[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miała pojęciao botanice, geologii czy biologii ignorancja na poziomie małego dziecka.A potem usłyszała niski dudniący grzmot, którego zródło zlokalizowała dopiero pochwili, kiedy zobaczyła kłąb kurzu przesuwający się po kamiennej drodze w stronęzagajnika i w stronę Mary.Tuman, odległy o jakieś dwa kilometry, bynajmniej nieporuszał się powoli, toteż nagle ogarnął ją strach.Skoczyła z powrotem do zagajnika.Znalazła wąską szczelinę pomiędzy dwomawielkimi korzeniami i wcisnęła się tam, zerkając ponad wysoką przyporą w kierunkuzbliżającej się chmury pyłu.Od tego, co zobaczyła, zakręciło jej się w głowie.Początkowo wyglądało to jak gangmotocyklowy.Potem pomyślała, że to stado zwierząt na kołach.Ale to niemożliwe.%7ładne zwierzę nie ma kół.Nie mogła tego widzieć.Ale widziała.Widziała około tuzina zwierząt.Były z grubsza tej samej wielkości co trawożernestworzenia, ale smuklejsze i szaro ubarwione, z rogami i krótkimi trąbami jak u słoni.Miały taką samą romboidalną budowę ciała co trawożercy, ale w jakiś sposóbwytworzyły koło na przedniej i tylnej nodze.Ale koło nie istnieje w naturze, upierał się jej umysł: koło potrzebuje osi z łożyskiemcałkowicie oddzielonej od obracającej się części, to nie mogło powstać, to niemożliwe.Potem, kiedy stado zatrzymało się w odległości niecałych pięćdziesięciu metrówi kurz opadł, Mary nagle dostrzegła związek i nie mogła opanować głośnego śmiechu.Koła to były strąki nasienne.Idealnie okrągłe, niezwykle twarde i lekkie nadawałysię doskonale.Stworzenia zaczepiały szpony przedniej i tylnej nogi w środku strąkówi używały dwóch bocznych nóg, żeby odpychać się od ziemi i posuwać do przodu.Zachwycając się tym wynalazkiem, Mary czuła się również trochę nieswojo, ponieważrogi stworzeń wydawały się bardzo ostre, a w oczach błyszczała ciekawość i inteligencjawidoczna nawet z tej odległości.I szukały jej.Jeden z nich dostrzegł strąk, który wytoczyła z zagajnika, i zjechał z drogi w jegokierunku.Kiedy dotarł do strąka, podniósł go trąbą, ustawił pionowo i potoczył doswoich towarzyszy.Zebrali się wokół strąka i dotykali go delikatnie silnymi, giętkimi trąbami.Maryprzyłapała się na tym, że interpretuje wydawane przez nich ciche ćwierknięcia, kląskaniai pohukiwania jako wyraz dezaprobaty.Ktoś dotykał strąka; ktoś go zepsuł.Potem pomyślała: Przybyłaś tutaj w określonym celu, chociaż jeszcze go niezrozumiałaś.Zmiało.Przejmij inicjatywę.Więc wstała i zawołała, bardzo zażenowana: Tutaj.Tutaj jestem! Obejrzałam wasz strąk.Przepraszam.Proszę, nie róbcie mikrzywdy!Natychmiast przekręcili głowy, żeby na nią spojrzeć, z wysuniętymi trąbami,z błyszczącymi oczami.Wszyscy postawili uszy.Mary wyszła spod osłony korzeni i spojrzała prosto na nich.Wyciągnęła ręce,rozumiejąc, że taki gest pewnie nie ma znaczenia dla stworzeń, które nie posiadają rąk.Nic innego jednak nie mogła zrobić.Podniosła plecak, przeszła po trawie i wstąpiła nadrogę.Z bliska nie dalej niż z dwóch metrów widziała ich znacznie dokładniej, ale jejuwagę przyciągnęło coś żywego i świadomego w ich spojrzeniach inteligencja.Testworzenia różniły się od trawożerców tak bardzo, jak człowiek różni się od krowy.Mary