[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marcus czekał, aż Bridgerton wymyśli jakiś powód, aby odejść.Trudno,żeby nie zrozumiał, że dokładnie tego się po nim spodziewa.Ale on był takgłupi, że stał z durnym uśmiechem, jakby nic innego nie miał do roboty.– Pan Bridgerton mówił właśnie.– zaczęła Honoria, ale wtedy Marcusinterweniował:– Bardzo przepraszam, ale muszę porozmawiać z lady Honoria naosobności.284Jego słowa zabrzmiały głośno, bardzo dobitnie, a co więcej dokończyłto, co chciał powiedzieć.Honoria zacisnęła usta i umilkła.Pan Bridgerton zmierzył ich wzrokiem i tak długo się nie poddawał, żeMarcus aż zacisnął szczękę, lecz potem, jakby nigdy nic znów stał sięczarujący.– Oczywiście.Właśnie pomyślałem, że mam wielką chęć na lemoniadę.– Ukłonił się, uśmiechnął i już go nie było.Honoria odczekała, aż znajdzie się poza zasięgiem jej głosu, a potem zezłością zwróciła się do Marcusa:– Aż trudno uwierzyć, że zachowałeś się tak niegrzecznie.Obrzucił jąsurowym spojrzeniem.– W odróżnieniu od młodszego Bridgertona ten nie jest żółtodziobem.– Co ty opowiadasz?– Nie powinnaś z nim flirtować.Honoria osłupiała.– Nie flirtowałam!– Oczywiście, że flirtowałaś.Przyglądałem ci się.TL R– Wcale nie.Rozmawiałeś z Felicity Featherington.– Która jest ó głowę niższa ode mnie.Wszystko widziałem.– Jeśli chcesz wiedzieć, to twoja ciotka go tu zawołała.Mam byćniegrzeczna dla gości w moim własnym domu? Na przyjęciu, na które zostalizaproszeni? – wychrypiała Honoria, sama nie mogąc uwierzyć, że się broni.Niegrzeczna? Niby nie, a co do zaproszenia, jej matka na pewno niewysłała je Bridgertonom.– Moja ciotka? – spytał.– Lady Danbury.Twoja praprapra.Zmierzył ją wściekłym wzrokiem.285– Prapraprapra – ciągnęła, grając mu na nerwach.Mruknął coś pod nosem, a potem dodał głośniej i tylko trochęuprzejmiej:– Jest okropna.– Ja ją lubię – buńczucznie oświadczyła Honoria.Nic nie powiedział, ale wyglądał na porządnie rozeźlonego.A Honoriiprzychodziło do głowy tylko: Co się dzieje? Dlaczego jest aż tak wściekły? Toprzecież ona kocha się w mężczyźnie, który uważa ją za ciężar.Za kogoś, zkim co prawda można się przyjaźnić, ale jednak jest ciężarem.Nawet terazchodzi mu zwłaszcza o dane Danielowi głupie przyrzeczenie, że odstraszy odniej mężczyzn, którzy mu się nie spodobają.Jeśli nie chce jej pokochać, niech przynajmniej nie rujnuje jej szans uinnych.– Wychodzę – oznajmiła, bo dłużej nie mogła już tego wytrzymać.Niechciała widzieć jego, Daisy, Iris, matki i pana Bridgertona, który w kąciepopijał lemoniadę i czarował starszą siostrę Felicity Featherington.– Dokąd? – zapytał.TL RNie odpowiedziała.To nie jego interes.Wyszła z sali i nawet się nieobejrzała.Ech, do diabła.Marcus chętnie pobiegłby za Honorią, ale wybuchłby wtedy wielkiskandal.Chciałby też, żeby nikt nie zauważył ich kłótni, ale Colin Bridgertonzłośliwie się uśmiechał znad szklanki z lemoniadą, a lady Danbury miałaminę, która mówiła: „Wszystko wiem i nad wszystkim panuję", na co Marcuszwykle nie zwracał uwagi.Tym razem miał jednak ponure przeczucie, że jego porażkęwyreżyserowała.286Wreszcie, kiedy ten straszny Bridgerton podniósł zabandażowaną łapę iironicznie mu zasalutował, Marcus miał dość.Wyszedł tymi samymi drzwiamico Honoria.Do diabła z plotkami.Jeśli ktoś to zauważy i zrobi aferę, niechzażąda, żeby Marcus się oświadczył.