[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Bob miał nadzieję, że gdziekolwiek jest jego ojciec, ktośrównież go nakarmił.Chłopcy ruszyli za Danielem przez wioskę.Starsi i młodsi mieszkańcy przyglądaliim się ze zdziwieniem.Na centralny plac, na którym zebrały się już kobiety i dzieci, po-woli nadciągali mężczyzni.Mieli nagie klatki piersiowe, naszyjniki z piór i kolorowychkamieni, a na głowach pióropusze.Kobiety ubrane były w suknie z paciorków.Ich szy-je również ozdabiały naszyjniki.Niektórzy mężczyzni tańczyli w rytm uderzeń bębnai potrząsali czymś, co wyglądało jak dwa związane kijki. Rozgrzewają się  wyjaśnił Daniel. Podejdzcie tutaj, wezcie talerze i nałóżciesobie jedzenie.Możecie jeść i przyglądać się, a ja postaram się wam objaśnić, o co cho-dzi.Kobiety zdjęły wiklinowe pokrywy z ogromnych półmisków z potrawami.Trzejprzyjaciele nałożyli sobie porcje parującego mięsiwa, ziemniaków, grochu, wzięli też podużym kawałku chleba.Widok prawdziwego jedzenia tak uradował Jupe a, że nie żało-wał sobie podwójnych porcji. Do diabła z dietą!  pomyślał. Czy to dziczyzna?  spytał Daniela Pete, wskazując na jeden z półmisków. Tak, tu masz królika, a tam wiewiórkę.Dalej leżą ryby.Złowiliśmy je w Truoc, cow naszym języku oznacza rzekę.Chłopcy usiedli na ławkach pod olbrzymimi sekwojami.Jako stoły służyły szerokieskrzynie, oblepione etykietami, na których ujrzeli napisy: Części do silników.Kompaniaprzewozowa Nancarrowa.W pobliżu stała wsparta na belkach stara półciężarówka marki Chevrolet.Częścijej silnika leżały porozkładane na innej skrzyni z etykietką kompanii przewozowej.Podrugiej stronie wioski płynęła czysta i głęboka Truoc, bardziej przypominająca dużypotok niż rzekę.38  Czy jest to ta sama rzeka, która wypływa z doliny leżącej na północ stąd?  spy-tał Bob. Znasz tę dolinę?  Daniel nagle stał się podejrzliwy. O tyle, o ile  odparł ostrożnie Bob.Ugryzł kawałek dziczyzny. Widziałem jąz daleka. Nikomu nie wolno tam wchodzić  powiedział Daniel. To święte miejsce.Nazywamy je Doliną Przodków.Stanowi część naszego rezerwatu.Tam chowamy zmar-łych.Czasami odprawiamy również obrzędy. Nie wchodziłem do doliny  zapewnił Bob. Twoje plemię musi od bardzodawna żyć w tych stronach. Skąd wiesz? Przekonały mnie o tym stopnie i skalne uchwyty.Gdyby nie to, że omal nie po-rwała mnie lawina, w ogóle bym ich nie zauważył.Chyba wykuto je bardzo dawnotemu. Są tam od początku, kiedy Stwórca powołał do życia nasze plemię  wyja-śnił Daniel. On także stworzył lawiny, żeby trzymać z daleka tych, co nie mają wie-dzy.Zrobił również wierzby, z których witek pleciemy kosze, by ponieść w nich na-szych zmarłych do doliny.Wszystko jest dziełem Stwórcy. Chłopiec uśmiechnął się. Wiem, że szukałeś swojego ojca.Przodkowie przyjęliby to ze zrozumieniem. Ale nie wykazaliby zrozumienia dla turystów. Nigdy  przyznał Daniel.Jupiter zdążył zjeść połowę swojej porcji i od razu poczuł się lepiej. Pewnie dzieje się coś niezwykle ważnego, skoro nie wolno wam opuszczać wio-ski. Zachorowaliśmy  wyjaśnił Daniel. Mamy zaczerwienione oczy, niektórzykaszlą, kłuje nas w piersiach.Są też tacy, których piecze w żołądkach, jakby jakieś dia-bły w nich harcowały.Starszyzna uradziła, by odprawić śpiewane obrzędy, które po-zwolą pozbyć się tej okropnej choroby.Do jutra do południa nikomu nie wolno opu-ścić wioski. Czy nie powinniście raczej wezwać prawdziwego lekarza?  