideł.Zaspokajali głód, żując skrawki biltongu.ZamiaremMaxie było obejście wsi Binga i skręcenie potem pod kątem prostym w stronęgórskiego pasma, gdzie znajdowało się niewielkie skupisko domów białych ro-dzin.Okolica, przez którą szli, była goła i spalona słońcem.Mimo wczesnegoporanku, już się pocili w gorących promieniach słońca.Szli obok siebie, ale wielenie rozmawiali.Obu gnała chęć jak najszybszego dojścia do celu.Już póznym popołudniem Maxie zatrzymał Creasy ego, łapiąc go za rękę. Ktoś za nami idzie, ktoś nas wyraznie śledzi powiedział.Creasy otarł pot z czoła grzbietem dłoni i skrzywił usta w uśmiechu. Czekałem, aż mi to powiesz.Wiem o tym już od dziesięciu minut. Nie bądz taki mądry, Creasy.Ja z kolei wiem to od godziny i dlatego wy-brałem szlak bliżej tego stada pawianów, żeby je zaniepokoić.Piętnaście minutpotem znowu się rozdarły.Znowu ktoś je przestraszył.Potem ten ktoś, kto za na-mi podąża, spłoszył koroniaste siewki, a dziesięć minut temu narobiły ponowniehałasu miodowce.I to właśnie usłyszałeś, i tylko to. Dlaczego mi od razu nie powiedziałeś? Chciałem być na sto procent pewny.Chciałem dokładnie poznać odległość,w jakiej ten ktoś za nami idzie.Teraz już wiem, że trzyma się mniej więcej kilo-metr od nas.Czeka, aż rozbijemy obozowisko i wtedy spróbuje się podkraść. A nie sądzisz, że to mogą być ci dwaj z tej wioski Batongka? %7łe za małoim jeszcze krugerrandów? Wątpię.Oni dobrze wiedzą, że jestem byłym Zwiadowcą Selousa, że ichpodszedłem, chociaż bardzo kluczyli.Wiedzą, do czego jestem zdolny.Wiedząrównież, dokąd idziemy.Dlatego też wybrałem tę drogę.Mogli zauważyć, żetrzymamy się pogórza, żeby uniknąć frontalnej zasadzki.Gdyby to oni śledzili,to nie robiliby tego tak nieporadnie.Moim zdaniem tamci wrócili już do siebie,do wioski, i ze szczęścia upili się na umór.Ruszyli dalej. Nie oglądaj się powiedział Maxie. Ten, kto za nami idzie, jest zbytpewny siebie.103 Może się z nim zabawimy w bawole kółko ? zaproponował Creasy. W większości wypadków i w innym terenie jesteś bardzo pomysłowy i bły-skotliwy.Zwłaszcza w mieście.Na pustyni też nie ma lepszego od ciebie. Niechcąc być zbyt przykry, złagodził przytyk uśmiechem. Ale to jest mój tereni jestem na nim nieco lepszy od ciebie.Creasy przyznał to niechętnym mruknięciem. Możliwe, możliwe.Cieszysz się z tego jak dziecko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]