Żaden problem.Przeszukał ogród, salon, pokój muzyczny, bibliotekę i nawet kuchnie, ażw końcu znalazł Honorię w jej sypialni, czyli miejscu, o którym nie chciałmyśleć.Ale w domu Winsteadów spędził tyle czasu, że wiedział, gdzie sąprywatne apartamenty, a kiedy już przeszukał wszystkie inne pokoje, no to co,do czorta? Uważała, że tam jej nie znajdzie?– Marcus! – niemal wrzasnęła.– Co ty tutaj robisz? Najwyraźniej niemyślała, że ją tutaj znajdzie.Jego pierwsze słowa były całkiem bez sensu.– Co się z tobą dzieje?– Ze mną? – Szybko usiadła na łóżku i jak krab cofnęła się w stronęwezgłowia.– Co dzieje się z tobą?– To nie ja uciekłem z przyjęcia, żeby dąsać się w kącie.– To nie przyjęcie.To koncert.TL R– Twój koncert.– I jak zechcę, będę się dąsać – mruknęła.– Co?– Nic.– Zmroziła go spojrzeniem i skrzyżowała ramiona na piersiach.–Nie powinieneś tu przychodzić.Podniósł rękę dłonią do góry, jakby (z wielkim sarkazmem) chciałpowiedzieć: Coś takiego!Popatrzyła na jego dłoń, a potem na twarz.– Co to miało znaczyć?– Ty w mojej sypialni siedziałaś ponad pół tygodnia.287– Prawie umierałeś!Racja, ale nie chciał jej tego przyznać.– Musisz zrozumieć, że oddałem ci przysługę, prosząc Bridgertona, żebyodszedł.Z wściekłości aż otworzyła usta: –Ty.– Z takim mężczyzną nie powinnaś się zadawać – przerwał jej.– Co?– Możesz ciszej? – syknął.– Nie krzyczałam, zanim tu wszedłeś – odcięła się.Zrobił krok doprzodu.Nie całkiem panował nad sobą.– To nie jest odpowiedni mężczyzna dla ciebie.– Nie powiedziałam, że jest! Lady Danbury go zawołała.– Okropna kobieta.– Już to mówiłeś.– Warto powtórzyć.W końcu zsunęła się z łóżka.– Co okropnego jest w tym, że przedstawiła mi Colina Bridgertona?TL R– Chciała, żebym był zazdrosny! – wybuchnął.Oboje zamilkli, a potem Marcus rzucił szybkie spojrzenie na drzwi inatychmiast je zamknął.Kiedy znów odwrócił się w stronę Honorii, stała tak nieruchomo, żewidział, jak przełyka ślinę.Oczy miała ogromne i patrzyła na niego tymswoim spojrzeniem, które zawsze wytrącało go z równowagi.W migotliwymblasku świec błyszczały prawie jak srebro, a on poczuł się jakzahipnotyzowany.Jest piękna.Już wcześniej to wiedział, ale jej uroda znów go uderzyła zpowalającą siłą.288– Po co miałaby to robić? – zapytała cicho.Zacisnął zęby, aby nieodpowiadać, ale w końcu odparł:– Nie wiem.– Dlaczego uważała, że jej się to uda? – naciskała Honoria.– Bo wydaje jej się, że jest wszechmogąca – burknął zdesperowany.Byle nie powiedzieć jej prawdy.Nie żeby nie chciał jej powiedzieć, że jąkocha, ale nie był czas po temu.I nie tak chciał jej to wyznać.Jeszcze raz przełknęła ślinę, cała sztywna.– Dlaczego ci się wydaje, że możesz decydować, z jakimi mężczyznamiwolno mi się zadawać?Milczał.– Dlaczego, Marcus?– Daniel mnie o to prosił – wydusił.Nie wstydził się tego.Nie wstydził się nawet, że jej o tym niepowiedział.Ale nie lubił, gdy przypierano go do muru.Honoria wzięła długi urywany oddech, a potem wypuściła powietrze.Jedną rękę przyłożyła do ust i zacisnęła oczy.Przez chwilę wydawało mu się,TL Rże zacznie płakać, ale potem zrozumiał, że w ten sposób opanowuje emocje.Smutek? Wściekłość? Nie wiedział i z jakiegoś powodu poruszyło to jegoserce.Chciał ją poznać.Chciał poznać dokładnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]