spytał Pete.Jupe dał mu kopniaka pod stołem. Każdy ma inne metody  odparł Daniel. Wy macie swoich doktorów, my swo-ich.Naszym jest szaman, śpiewający doktor.Odkąd pamiętam, troszczy się o naszezdrowie.Jest bardzo mądry.Czasami wysyła nas do kliniki w Bakersfieid, ale na ogółtego nie robi.Dotąd zawsze byliśmy zdrowi, a jeśli coś nam dolegało, szybko wracaliśmydo zdrowia.Od kilku miesięcy wszystko się zmieniło. Czy wasz zakaz opuszczania do jutra wioski dotyczy również i nas  dopytywałsię Bob. Może jednak ktoś mógłby nas stąd zabrać? Sprawa jest pilna.39  Tego właśnie wujek dowiaduje się od szamana.Nagle bębny zadudniły głośniej.Zagrzechotały pałeczki.Rozległ się przerazliwy, nie-ludzki jęk.Trzej Detektywi i towarzyszący im Daniel zafascynowani obserwowali, codzieje się na placu.Tancerze poruszali się w ogromnym kole, uderzając o ziemię stopami obutymiw mokasyny. Zauważcie, że podskakują i opadają nierównocześnie  powiedział Daniel. Robią tak dlatego, że świat przypomina wielką łódz.Gdyby wszyscy oparli się o jed-ną burtę w tym samym czasie, łódz zakołysałaby się i przewróciła.Wkrótce kilku tancerzy przesunęło się do środka koła i zaczęło tańczyć solo.Podskakiwali, wykonując dziwne, gwałtowne ruchy. Kiedy narodził się świat.Stwórca wyznaczył dzięcioła, by zdawał mu sprawę z te-go, co się na nim dzieje  wyjaśnił Daniel. Teraz więc my wybieramy mężczyzno czystych sercach, którzy skaczą pośrodku koła i potrząsają głowami w tył i w przód,podobnie jak te ptaki.Rozkładają ramiona, tańczą dokoła i śpiewają pieśń dzięcioła, byprzypomnieć jego duchowi, że ktoś jest chory i trzeba przekazać tę informację Stwórcy.Kiedy Stwórca dowie się o wszystkim, może obdarzyć doktora wielką siłą, która poma-ga chorym wrócić do zdrowia.Taniec trwał.Skóra tancerzy lśniła od potu; przemieszczali się dokoła i wewnątrzokręgu.Kobiety i dzieci patrzyły na nich, klaszcząc i śpiewając.Najciężej chorzy leże-li na matach, głowy mieli podparte derkami, by móc obserwować całą ceremonię.Byłabardzo kolorowa i pełna ekspresji.W pewnym momencie wszystko się skończyło.Umilkły bębny, a tancerze i publicz-ność przeszli do stołów zastawionych jedzeniem.Kobiety zdjęły pokrywy z półmisków.Jupe zauważył, że tancerze mają zaczerwienione oczy.Teraz kilku z nich zaczęło ka-słać.Wkrótce zjawił się wódz, którego Daniel nazywał wujkiem, oraz starszy mężczyznao surowym wyrazie twarzy.Przyodziani w obrzędowe pióropusze przebijali się przeztłum.Mieszkańcy wioski odnosili się do starszego mężczyzny z tak dużym szacunkiem,że Trzej Detektywi domyślili się, iż właśnie on jest szamanem, tym śpiewającym dokto-rem.Chociaż obaj zatrzymywali się niekiedy, by porozmawiać z tancerzami, posuwalisię jednak wytrwale w stronę Daniela i trójki gości.W końcu stanęli na wprost nich. Nie możemy wam pomóc  oznajmił wódz, Amos Turner. Sami musicie opu-ścić wioskę.Nasza decyzja jest ostateczna. ROZDZIAA 8Poszukiwanie objawienia Ryzyko jest zbyt duże  powiedział szaman. Obrzęd musi pozostać nieskala-ny.Mamy tu wielu, bardzo wielu chorych.Na pomarszczonej, zniszczonej przez wichry i słoty twarzy starego Człowieka malo-wał się prawdziwy smutek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl