[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszą jednak schować się w dżungli, aż znowu zapadnie noc.Muszą spać w dzień, chociaż trzeba będzie poświęcić trochę czasu na polowania.Zapasy żywności kończyły się.Późnym wieczorem, już wyspani, ale konający z głodu, zorganizowali cztery grupy myśliwskie.Godzinę później mieli beznogiego krokodyla, hiposzczura, dwa wielkie czerwone kozły i trzy duże małpy.Dobrze zjedli tego wieczoru i wszyscy poczuli się lepiej.Pościnali kłody, powiązali je i spuścili na rzeczkę.Przed świtem dotarli do następnego przełomu i następnej katarakty na wielkiej gałęzi.Zeszli na dół, lecz trzymali się poza mgłą i o świcie znaleźli się na dnie przy potoku.Przespawszy się, po polowaniu, zbudowali nowe tratwy.Dno trzeciego wodospadu okazało się być u podstawy Drzewa, czy - jak mówiła Awina pod stopami Wurutany.Szerokie pnie, gałęzie i różnorodna roślinność, rosnąca aż do wysokości dziesięciu tysięcy stóp tworzyły gęstwinę, która dopuszczała jedynie nieliczne promienie słoneczne.W południe panował tutaj głęboki półmrok, a rano i po południu prawie noc jak burza z kruczych piór, wypełniała przestrzenie pomiędzy gigantycznymi kolumnami i łukami zatopionymi w bagnie.Ziemia pod Drzewem chłonęła wodę katarakt, deszcze - to, czego nie zużyły gałęzie i kolosalne liście Drzewa i rośliny na nim żyjące.U podstawy Drzewa powstawały mokradła, ogromne, niewypowiedziane, posępne bagna.Głębokość wody wahała się od jednego cala do kilku stóp; dosyć, aby się człowiek utopił.Z tej wody, z tego błota wyrastało wiele dziwnych, cuchnących roślin, szarych i plamistych.Półmrok nadawał im koszmarne formy.Ogromne fragmenty kory, niektóre wielkości domku wczasowego, odpadały od Drzewa, uderzając po drodze w gałęzie i pnie, ścinając inne duże gnijące występy kory.Drzewo, jak wielki Wąż ze skandynawskiej mitologii, zmieniało skórę.Kora nieustannie gniła, a potem pękała i spadała na gałęzie, by tu dalej gnić, albo spadała dalej jak zimna, czarna gwiazda i z pluskiem uderzała w wodę i błoto moczarów.Tam, zanurzona do połowy gniła, a owady i robactwo, władające tym ponurym światem, miało w niej swój dom.Były to długie i cienkie robaki o trupim kolorze i owłosionych głowach, żuki, koloru granatu, uzbrojone w potężne żuchwy, długonogie, jasnoszkarłatne i ciemne jak noc węże z rogami na trójkątnych głowach, wielonogie gąsienice o giętkich tułowiach, wyposażonych w tuzin wyrostków, które w momencie przerażenia emitowały trujący gaz, czemu towarzyszyła głośna eksplozja i jeszcze całe zastępy obrzydliwych stworzeń.Ogromne fragmenty kory, leżące wszędzie w ciemnościach jak głazy po wycofaniu się lodowca, pełne były robaczywego, jadowitego życia.Wokół tych poszczerbionych odpadów rosły wysokie, smukłe, bezlistne rośliny, które wydawały zielonożółte owoce w kształcie serc.Wyrastały ze szczelin w rogowych łupinach.Rósł tam także gruby, szlamowaty chwast.Wyrastał na stopę lub dwie ponad mulistą wodę czy wodnisty muł.Ponad nim czasami zatrzepotał szerokimi skrzydłami owad, cały o cielistym kolorze dopiero co zmarłego człowieka.Głowę miał białą, z dwoma okrągłymi znamionami i wcięciami pod nimi, tak że wyglądała jak trupia czaszka.Przelatywał bezgłośnie, dotykając czasami kogoś z członków wyprawy, który wtedy odskakiwał.Jednak wszelkie hałasy i ruch tłumiono.Ludzie rozmawiali bardzo cicho, często szeptali i w ogóle nie śmiali się.Stopy tonęły w wodzie i mule, wyciągali je powoli, jakby w pokorze, towarzyszące temu plaśnięcia także były ciche i delikatne.Ludzie zbili się ciasno i nikt nie chciał zejść w krzaki lub za wysokie, szaroniebieskie, blade łodygi, by ulżyć swoim potrzebom.Początkowo Ulisses miał zamiar trzymać się blisko mokradła.Chociaż wędrówka była powolna i ciężka, to miejsce to wydawało się dogodniejsze od terenów leżących powyżej, gdzie żyło zbyt wiele myślących wrogów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]