wskazała na siebie i powiedziała: Mary.Najbliższy stwór wyciągnął do niej trąbę.Podeszła bliżej, a on dotknął jej piersiw miejscu, które wskazała.Usłyszała własny głos wydobywający się z gardła stwora: Mery. Czym jesteś? zapytała, a stwór powtórzył: Czymieseś?Mogła tylko odpowiedzieć: Jestem człowiekiem. Jesem człoiekiem powiedział stwór, a potem stało się coś jeszcze dziwniejszego:stworzenia wybuchnęły śmiechem.Mrużyły oczy, kołysały trąbami, odrzucały głowy do tyłu a z ich gardełwydobywały się odgłosy niewątpliwie świadczące o wesołości.Nie mogła siępowstrzymać: również się roześmiała.Potem inny stwór wysunął się do przodu i dotknął jej ręki trąbą.Mary podstawiłarównież drugą rękę pod lekko kłujący szczeciną, pytający dotyk. Aha powiedziała czujesz zapach olejku ze strąka. Strąga powtórzył stwór. Jeśli potraficie wymawiać słowa w moim języku, możemy się porozumieć, kiedyś.Bóg wie jak.Mary powtórzyła, znowu wskazując na siebie.Nic.Patrzyli.Jeszcze raz pokazała na własną pierś: Mary.Najbliższy stwór dotknął własnej piersi trąbą i przemówił.Trzy sylaby czy dwie?Stwór znowu przemówił i tym razem Mary spróbowała odtworzyć te dzwięki. Mulefa powiedziała niepewnie.Inni powtórzyli jej głosem: Mulefa , ze śmiechem, i nawet jakby szydzili ze stwora,który się odezwał. Mulefa! , wołali, jakby to był świetny żart. No, skoro się śmiejecie, to chyba mnie nie zjecie stwierdziła Mary.Od tej chwilipoczuła się wśród nich swobodnie i już się nie denerwowała.Grupa również się odprężyła: mieli robotę, nie włóczyli się bez celu.Maryzobaczyła, że jeden z nich nosi na plecach siodło lub uprząż; dwaj inni załadowali mu nagrzbiet strąk i przywiązali go pasami, zręcznie posługując się trąbami.Kiedy stali,opierali się na bocznych nogach, a kiedy się przesuwali, sterowali jednocześnie przedniąi tylną.Ich ruchy były silne i pełne wdzięku.Jeden z nich podjechał na skraj drogi, uniósł trąbę i wydał donośny zew.Stadotrawożerców jak na komendę podniosło łby i potruchtało w stronę drogi.Dotarłszy namiejsce, zwierzęta cierpliwie stały wzdłuż krawędzi i pozwalały, żeby stworzenia nakołach powoli jezdziły wśród nich, sprawdzały, dotykały, liczyły.Potem Mary zobaczyła, że jeden sięga pod brzuch zwierzęcia i doi je trąbą; a potempodjechał do niej i delikatnie uniósł trąbę do ust kobiety.W pierwszej chwili wzdrygnęła się, lecz we wzroku stworzenia było oczekiwanie,więc przysunęła się i otworzyła usta.Stworzenie wycisnęło trochę rzadkiego słodkiegomleka do jej ust, odczekało, aż połknęła, i napoiło ją jeszcze, i jeszcze.Gest był tak miłyi przyjazny, że Mary impulsywnie zarzuciła stworzeniu ręce na szyję i pocałowała je,wdychając zapach rozgrzanej zakurzonej skóry, czując twarde kości i silne mięśnie trąby.Wkrótce przywódca zatrąbił cicho i trawożerne zwierzęta odeszły.Mulefa gotowalisię do drogi.Czuła radość, że ją powitali, i smutek, że odchodzą; ale potem ogarnęło jązdumienie.Jedno ze stworzeń schylało się, przyklękało na drodze i gestykulowało trąbą,a pozostałe zachęcały ją i zapraszały.Nie miała wątpliwości: chciały ją gdzieś zanieść,zabrać ze sobą.Drugi wziął jej plecak i przymocował do siodła trzeciego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]